Ile lat temu ostatnio Węgry wykazały się tą historyczną przyjaźnią względem Polski, o której słyszymy na każdym kroku? Można się pomylić o milion.
Nie da się mówić o byciu bratankiem, gdy w dniu inwazji Rosji na Ukrainę nadal po uszy siedzi się w tyłku Putina.
Węgry, sfrustrowany kraj rozmiaru dwóch województw, żyjący mrzonkami o swojej przeszłości, w której i tak były stroną pasywną.
Z niewyjaśnionych przyczyn od lat jesteśmy wychowywani w ułudzie wybitnych stosunków polsko-węgierskich i ponaddziejowej wspólnoty, która łączy oba narody. Z tym, że fakty temu przeczą.
Gdy trzeba robić rozbiory Polski, Węgry tam są (jako strona pasywna oczywiście, ale to tylko dowodzi prawdziwości tezy postawionej kilka akapitów temu). Gdy trzeba iść pod rękę z Hitlerem, Węgry zawsze chętne do ustawienia się wbrew szeregowi państw przyzwoitych. Gdy wreszcie Putin szuka pożytecznego idioty do rozbijania od środka NATO i Unii Europejskiej, Orban już tam jest myśląc, że rozgrywa wielką geopolityczną grę jednego z kilkunastu państewek skupionych w okolicy Bałkanów, a naród węgierski z uśmiechem na twarzy daje mu na to przyzwolenie i kolejną kadencję.
Gowinowatość węgierskiej polityki (robimy, ale się nie cieszymy) staje się beznośna w sytuacji, gdy od podejmowanych z premedytacją decyzji tego kraju, zależą losy całej wspólnoty i Polski. Dla nas to jedno niekończące się pasmo problemów. Jak w takiej sytuacji można w ogóle jeszcze pielęgnować i kultywować archaiczne mity o jakiejś przyjaźni.
Wreszcie, jest nasz wielki strateg Jarosław Kaczyński, który gotów był budować wielki sojusz z Węgrami, tylko w oparciu o rymowankę sprzed kilkuset lat. Na każdym etapie tego pseudosojuszu zdobywał od Orbana razy o posmaku Vladimira Putina, a żeby było śmiesznej, to raz nawet o posmaku Donalda Tuska.
Węgry nie zasługują na bycie naszymi bratankami
Naiwne przeświadczenie o specjalnej relacji Polaków z Węgrami wypadałoby już odłożyć do lamusa, ponieważ nie przemawia za nimi rzeczywistość. Ten wciśnięty gdzieś między Słowację i Serbię kraj, wielokrotnie nie zdawał egzaminów rzekomej przyjaźni, zarówno w przeszłości, jak i w latach obecnych, torpedując wszystkie inicjatywy, które być może miały szanse zapobiec tragedii, której świadkami jesteśmy od rana.
Kraj, taki jak Polska, który być może ze wszystkich narodów świata najbardziej w dzisiejszych czasach potrzebuje ugruntowania filarów świata zachodniego, na tak uwarunkowane sojusze czy nawet tylko sympatie pozwolić sobie nie może.
Ps. Zwykle teksty o Węgrzech ilustruje się spektakularnym budynkiem Országházu, ale takie obrazki są zarezerwowane dla wielkich państw, odważnych narodów, przywódców hołdujących wartościom, naszym wartościom. Gulasz, to jest maks co możecie ode mnie dostać „bratankowie”.