Nasz rząd chciałby mieć i rozbudowany socjal i budżet bez deficytu. Nie można też w nieskończoność sięgać do portfeli przedsiębiorców. Ewidentna sprzeczność pomiędzy tymi założeniami wymusza pewne ograniczenie dotychczasowych założeń. Czy może raczej: przedwyborczych obietnic. Pierwszą ofiarą zderzenia z rzeczywistością najwyraźniej padnie trzynasta emerytura.
Zbilansowany budżet, albo wyższa trzynasta emerytura – Prawo i Sprawiedliwość musi wybierać
Wszystko przez opór pośród politycznych stronników partii rządzącej. W szczególności: konieczność wycofania się ze zniesienia limitu trzydziestokrotności prognozowanego średniego wynagrodzenia przy obliczaniu składek na ubezpieczenie społeczne. Łatać luki VAT także nie da się w nieskończoność. To oznacza, że budżet państwa będzie mniejszy, niż rządzący by tego chcieli. Z czegoś trzeba zrezygnować. Trzynasta emerytura najwyraźniej jest pierwsza, jak podaje Gazeta Wyborcza.
Nie oznacza to bynajmniej, że tego kuriozalnego od strony organizacyjnej świadczenia już nie będzie. Przypomnijmy: przed wyborami do europarlamentu rząd postanowił „jednorazowo” dać emerytom trzynastą emeryturę. Oczywiście, z pewnymi ograniczeniami. Ściślej mówiąc: każdy emeryt dostał 1100 zł. brutto. Ot, minimalne świadczenie emerytalne. Była premier Beata Szydło od początku uczciwie zapowiadała, że trzynasta emerytura miała być równa dla wszystko.
Czy dodatkowe świadczenia dla emerytów to tak naprawdę przeterminowana kiełbasa wyborcza?
Jak się łatwo domyślić, przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości nie widzieli żadnego związku między dodatkowym świadczeniem a wyborami. Podobno chodziło o uhonorowanie Dnia Matki. Przed wyborami parlamentarnymi zapowiadali także czternastą emeryturę, jako jeden z elementów budowy polskiego państwa dobrobytu. Sugerowali przy tym jasno: zagłosujcie na nas, to w przyszłym roku też dostaniecie.
Kiełbasa wyborcza ma jednak bardzo ograniczony termin przydatności do spożycia. Premier Mateusz Morawiecki przekonywał, że w 2020 r. trzynasta emerytura ma trafić do świadczeniobiorców w marcu. Także to świadczenie miało zostać podwyższone. Podobnie zresztą, jak sama minimalna emerytura. Tyle tylko, że teraz rząd potrzebuje gdzieś znaleźć dodatkowe pieniądze.
Zacznijmy od tego, że sama minimalna emerytura miała zostać nie tylko zwaloryzowana, ale i zwiększona – o 100 zł. Wszystkie pozostałe świadczenia miały wzrosnąć o 70 zł. Wliczając w to, teoretycznie, trzynastą emeryturę.
Także minimalna emerytura może doczekać się jedynie minimalnej waloryzacji
Teraz jednak ministerstwo rodziny, pracy i polityki społecznej informuje, że waloryzacja emerytur w 2020 r. odbędzie się na dotychczasowych zasadach. To znaczy: w oparciu o wzrost płac w gospodarce i wskaźnik inflacji. Także minimalna emerytura może nie zostać podniesiona w ogóle. W opublikowanym na stronie resortu pracy komunikacie z 25 października nie ma ani słowa o wzroście tego świadczenia do 1200 zł.
Ile więc realnie wyniosą podwyżki? Zgodnie z wyliczeniami Wyborczej, będzie to najprawdopodobniej ok. 36 zł. Ministerstwo usprawiedliwia się przy tym, że w poprzednich latach były dość znaczące podwyżki minimalnej emerytury.
Warto także zadać sobie pytanie, czy trzynasta emerytura w ogóle zostanie wypłacona w tym roku. Problem w tym, że do tej pory nie przewidziano wprost tych środków w przyszłorocznym budżecie. Dodatkowe świadczenie to koszt rzędu 10 miliardów złotych. Sama rezygnacja z jego zwiększenia to już 600 milionów złotych. Kolejne 300 milionów może dać ograniczenie waloryzacji minimalnej emerytury.
Jednorazowa łapówka przedwyborcza powtarzana co wybory sama w sobie jest przykładem psucia państwa dla politycznych korzyści
Trzeba przy tym pamiętać, że trzynasta emerytura jest świadczeniem zależącym obecnie tylko i wyłącznie od dobrej woli rządzących. Formalnie to za każdym razem świadczenie jednorazowe, nie jakaś stała którą państwo musi wypłacić. Co więcej, jest to temat powracający niczym bumerang przed kolejnymi wyborami. Tymczasem maraton wyborczy jeszcze się nie skończył.
Prawo i Sprawiedliwość raczej nie zaryzykuje niewypłacenia trzynastej emerytury przed wyborami prezydenckimi. W końcu dużą część swojego przekazu do elektoratu opiera o swoją wiarygodność. Jakby nie patrzeć, dotrzymywanie przedwyborczych obietnic do tej pory było w polskiej polityce czymś względnie rzadkim.
Osobną kwestią jest psucie ewidentne państwa za pomocą tego typu zagrywek. Jeśli rząd chciał regularnie wypłacać emerytom dodatkowe świadczenie, dlaczego nie uczynił go czymś stałym? Mógł przecież. Dysponując większością parlamentarną przeforsowywał nie takie postulaty. Formalna jednorazowość trzynastej emerytury czyni ją niczym więcej jak przedwyborczą łapówką. Niestety, cykliczną.