Wykroczenie, które zwyczajowo nazywa się szalbierstwem, nie jest czynem, z którego istnienia każdy zdaje sobie sprawę. Okazuje się, że jazda bez biletu może być przedmiotem podwójnej „odpowiedzialności”. Samo szalbierstwo odnosi się do wielu sfer.
Szalbierstwo. Co to jest?
Powszechnie wiadomo, że za jazdę bez biletu grozi mandat (jako kara). Czepiając się nazewnictwa trzeba stwierdzić, że jest to błędne określenie, bo kontroler biletów nie ma prawa nakładać grzywien w drodze mandatu karnego.
Kontrolerzy mogą wystawiać wezwania do zapłaty, które jednocześnie odnoszą się do zobowiązania do uiszczenia jakiejś kwoty pieniędzy, która związana jest z regulaminem przewoźnika w związku z opłatą dodatkową za przejazd bez ważnego biletu.
Jest to opłata wynikająca z treści umowy zawartej pomiędzy osobą (która jedzie bez biletu) a przewoźnikiem. Jeżeli ktoś myśli, że uniknie „odpowiedzialności”, bo przecież nic nie podpisywał, to oczywiście jest w błędzie.
Umowę można także zawrzeć per facta conclutentia (czynność prawna w formie dorozumianej) na przykład poprzez fakt wejścia do pociągu czy autobusu.
Takie zachowanie poczytuje się jako zawarcie umowy, co wiąże się z zaakceptowaniem regulaminu (zgodnie z którym za jazdę bez biletu nakłada się opłatę).
Takie zachowanie nie jest obojętne dla prawa wykroczeń
Artykuł 121 Kodeksu wykroczeń określa szalbierstwo. Przepis stanowi, że:
§ 1. Kto, pomimo nieuiszczenia dwukrotnie nałożonej na niego kary pieniężnej określonej w taryfie, po raz trzeci w ciągu roku bez zamiaru uiszczenia należności wyłudza przejazd koleją lub innym środkiem lokomocji, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.
§ 2. Tej samej karze podlega, kto bez zamiaru uiszczenia należności wyłudza pożywienie lub napój w zakładzie żywienia zbiorowego, przejazd środkiem lokomocji należącym do przedsiębiorstwa niedysponującego karami pieniężnymi określonymi w taryfie, wstęp na imprezę artystyczną, rozrywkową lub sportową, działanie automatu lub inne podobne świadczenie, o którym wie, że jest płatne.
§ 3. W razie popełnienia wykroczenia określonego w § 2 można orzec obowiązek zapłaty równowartości wyłudzonego mienia.
Jak widać, za jazdę bez biletu można także dostać prawdziwy mandat (do 500 zł albo grzywnę do 5000 zł), ale nie chodzi tutaj jedynie o poruszanie się komunikacją publiczną.
O co chodzi w szalbierstwie?
Warto przyjrzeć się §1 powyższego przepisu. Karę pieniężną określa najczęściej właściwy regulamin, zaś okres „w ciągu roku” liczyć należy od momentu nałożenia pierwszej kary. Warto tez pamiętać, że uiszczenie jednej z kar wyłącza możliwość zarzucenia tego czynu potencjalnemu sprawcy. Co istotne, do środków lokomocji zalicza się kolej czy autobusy. Wartość wyłudzonego przejazdu nie ma znaczenia.
Dużo szersze zastosowanie ma §2, który odnosi się do innych przewoźników (także taksówek), branży artystycznej, rozrywkowej, sportowej, a także innych, jak zakłady żywienia zbiorowego (restauracje, stołówki). Co ciekawe, jak wyjaśnia dr hab. P. Daniluk w Komentarzu do Kodeksu wykroczeń (wyd. 2019 r., C.H. Beck), pojawiały się orzeczenia, że szalbierstwem określono zamówienie kebaba na dowóz i niezapłacenie za niego – jeżeli dostawę zapewniła restauracja.
Do szalbierstwa zaliczono także wyłudzenie pobytu w hotelu polegające na tym, że zapłacono za jedną dobę, następnie przedłużono pobyt – obiecując zapłatę – i opuszczenie hotelu bez płacenia. Wyrok SO w Koninie (akt II Ka 170/18) odnoszący się do tej sprawy jest bardzo ciekawy. Sprawcę sąd pierwszej instancji skazał pierwotnie za oszustwo, co było w rozumieniu SO błędne.
Szalbierstwo jest szczególnym rodzajem oszustwa, które odnosi się do jedynie niektórych rodzajów usług i świadczeń. Wydaje się, że taka konstrukcja nie jest odpowiednia w kontekście współczesnych realiów. Dochodzi do sytuacji, w której sprawa więzienia za pierogi, tj. zmuszenia sklepowej wagi do wskazania niższej wartości jest przestępstwem zagrożonym pozbawieniem wolności, zaś wyłudzenie przejazdu taksówką o wartości kilkuset złotych już nie.