Chodząc do gimnazjum, byłam częstym gościem gabinetu szkolnej pedagog, która miała już przygotowany zmywacz do paznokci i waciki. Nie robiłam na paznokciach jaskrawych wzorów, zwyczajnie – biała końcówka, bezbarwny lakier i odrobina brokatu dla połysku. W szkole nauczyciele jednak stali na stanowisku, że jest to niedopuszczalne. W wielu placówkach oświatowych tak jest do dziś.
Nauczyciele starają się wpasować uczniów w pewne schematy. Farbowanie włosów jest niedopuszczalne (chociaż jeżeli zafarbujemy je na przykład na blond przed pierwszym dniem szkoły i będziemy dbać o to, żeby nie było odrostów, to nikt nie będzie wiedział, jak było pierwotnie), często niedopuszczalne są również pomalowane paznokcie czy dodatkowe kolczyki. Okazuje się jednak, że szkoły nie mogą aż tak ingerować w wygląd uczniów.
Szkoła może ingerować w ubiór, ale nie w wygląd
Czasy, kiedy uczniowie bali się nauczycieli i do szkoły chodzili ubrani schludnie, w białych kołnierzykach i bez grama makijażu raczej już minęły. Z jednej strony to dobrze – uczniowie to nie maszyny do nauki, tylko realne osoby, które chcą wyrażać siebie. Odpowiedni wygląd jest elementem wyrażania siebie, a na przykład zmiana koloru włosów, czy delikatny makijaż mogą sprawić, że człowiek czuje się sam z sobą zdecydowanie lepiej. Z drugiej jednak strony, uczniowie obecnie często chodzą do szkoły ubrani w sposób wyzywający, co już jest większym problemem. Jednak w tym przypadku placówka oświatowa ma prawo interweniować.
Prawo oświatowe nie pozostawia wątpliwości
To, że szkoła może ingerować w strój uczniów, wynika z prawa oświatowego. A konkretnie z art. 99, który stanowi, że obowiązkiem ucznia jest m.in. przestrzeganie zasad ubierania się uczniów na terenie szkoły lub noszenie na terenie szkoły jednolitego stroju. Tak więc w szkole można wprowadzić określone zasady dotyczące ubioru, co jest nawet rozsądne. Zwłaszcza w szkołach podstawowych – myślę, że nie mnie jedną razi, gdy 12-latka nosi mini spódniczkę i ogromny dekolt. Jestem dość tolerancyjna, jednak dzieci mają być dziećmi, a nie obiektem zainteresowania seksualnego, na który (często nieświadomie) w ten sposób się kreują.
Ubiór nie jest jednak tożsamy z wyglądem. Ingerencja w ubiór uczniów często jest konieczna, chodzi o zachowanie pewnych standardów. Przykładowo, gdyby urzędniczka w Urzędzie Marszałkowskim przyjęła petenta w wyzywającej mini i bluzce odsłaniającej pępek, z pewnością zostałoby to uznane za niedopuszczalne. Tak samo, jak prawnik, który usiłuje wejść na salę sądową bez togi, za to w krótkich spodenkach i japonkach. Jednak zmiana koloru włosów, pomalowanie paznokci, czy przefarbowanie włosów raczej nie może zostać uznane za nieodpowiednie, czy też za gorszące. Na ten temat wypowiedział się w 2023 roku Rzecznik Praw Obywatelskich, który zauważył, że:
Z jednej strony przyjmuje się, że wskazanie w Prawie oświatowym, iż szkoła może określić obowiązki ucznia w zakresie przestrzegania zasad ubierania się na terenie szkoły, oznacza, że regulacje odnoszące się do innych elementów wyglądu osoby wychodzą poza uprawnienia szkoły. Szczegółowe uregulowania w tym zakresie postrzegane są jako nadmierna, nieproporcjonalna i niekonieczna ingerencja w sferę wolności i prywatności, dla której nie ma podstawy ustawowej.
Szkoła może sugerować, nie może karać
Oczywiście nauczyciele mają prawo zasugerować uczniowi, że mając włosy we wszystkich kolorach tęczy, znacznie się wyróżnia. Może zasugerować, że długie czerwone paznokcie zapewne są niewygodne i zdolności manualne noszącej je osoby zostaną obniżone. Jednak szkoła nie ma prawa kazać zmywać makijażu (no, chyba że uczeń wymaluje sobie eyelinerem swastykę na czole, to jednak podpada pod zupełnie inne regulacje prawne), czy przefarbować włosów na swój naturalny kolor. Nie ma prawa również karać za takie rzeczy, na przykład obniżając ocenę z zachowania.