W Polsce jest prawie 600 tys. mieszkań komunalnych. Wiele z nich znajduje się w blokach będących już tylko w części własnością samorządów, w których jednocześnie istnieją prywatne lokale. Z tego powodu kupując swoje „M”, warto sprawdzić, czy nie znajduje się ono przypadkiem w budynku z mieszkaniami komunalnymi.
Lokale miejskie trafiają na rynek
W Polsce przed prywatyzacją, która zaczęła się w 1990 roku, były niemal 2 miliony mieszkań komunalnych. Zmiana ustroju naszego państwa umożliwiła lokatorom ich stopniowe wykupywanie na własność, zwykle za bardzo niską cenę w stosunku do wartości rynkowej (np. kilka tysięcy złotych).
Większość najemców miejskich lokali zdecydowała się na ich nabycie na preferencyjnych zasadach. Stąd wszystkie samorządy w Polsce posiadają już tylko niespełna 600 tys. mieszkań komunalnych.
Rzecz jasna, w niektórych miastach wciąż oddawane do użytku są nowe bloki z lokalami miejskimi. Ich liczba jest jednak znikoma i statystycznie pomijalna.
Każdy, kto kupił mieszkanie komunalne, po pięciu latach od jego nabycia zyskuje prawo do tego, by je sprzedać. Oczywiście za adekwatną do wartości cenę. Sytuacja ta doprowadziła do tego, że wiele mieszkań, sprzedawanych obecnie na wolnym rynku, znajduje się w blokach, w których są lokale komunalne.
Najczęściej takie budynki spotkamy w centrum dużych miast, jak np. Warszawa, Kraków czy Wrocław. W przeszłości samorządy dysponowały bowiem terenami inwestycyjnymi w bardzo atrakcyjnych lokalizacjach, które dziś są całkowicie niedostępne.
Problematyczni sąsiedzi i decyzje dotyczące remontów części wspólnych
Czy zatem to, że w danym bloku znajdują się miejskie mieszkania, ma jakiekolwiek znaczenie z perspektywy kupującego w nim własne „M” w ramach obrotu rynkowego? W niektórych przypadkach z pewnością tak.
Wynika to z tego, że lokale komunalne przydzielane są nie tylko potrzebującym, ale także np. osobom wyeksmitowanym z prywatnych mieszkań czy długotrwale bezrobotnym. A ludzie tacy niekiedy bywają sąsiadami, z którymi trudno o dobre relacje.
Do tego dochodzą jeszcze decyzje związane z budynkiem, takie jak remonty części wspólnych. Najemcy lokali komunalnych zawsze mają swojego przedstawiciela z urzędu, który reprezentuje ich na zebraniach wspólnoty mieszkaniowej.
Jeśli miasto jest większościowym udziałowcem, ktoś taki w praktyce staje się głównym decydentem w sprawach budynku.
Często urzędnicy odpowiadający za zasoby komunalne to rozsądni ludzie, którzy rozumieją potrzeby nie tylko lokatorów, ale i prywatnych właścicieli. Ale niestety nie zawsze tak jest.
Może być też tak, że jeśli prywatni właściciele będą chcieli opłacić z funduszu remontowego jakieś większe wydatki lub podwyższyć wysokość wpłacanych na niego kwot, zablokuje im to samorządowy oficjel.
Stąd udziały miasta w budynku należy traktować jako argument do negocjacji ceny znajdującego się w nim mieszkania.