Węgry wprowadzają tańszą benzynę… tylko dla aut z Węgier. Tak państwo Orbana coraz bardziej oddala się od Europy

Moto Zagranica Dołącz do dyskusji (175)
Węgry wprowadzają tańszą benzynę… tylko dla aut z Węgier. Tak państwo Orbana coraz bardziej oddala się od Europy

Tańsza benzyna tylko dla Węgrów. Nie, to nie jest żart. Taką decyzję właśnie podjął rząd Viktora Orbana. Po tańszej, urzędowej cenie, będą mogły tankować tylko osoby, które zrobią to autem na węgierskich rejestracjach. Wszyscy inni mają płacić rynkową cenę benzyny. Ponad 40% droższą.

Tańsza benzyna tylko dla Węgrów

Decyzja weszła w życie w nocy z czwartku na piątek. Poinformowała o niej polska ambasada w Budapeszcie. – Od północy z 26 na 27 maja samochody z zagranicznymi rejestracjami nie będą mogły na #Węgry tankować paliwa (Pb95 i ON) po cenie urzędowej 480 Ft/litr (5,63 zł). Będą płacić cenę rynkową, która jest o ok. 200 Ft/litr (+2,35 zł) wyższa – napisała ambasada na Twitterze kilka godzin temu. Co oznacza ta decyzja? To, że na przykład Słowacy żyjący na południu swojego kraju stracą możliwość szybkiej eskapady po tańszą benzynę na Węgry. Ale to nie wszystko – stracą również na przykład mieszkańcy Budapesztu, którzy jeżdżą autami zarejestrowanymi za granicą.

Według mnie to próba pod retorykę skierowaną do innych państw unii: chcecie embarga na paliwo, to zapłacicie więcej, a węgierskie rodziny za wojnę płacić nie będą – skomentował ten ruch na Twitterze dr Dominik Hejj z portalu kropka.hu, znawca tematyki węgierskiej. I dodał, że drożej za benzynę zapłaci od jutra miedzy innymi… zięć Viktora Orbana, który ma auto na niemieckich rejestracjach. Wyższa cena będzie też dotyczyć Węgrów z Siedmiogrodu, którzy w tej części Rumunii są istotną mniejszością. I do których od jakiegoś czasu Orban wysyłał wiele pozytywnych sygnałów. Otwartym pozostaje pytanie: w jaki sposób stacje benzynowe będą to sprawdzać? I w jaki sposób te podwójne ceny będą funkcjonować przy dystrybutorach?

Orban coraz dalej UE

Jeszcze pod koniec ubiegłego roku węgierski rząd wprowadził maksymalną cenę paliwa na stacjach. Potem przyszedł czas na regulowane ceny towarów na sklepowych półkach. Wszystko po to, by Viktor Orban mógł uzyskać reelekcję. I to mu się udało – wybory na Węgrzech wygrał zdecydowanie Fidesz, który teraz może robić co mu się tylko żywnie podoba. I robi. Raptem we wtorek Orban wprowadził nagle stan zagrożenia z powodu wojny na Ukrainie. Znowu, tak jak przy pandemii, może właściwie jednoosobowo rządzić państwem za pomocą dekretów. Widać, że szykuje się na coraz mocniejsze odcięcie od wspólnoty europejskiej, z której de facto i tak już sam się wypisał, pozostając wasalem Putina i nie potępiając ludobójstwa dokonywanego przez Rosjan w Ukrainie.

Już w dzień wybuchu wojny Jakub Kralka pisał w Bezprawniku, że Węgry nie zasługują na bycie naszymi bratankami. Teraz mamy kolejny tego dowód. A zatem, Polaku, jeśli wybierzesz się na weekend do Budapesztu, to zostaniesz na stacji benzynowej potraktowany jako człowiek drugiej kategorii. Który musi zapłacić 42% więcej za paliwo niż Węgier (i, pamiętajmy, tankując ruską ropę!). Fajnie, prawda? Takie rzeczy robi do niedawna największy sojusznik Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego. Oczywiście Unia Europejska z pewnością zareaguje na to absurdalne rozwiązanie. Ale wszystko wskazuje na to, że Orban takiego starcia z Brukselą chce, i to bardzo. I jest już na nie gotowy.

(zdjęcie pochodzi z Twittera @BalazsOrban_HU)