Talibowie przejmują Afganistan w zatrważającym wręcz tempie. Opanowali już dwanaście stolic prowincji, w tym Herat i Kandahar – drugie i trzecie największe miasto w kraju. To zauważalnie szybciej, niż spodziewali się Amerykanie. Żołnierze USA mają wrócić do Afganistanu, by zabezpieczać ewakuację dyplomatów i personelu cywilnego.
Na dzień dzisiejszy talibowie opanowali już 12 z 34 stolic afgańskich prowincji
Chyba wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że bez żołnierzy Stanów Zjednoczonych rząd w Afganistanie upadnie prędzej, niż później. Nikt się chyba jednak nie spodziewał, że nastąpi to tak szybko. Talibowie przejmują Afganistan i z dnia na dzień powiększają swój stan posiadania.
Organizacja islamskich fundamentalistów kontroluje już 12 z 34 stolic afgańskich prowincji. Niedawno w ich ręce wpadły drugie i trzecie największe miasta Afganistanu – Herat i Kandahar. Afgański rząd niewiele może zrobić, by powstrzymać prowadzoną od maja ofensywę talibów. Tamtejsza armia jest w stanie stawiać raptem symboliczny opór.
Amerykańscy analitycy jeszcze niedawno spodziewali się załamania obrony w ciągu 90 dni. Teraz upadek rządu w Kabulu w ciągu miesiąca staje się coraz bardziej prawdopodobnym scenariuszem. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania są gotowe wysłać wojsko z powrotem – jednak jedynie po to, by zabezpieczyć ewakuację personelu dyplomatycznego i cywilnych tłumaczy. W przypadku osób współpracujących z Amerykanami mowa nawet o kilkunastu tysiącach osób.
Równocześnie Rosjanie poinformowali, że talibowie kontrolują już granice Afganistanu z Tadżykistanem i Uzbekistanem. Przeprowadzili także razem z Tadżykami wspólne manewry wojskowe, mające potwierdzić zdolność Rosji do zareagowania w razie jakiejkolwiek agresji ze strony talibów na któregoś z jej sojuszników. Minister obrony Federacji Rosyjskiej Sergiej Szojgu przyznał równocześnie, że talibowie zobowiązali się do nieprzekraczania granicy.
Talibowie przejmują Afganistan razem z amerykańskim sprzętem, Amerykanie mają najwyraźniej dość rządu w Kabulu
Jak do tego doszło i dlaczego rząd w Kabulu nie jest w stanie nic z talibami zrobić? Nie da się ukryć, że kluczowym czynnikiem sprzyjającym postępom talibów jest wycofanie się wojsk USA z Afganistanu. Prezydent Joe Biden zdecydował o zakończeniu trwającej od 2001 r. wojny w Afganistanie. Pomimo postępującej dezintegracji tego państwa, Biden przekonuje, że nie żałuje swojej decyzji.
Dość znamienne w tym przypadku są jego słowa: „Patrzcie, wydaliśmy ponad bilion dolarów w ciągu 20 lat. Wyszkoliliśmy i wyposażyliśmy w nowoczesny sprzęt ponad 300 tys. członków afgańskich sił. Afgańscy przywódcy muszą się zjednoczyć”. Obecnie ten nowoczesny sprzęt trafia prosto do rąk talibów, niekiedy razem z całymi oddziałami afgańskiej armii. Podobnie jak w przypadku niegdysiejszych sukcesów Państwa Islamskiego w Iraku, talibowie przejmują Afganistan razem z amerykańskim sprzętem.
Trudno nie dostrzec rozgoryczenia ze strony amerykańskiej administracji. Rząd w Kabulu nigdy nie był wzorem praworządności i demokracji. Wybory prezydenckie z 2009 r. zostały najprawdopodobniej sfałszowane. Od amerykańskiej interwencji z 2001 r. znacząco wzrosła produkcja opium w tym kraju – skądinąd w narkobiznes zaangażowani są również talibowie. Kraj od dawna przeżera korupcja i bezprawnie. I to niezależnie od strumienia dolarów pompowanego przez Waszyngton do Kabulu.
Wycofanie się Amerykanów z Afganistanu to koniec rządu w Kabulu. Analogie z wojny w Wietnamie nasuwają się same
Wycofywanie amerykańskich wojsk z USA momentami odbywało się w pośpiechu. Na przykład ewakuacja bazy Bagram odbyła się w nocy, bez powiadomienia afgańskiego dowództwa o tym fakcie. W efekcie nad ranem Afgańczycy zastali całą infrastrukturę już rozszabrowywaną. Warto przy tym wspomnieć, że Amerykanie zostawili na miejscu całe mnóstwo rozmaitego sprzętu wojskowego, w tym setki pojazdów opancerzonych. Nie sposób nie zauważyć, że takie posunięcie miało fatalny wpływ na i tak marne morale afgańskiego wojska.
Joe Biden jednak nie zamierza wysyłać do Afganistanu kolejnego pokolenia Amerykanów. W trwającej 20 lat wojnie zginęło niemal 2,5 tysiąca amerykańskich żołnierzy. Do tych strat należy doliczyć poległych pozostałych państw międzynarodowej koalicji, w tym 49 Polaków. Afgańczyków zginęło dużo więcej. Tamtejsze siły zbrojne i policyjne w ciągu ostatnich 20 lat straciły niemal 70 tysięcy żołnierzy i funkcjonariuszy. Do tego należy doliczyć drugie tyle poległych po stronie talibów, oraz zabitych cywilów.
Nie sposób nie doszukać się w tym przypadku analogii do dużo bardziej krwawej wojny w Wietnamie. Bez wsparcia USA lokalny rząd nie jest w stanie samodzielnie się utrzymać. Warto jednak zauważyć, że dezintegracja Wietnamu Południowego po wycofaniu się Amerykanów nie nastąpiła tak błyskawicznie, jak w przypadku dzisiejszego Afganistanu.
Afganistan, po raz kolejny, okazuje się cmentarzem imperiów. Amerykanie nie poradzili sobie z opanowaniem tego państwa lepiej, niż wcześniej Związek Radziecki i Wielka Brytania. Nic więc dziwnego, że najwyraźniej zdecydowali się zminimalizować swoje straty i zostawić Afgańczyków samym sobie. Państwo to najprawdopodobniej niebawem wróci do punktu wyjścia – religijnego reżimu takiego samego, jak przed zamachami na World Trade Center. Czy było warto? Zapewne nie. Z drugiej strony, teraz rywalizacja z Chinami jest dla USA ważniejsza.