Polska należy do krajów stosunkowo spokojnych i bezpiecznych. Terroryści w szkole to coś nie do pomyślenia. Chyba, że akurat zaprosi ich dyrektor – w ramach niezapowiedzianych ćwiczeń na wypadek zamachu. W Barczewie kluczem było zaskoczenie. O tym co się szykuje nie wiedzieli ani uczniowie, ani nauczyciele.
Polska nie ma na szczęście większego problemu ze strzelaninami w szkołach czy atakami terrorystycznymi
Szkoła powinna być miejscem bezpiecznym, przede wszystkim dla uczniów. System oświaty w Polsce w dużej mierze pochyla się nad problemem bezpieczeństwa swoich podopiecznych. Zazwyczaj chodzi o to, by na terenie takiej placówki nie doszło do żadnego przykrego wypadku.
Nasz kraj nie jest szczególnie narażony na rozmaite akty terroru. Szkolne strzelaniny to problem właściwie nierozłącznie związany ze Stanami Zjednoczonymi. Rozmaite organizacje w rodzaju Państwa Islamskiego wolą atakować cele położone na zachodzie Europy. W ostatnim czasie atakują zwykle przypadkowych przechodniów przy użyciu noża.
Dzięki temu prewencja nie jest zbyt palącym problemem. Oczywiście, wciąż jest ważne by uczniowie byli zapoznani z właściwymi procedurami. Dotyczy to przecież także chociażby alarmów przeciwpożarowych. Nie ma jednak potrzeby uciekania się do drastycznych środków. Jak podaje TVN24, dyrektor szkoły podstawowej nr 3 w Barczewie była innego zdania.
W Barczewie przeprowadzono ćwiczenia, których uczestnicy mogli przypuszczać, że naprawdę grasują jacyś terroryści w szkole
W połowie do listopada weszła do niej grupa zamaskowanych osobników z czymś co wyglądało jak broń. Były wybuchy, strzały. Terroryści w szkole? Ależ nie – to zewnętrzna firma wynajęta przez dyrektor do przeprowadzenia swoistej inscenizacji w trakcie ćwiczeń na wypadek prawdziwego ataku. Hałas robiły petardy i broń hukowa, do tego dochodziły atrapy.
Cały zamysł ćwiczeń opierał się o sprawdzenie, czy po ogłoszeniu alarmu wszystkie klasy zachowają się tak, jak powinny. Procedury ma wypadek ataku terrorystycznego przewidywały zamknięcie wszystkich sal na klucz. Dzień wcześniej ich treść wrzucono na stronę internetową szkoły.
Co poszło nie tak? Ćwiczenia były zupełnie niezapowiedziane. Nie wiedzieli o nich ani uczniowie, ani nawet sami nauczyciele. W takich okolicznościach terroryści w szkole mogli sprawiać wrażenie całkiem realnego zagrożenia. To z kolei było narażeniem dzieci na silny stres, naruszenie ich poczucia bezpieczeństwa. Takiej ewentualności pani dyrektor nie przewidziała.
Część szczególnie wrażliwych dzieci faktycznie zareagowała na całe zdarzenie źle. Jeden z uczniów nawet uciekł przez okno. Na szczęście to znajdowało się na parterze. W tej części szkoły uczą się uczniowie klas IV-VIII oraz licealiści. Młodsze dzieci przebywały w tym czasie na piętrze. Pozorowani terroryści w szkole mieli ominąć tą część. Ich również zapomniano poinformować, że nikt nic nie wie o ćwiczeniach.
Także sami pozoranci nie wiedzieli, że nikt nie uprzedził choćby nauczycieli o ćwiczeniach
Niektórzy uczniowie do dzisiaj borykają się z lękami wywołanymi przez całe zdarzenie. Ich relacje wskazywały raczej na paniczny strach, niż udział w jakiejś zabawie. Najwyraźniej także uczniom nie zapewniono żadnej realnej pomocy w uporaniu się ze skutkami ćwiczeń. Chociażby tej psychologicznej, czy nawet pedagogicznej. Także niektórzy nauczyciele przyznają, że czuli się dość niekomfortowo.
Jak się łatwo spodziewać, rodzice byli oburzeni. Dyrektor próbowała przekonywać, że szkoły mają obowiązek przeprowadzać tego typu akcje. Przyznała jednak, że w tych konkretnych ćwiczeniach „nie wszystko wyszło tak, jak powinno”. Łódzkie kuratorium oświaty odcina się od tego typu inicjatyw. W wystosowanym oświadczeniu instytucja stwierdziła, że szkolenia antyterrorystyczne w szkołach są dobrowolnymi działaniami własnymi poszczególnych placówek.
Nadzór nad tą szkoła sprawuje burmistrz Barczewa. Ten postanowił zwolnić dyrektor z zajmowanego stanowiska. Powołał się przy tym na niedopełnienie obowiązków wynikających z art. 68 ust. 1 pkt 6 Prawa Oświatowego. Zgodnie z tym przepisem dyrektor szkoły ma obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa uczniom i nauczycielom. Siłą rzeczy wprowadzenie do budynku osób z zewnątrz wyglądających na uzbrojonych i niebezpiecznych to bezpieczeństwo naruszyło.
Burmistrz Barczewa postanowił zwolnić dyrektor, która wymyśliła przebieg całego zdarzenia
Nie sposób również nie zauważyć, że także bezpieczeństwo samych pozorantów było zagrożone. Gdyby terroryści w szkole zostali przyuważeni przez chociażby patrol policji, interwencja mogłaby się zakończyć tragedią. Funkcjonariusze w końcu dążyliby do wyeliminowania zagrożenia dla dzieci. Ich pojawienie się na miejscu nie jest zresztą nieprawdopodobne. Któryś ze zdezorientowanych uczniów czy nauczycieli mógł w końcu po prostu zadzwonić na policję.
Są także nieliczne głosy broniące pomysł byłej już dyrektor. Opierają się one o założenie, że cały sens ćwiczeń polegał na tym, że dzieci nic o nich nie wiedziały. Dzięki temu mają zdobyć wiedzę jak się zachować w razie prawdziwego zagrożenia. Pytanie tylko dlaczego nie wiedzieli nauczyciele?
Co więcej, różnego rodzaju alarmy przeciwpożarowe, bombowe czy antyterrorystyczne, albo próbne ewakuacje, organizuje wiele instytucji. Także szkoły. Przyjęta praktyka nakazuje ćwiczyć właściwe procedury „na sucho”. Tak, by faktycznie uczestnicy wynieśli z tego rodzaju ćwiczeń konkretną wiedzę jak się zachować w kontrolowanych warunkach. Terroryści w szkole, wyglądający na prawdziwych, okazali się jedynie niepotrzebnym i stresującym dla uczniów zamieszaniem.
Warto jednak pamiętać, że dyrektor szkoły w Barczewie wcale nie wpadła na taki pomysł pierwsze. Jeszcze w czerwcu pisaliśmy na łamach Bezprawnika o podobnym upozorowanym ataku terrorystycznym w Pabianicach. Skutek był równie opłakany.