Bardzo wiele wymagamy od urzędników i ciągle na nich narzekamy. Według nas są nieempatyczni, nieprzystosowani do nowoczesności i wolno pracują. A co z nami, petentami, którzy z tych urzędów korzystamy? Czy faktycznie nie mamy sobie nic do zarzucenia?
Arogancja i agresja
Nie ma nic gorszego, niż agresywny, arogancki interesant. Napada na urzędników, jak gdyby to oni personalnie byli odpowiedzialni za jego (często zawinione) problemy. Nie jest nastawiony na dialog. Nie przyszedł po radę i rozwiązanie. Przyszedł zmieszać ludzi z błotem, zrobić awanturę. Niekiedy wizyta w urzędzie wiąże się z wielkimi emocjami, bo chodzi o ludzkie sprawy fundamentalne. Warto jednak pamiętać, że za biurkiem siedzi człowiek i mu także należy się szacunek.
Roszczeniowość
Przychodzimy do urzędu prosto z ulicy i wymagamy… nie, my żądamy, aby nasza sprawa została załatwiona od ręki. To nic, że zdezorganizowałoby to pracę całego wydziału. To nic, że nie raczyliśmy zadzwonić, naświetlić problem i się umówić na konkretny dzień i konkretną godzinę z konkretną osobą, która będzie odpowiedzialna za naszą sprawę. Do lekarza się umawiamy, ale do urzędnika już nie możemy? Szanujemy czas swój, ale ludzi pracujących w urzędzie już nie.
Winą za cały system obarczamy jednego człowieka
Siadamy naprzeciwko osoby, która zarabia niewiele wyżej niż krajowa minimalna i traktujemy ją, jakby to ona wymyśliła cały system prawny, w którym się aktualnie obracamy. Jakkolwiek sama nie akceptuję wymówek typu „szanowny Panie, tego się nie da zrobić”, tak znowu zapominamy, że naprzeciwko nas siedzi taki sam człowiek jak my. Odpowiedzialny za promil papierologii, która przez urząd przepływa.
Podobno aby być na bieżąco ze wszystkimi aktami prawnymi w Polsce w 2017 roku, trzeba by poświęcić prawie cztery godziny dziennie na dodatkową edukację. Zakładając, że oprócz standardowych ośmiu godzin w pracy ktoś podjąłby się tego zadania, efektem byłby całkowity brak życia prywatnego poza pracą i próbą nadążenia za tempem zmian w polskim prawie. Znając tę skalę, nie oczekujmy od szeregowego pracownika urzędu niemożliwego. Zamiast tego pozwólmy mu do nas wrócić z informacją, która nas interesuje za jakiś czas, po doedukowaniu się.
Na koniec chciałabym zaznaczyć, że w żadnym razie nie wybielam urzędników, którzy wykonują swoją pracę w sposób nierzetelny. Chcę tylko zwrócić uwagę na fakt, że w całej tej machinie wszyscy jesteśmy jedynie ludźmi próbującymi się w niej odnaleźć. Jakość systemu, który wspólnie tworzymy, zależy od nas wszystkich. Wizyty w urzędach nie muszą być stresujące i nieprzyjemne, ale odpowiedzialność za to spoczywa nie tylko na barkach urzędników, ale także na naszych, ich „klientów”.