Talibowie tak przestraszyli się koronawirusa, że zdecydowali się zaprzestać strzelania do lekarzy niosących pomoc Afgańczykom? Sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana. Faktem jednak jest, że epidemia w ogarniętym wieloletnią wojną i zdewastowanym gospodarczo kraju może stanowić jeszcze większy problem niż w Chinach czy Włoszech.
Talibowie wcale nie polowali do niedawna na lekarzy – co nie znaczy, że sytuacja w Afganistanie związana z koronawirusem nie jest poważna
Daily Mail w nagłówku artykułu na swoim portalu internetowym informuje o bardzo osobliwym zjawisku. Oto Talibowie w obawie przed rozprzestrzenianiem koronawirusa zobowiązali się już więcej nie zabijać lekarzy i innych pracowników ochrony zdrowia. Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko kolejny clickbait, jakich w internecie wiele. I będzie miał rację.
Nie oznacza to jednak, że w Afganistanie nie dzieje się obecnie nic wartego uwagi. Skoro bowiem kraje bogate i silne słabo radzą sobie z epidemią, to będzie się działo w kraju zdewastowanym wieloletnią wojną i praktycznie pozbawionym sensownej gospodarki? I faktycznie – także Talibowie dostrzegli zagrożenie, jakie niesie za sobą koronawirus.
Permanentna wojna w Afganistanie zaczyna w tym momencie powoli zmierzać w stronę rozwiązania
Słowo „talib” oznacza ucznia czy studenta, w tym przypadku szkół koranicznych. W Afganistanie mówimy o fundamentalistycznym, sunnickim ugrupowaniu powstałym wiele lat po zakończeniu okupacji tego kraju przez ZSRR – jako pokłosie wojny domowej pomiędzy poszczególnymi watażkami. Władzę nad większością terytorium Afganistanu zdobyli w 1996 r. Wprowadzili porządki oparte o swoją interpretację prawa szariatu.
Talibowie rządzili Afganistanem stosunkowo krótko, bo do 2001 r. Na swoje nieszczęście, udzielili schronienia Osamie bin-Ladenowi. Po zamachach z 11 września święte prawo gościnności uniemożliwiło im właściwie wydanie terrorysty Stanom Zjednoczonym. Inwazja USA zakończyła ich rządy, jednak nie funkcjonowanie samej organizacji. Przetrwaniu Talibów pomogła w dużej mierze korupcja i wątpliwa kompetencja poszczególnych afgańskich rządów.
Teraz Stany Zjednoczone zawarły rozejm z Talibami. Prezydent Donald Trump stara się w końcu wycofać USA jeśli nie z całego Bliskiego Wschodu, to przynajmniej z tej wojny. O ile Talibowie niekoniecznie są w stanie dogadać się z rządem w Kabulu a Amerykanie umowę zawarli ponad głowami swojego „sojusznika”, o tyle jest to jakiś krok w stronę wyrwania się z impasu.
Talibowie tak naprawdę ogłosili jedynie, że zamierzają współpracować z WHO i Czerwonym Krzyżem
Do czego więc Talibowie zobowiązali się naprawdę? Chodzi o współpracę ze Światową Organizacją Zdrowia i Czerwonym Krzyżem. Owszem, w poprzednich latach faktycznie bojowników oskarżano o aktywne przeszkadzanie lekarzom w pracy na terenie Afganistanu. Nie da się również ukryć, że choć Talibowie zaprzeczają udziałowi w tego typu atakach, faktycznie pracownicy medyczni ginęli. Co więcej, powodem nieufności względem cudzoziemskich medyków była chociażby akcja szczepień przeciwko polio.
Talibowie zapewniają, że będą stosować się do zaleceń WHO i innych międzynarodowych organizacji, a także są gotowi podjąć z nimi współpracę. Będą również starli się koordynować swoje wysiłki zmierzające do walki z epidemią koronawirusa. Jednocześnie przedstawiciele tego ugrupowania zachęcają mieszkańców Afganistanu, by podporządkowywali się zaleceniom lekarzy. Oczywiście, zamierzają także egzekwować ich stosowanie.
Afganistan to kraj, w którym epidemia koronawirusa może okazać się niszczycielska: przez brak infrastruktury i nieszczelną granicę z Iranem
Zmiana podejścia Talibów do działalności zagranicznych lekarzy wynika z kombinacji dwóch istotnych czynników. Przede wszystkim w Afganistanie odnotowano już 22 przypadki koronawirusa. Mało? Niekoniecznie – trzeba pamiętać, że jest to państwo ledwie posiadającą infrastrukturę medyczną. Problemy z dostępnością chociażby testów będą tu siłą rzeczy dużo poważniejsze, niż we Włoszech, Chinach, czy Polsce.
Dodatkowo Talibowie, czy rząd w Kabulu, niekoniecznie mają możliwość dotarcia do mieszkańców z informacjami o sytuacji czy zaleceniach. Na pewno nie takie, jakie oferuje dzisiaj telewizja publiczna, czy chociażby internet. Warto pamiętać o specyficznych uwarunkowaniach kulturowych Afganistanu. Kobiety są tam chociażby narażone na wykluczenie z dostępu do fachowej opieki medycznej – nawet gdy ta faktycznie jest dostępna.
Drugim czynnikiem jest bliskość Iranu. W tym kraju epidemia również wymknęła się spod kontroli. Sytuacji nie poprawia zarówno niezbyt odpowiedzialna postawa władz. Przeprowadzenie wyborów i obchody rocznicy ważnego wydarzenia okazały się dla nich ważniejsze, niż zdrowie obywateli. Brzmi znajomo, trzeba przyznać. Największy problem stanowią jednak amerykańskie sankcje gospodarcze obejmujące także wyroby medyczne. Tymczasem granica irańsko-afgańska nie należy do najszczelniejszych, pomimo trudnego górzystego terenu.