W ostatnich dniach media zaczęły sensacyjnie informować, że internetowy nick już nie ochroni hejtera w sieci. Szkopuł w tym, że to – niestety – nieprawda. Nadal znalezienie obrażającej nas osoby pozostanie bardzo trudne.
O tzw. ślepym pozwie (czyli możliwości wytoczenia powództwa przeciwko osobie, której danych osobowych nie znamy) mówi się od dawna. Ba, w czerwcu 2017 r. Bezprawnik pisał o tym, że „niebawem pozwiesz już każdego anonimowego hejtera w sieci„. I pisał sensownie, bo rządzący zapowiadali, że jeszcze chwila, już za momencik. Ponad trzy lata zleciały i o ślepym pozwie nadal się jedynie mówi.
Ślepy pozew batem na hejterów
Tęsknota za nim udzieliła się niektórym dziennikarzom tak bardzo, że w ostatnich dniach wymyślili, iż właśnie w pozaustawowy sposób tenże ślepy pozew wprowadził Sąd Najwyższy. Niestety to informacja nieprawdziwa – bądź wynikająca właśnie z tęsknoty, o której piszę, bądź z tego, że albo się na sali sądowej nie było, albo się przysypiało.
Ja na sali sądowej, gdy SN zajmował się sprawą pozywania hejterów byłem i nie spałem, więc z pełnym przekonaniem i sporym rozczarowaniem mogę stwierdzić: nie, nadal nie pozwiecie na cywilnej ścieżce hejtującego was w internecie anonima. Tylko i aż, gdy już kogoś pozwiecie, będziecie mogli ustalić, czy wyzywał was spod jednego pseudonimu, czy występował pod wieloma.
Sąd Najwyższy wydał bowiem uchwałę (uchwała Sądu Najwyższego z 6 sierpnia 2020 r., sygn. akt III CZP 78/19), w której wskazał, że sąd powszechny jest uprawniony – na podstawie art. 159 ust. 2 pkt 4 ustawy z 16 lipca 2004 r. Prawo telekomunikacyjne (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 2460 ze zm.) – do zażądania od podmiotu związanego tajemnicą telekomunikacyjną informacji pozwalających zweryfikować twierdzenie powoda, że czynu naruszającego dobra osobiste dopuścił się pozwany w sprawie. Kluczowe słowa: „pozwany w sprawie”. Czyli ktoś, czyje dobra osobiste zostały naruszone, musi najpierw pozwać, a żeby pozwać – musi wiedzieć, kto jest hejterem. A zatem uchwała SN przysłuży się jedynie do ustalenia skali naruszenia, a nie tego, kto go dokonał.
Ślepy pozew nie widzi się Sądowi Najwyższemu
Nie ukrywam, że rozstrzygnięciem SN jestem rozczarowany. Jest ono bowiem poprawne jurydycznie. Ale odpowiada na prawie że nieistniejący w praktyce problem. Realnym kłopotem jest bowiem ustalenie sprawcy, a nie to, czy zwyzywał nas dwa razy, czy siedem. Oczywiście SN nie jest od zastępowania ustawodawcy. Niemniej jednak szkoda, że informacje przekazywane przez moich kolegów po fachu, są nieprawdziwe. W tym wypadku życzyłbym i sobie, i Wam, by dziennikarze mieli rację. Tymczasem dalej każdemu, kto chce walczyć z hejterami, pozostaje ścieżka karna, nawet jeśli wcale nie uśmiecha się mu się grożenie komuś odsiadką (dzięki temu jednak można zdobyć dane hejtera). To ewidentna niedoskonałość polskiej legislacji, której należy jak najszybciej się pozbyć. Bo hejt w sieci już teraz jest realnym problemem tysięcy osób. A przeświadczenie o anonimowości jedynie nienawistników rozzuchwala.