Tramwaj na Gocław został rozplanowany na gruntach, które następnie trafiły w prywatne ręce. Jutro sprawę zbada Komisja Weryfikacyjna.
Już jutro, w środę 6 marca 2019 r. Komisja Weryfikacyjna będzie badać, czy nie doszło do nieprawidłowości, przy przekazaniu działek mieszczących się na tzw. „rezerwie Trasy Tysiąclecia”. Chodzi o pięć działek, po których warszawski ratusz planował poprowadzić linię tramwajową – tzw. „tramwaj na Gocław”. W 2011 roku działki te zostały zreprywatyzowane, by w 2015 roku wyznaczyć właśnie przez nie przebieg trasy tramwaju.
Co ciekawe zostały one przekazane jako użytkowanie wieczyste, które niemal od razu i nieodpłatnie, zostały przekształcone we własność. Mimo tego, że grunty przestały być własnością miasta, trasa dalej miała przez nie przebiegać. Zdaniem miejskich aktywistów ze Stowarzyszenia Wiatrak, odkupienie ich przez ratusz kosztowałoby miasto od 50 do 100 milionów złotych.
Kto wydał decyzję reprywatyzacyjną?
Decyzję o przekazaniu działek w prywatne ręce podjął Jakub R., zastępca dyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami. Jest to postać kojarzona z innymi kontrowersyjnymi zwrotami związanymi z tzw. aferą reprywatyzacyjną. W 2017 roku aresztowano go, na skutek działań Komisji Weryfikacyjnej w innych sprawach. Chodziło min. o niesławną działkę Chmielna 70. Jeżeli chodzi o działki pod tramwaj, zdaniem aktywistów ze Stowarzyszenia Wiatrak, decyzje na tej trasie były wydawane z licznymi naruszeniami. Nie weryfikowano nawet, czy prawowici właściciele, na rzecz których ustanowiono kuratorów, wciąż żyją.
Działki oddano, żeby je odkupić i zbudować na nich „tramwaj na Gocław”?
Z relacji aktywistów wynika, że w styczniu tego roku zwiększono starania by zreprywatyzowane działki odkupić. Mało tego – zadecydowano nawet o budowie drogi obok linii tramwajowej. Zgodnie z prawem tereny pod budowę drogi można wywłaszczyć za odszkodowaniem, co ułatwiło całą procedurę.
Czy wynikało to ze strachu przed zbadaniem sprawy przez Komisję Weryfikacyjną? Już miesiąc później było wiadomo, że zbada ona tę sprawę, a miasto przyspiesza w poszukiwaniu sposobu, na przekazanie odszkodowań. Co ciekawe sygnały o możliwych nieprawidłowościach ratusz dostawał już wcześniej. O zbadanie sprawy od kilku lat apelowały rady miejskie, organizacje pozarządowe, aktywiści i mieszkańcy.
Przez przedłużającą się procedurę, linia może stracić dotację z UE. Budowa miała potrwać od 2020 do 2022 roku, ale nie istnieje jeszcze ostateczny i zatwierdzony projekt. Od zakończenia przetargu procedury i zebranie odpowiednich pozwoleń zajmą jeszcze około rok.