Szef kancelarii premiera z czasów Donalda Tuska, Tomasz Arabski, został skazany przez Sąd Okręgowy w Warszawie na karę pozbawienia wolności. Konkretniej: 10 miesięcy w zamieszeniu na dwa lata. Powód? Niedopełnienie obowiązków służbowych w związku z organizacją feralnego lotu do Smoleńska 10 kwietnia 2010 r.
Prędzej czy później, ktoś za katastrofę smoleńską po prostu musiał odpowiedzieć przed sądem – padło na Tomasza Arabskiego
Katastrofa smoleńska wydarzyła się blisko dziesięć lat temu. Nasze państwo, trzeba przyznać, bardzo się starało „wyjaśnić” jej przyczyny. Któż zliczy rozmaite komisje, podkomisje i raporty stworzone na jej temat? Opary absurdu unoszące się obecnie nad sprawą nie mogą jednak przesłonić tego, że w Smoleńsku doszło do jednej z największych tragedii we współczesnej historii Polski. Kwestią czasu było, aż ktoś faktycznie odpowie przed sądem za Smoleńsk. I nie chodzi o wyrok dla Lecha Wałęsy, zobowiązujący go do przeproszenia Jarosława Kaczyńskiego za wypowiedzi dotyczące katastrofy. Mowa o postępowaniu przed sądem karnym, nie cywilnym. Tym kimś okazał się ówczesny szef kancelarii premiera Donalda Tuska, późniejszy minister i ambasador Polski w Hiszpanii.
Były szef kancelarii premiera Donalda Tuska winny niedopełnienia obowiązków służbowych
Jak podaje portal rmf24.pl, Tomasz Arabski został skazany wyrokiem Sądu Okręgowego w Warszawie na karę 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata. Sąd uznał go za winnego niedopełnienia obowiązków służbowych w związku z organizacją prezydenckiego lotu 10 kwietnia 2010 r. Zdaniem składu orzekającego, szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów powinien nie dopuścić do wykorzystania specjalnego transportu lotniczego w związku z wizytą prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Rosji. Tomasz Arabski miał spowodować rzeczywiste niebezpieczeństwo, gdyż wiedział, że w Smoleńsku nie ma lotniska, na którym prezydencki samolot mógłby wylądować. Niedopełnienie obowiązku miało się tyczyć zadań koordynatora odpowiedzialnego za organizowanie lotów polskich samolotów wojskowych.
Jak się łatwo domyślić, skazany z wyrokiem się nie zgadza i zapowiada apelację. Tomasz Arabski uważa go, biorąc pod uwagę zgromadzony materiał dowodowy, za „właściwie absurdalny” i „niesprawiedliwy”. Niezadowolona z decyzji sądu jest również nowa rzecznik Prawa i Sprawiedliwości, Anita Czerwińska. Ta uznała, że wyrok jest symbolicznie niski, biorąc pod uwagę skalę szkód wyrządzonych Polsce i wszystkim tym, którzy zginęli. Tomasz Arabski został skazany razem z urzędniczką kancelarii premiera, Moniką B. Ta również, zdaniem sądu, dopuściła się niedopełnienia obowiązków funkcjonariusza publicznego. Ukarano ją sześcioma miesiącami więzienia w zawieszeniu na rok. Sąd jednocześnie uniewinnił drugiego urzędnika kancelarii, Mirosława G., oraz dwóch pracowników ambasady w Moskwie: Justynę G. i Grzegorza C.
Tomasz Arabski został skazany za organizację prezydenckiego lotu, choć upoważnił do zajęcia się tą sprawą Monikę B.
Warto pamiętać, że proces Tomasza Arabskiego zainicjowano prywatnym aktem oskarżenia w marcu 2016 r. Wcześniej prokuratura nie kwapiła się do wszczęcia postępowania przeciwko byłemu szefowi kancelarii premiera. Ta właściwa dla Warszawy-Pragi umorzyła postępowanie nie doszukując się podstaw do postawienia komukolwiek zarzutów. Jednocześnie dopatrzyła się jednak błędów w organizacji lotu. Sam Tomasz Arabski bronił się twierdząc, że nie zajmował się nią w ogóle. Wcześniej udzielił pełnomocnictwa do zajęcia się lotem właśnie Monice B.
Najprawdopodobniej w tym momencie należałoby poczekać na uzasadnienie wyroku. Można jednak przypuszczać, że sąd prawdopodobnie stwierdził, że fakt udzielenia upoważnienia podwładnej nie uniemożliwiał Arabskiemu podejmowaniu decyzji. Co więcej, nie takie posunięcie nie zwalniało go z obowiązków koordynatora lotu wynikających z tzw. instrukcji HEAD. Jest to dokument zawierający instrukcje dotyczące organizacji i zabezpieczenia lotów najważniejszych osób w państwie, wykonywanych przy pomocy polskich samolotów wojskowych.
Katastrofa smoleńska była drugą w polskiej historii pod względem liczby ofiar, jednak cios dla organów państwa jest czymś wręcz bez precedensu
W katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r. zginęło 96 osób, 88 pasażerów i 8 członków załogi – wszystkie osoby znajdujące się na pokładzie. Wśród nich prezydent RP Lech Kaczyński, jego małżonka Jadwiga, ostatni prezydent na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, dwóch wicemarszałków Sejmu – Krzysztof Putra i Jerzy Szmajdziński, wicemarszałek Senatu – Krystyna Bochenek, Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski, prezes IPN Janusz Kurtyka, prezes NBP Sławomir Skrzypek, dwunastu posłów i dwóch senatorów. Była to druga największa katastrofa w historii polskiego lotnictwa. Największą była ta w Lesie Kabackim z 1987 r. Pod względem szkód poczynionych poszczególnym organom państwa, wydarzenie to praktycznie nie ma odpowiednika. Co więcej, nie sposób nie zauważyć wpływu katastrofy na zaognienie sporu politycznego pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością a Platformą Obywatelską. Ten do dzisiaj stanowi oś polskiej sceny politycznej.