Ukryte opłaty w tanich lotach to temat, który będzie pojawiał się coraz częściej. Niektórzy nawet wprost stwierdzają, że tanie latanie to już przeszłość – szczególnie po pandemii. W dalszym ciągu można jednak wyłapać ciekawe oferty. Trzeba jednak uważać na „pułapki”. Coraz cześciej płacimy za dodatkowe usługi – pytanie, czy jesteśmy świadomi tego, że są one dodatkowe.
Ukryte opłaty w tanich lotach
Portal „Fly4free” poruszył istotny i bardzo współczesny problem. Tanie linie lotnicze powoli niejako przestają być tanie. Okazuje się bowiem, że coraz więcej klientów kupuje dodatkowo płatne usługi, które wpływają na ostateczną cenę. Portal zwraca uwagę na to, przyglądając się sprawozdaniu finansowemu Ryanaira, że każdy pasażer wydaje średnio 22 EUR (ponad 100 złotych) na usługi dodatkowe.
Oznacza to, że – biorąc średnią cenę biletu w Ryanairze, czyli 25 EUR – usługi dodatkowe wynoszą zazwyczaj tyle, ile sam bilet. Można tutaj odnotować pewien rosnący trend sprzedażowy. Rok temu bowiem wartość zakupionych usług dodatkowych była niższa.
Popularniejsze stało się opłacanie konkretnych miejsc w samolocie, by siedzieć w pobliżu współtowarzyszy podróży. Chętniej płacimy też za pierwszeństwo wejścia na pokład. Co w wypadku Ryanaira oznacza także możliwość zabrania dodatkowego bagażu podręcznego.
Sam nie jestem miłośnikiem taniego latania, nigdy nie potrafiłem polować na bilety i dopiero niedawno zainteresowałem się tematem, przy okazji natrafienia – przypadkowo – na jeden z blogów dotyczących taniego latania z Gdańska, gdzie Gdańskie lotnisko znajduje się najbliżej mojego domu. Znalazłem tam kilka aktualnych – i atrakcyjnych – ofert, no i się zaczęło.
Tanie loty to już przeszłość, czy nigdy takie nie były?
Ten akapit oczywiście nie będzie ciekawy dla osób, które regularnie latają, czy też regularnie polują na okazje. Ale dla kogoś, kto gdzieś tam słyszał, że można tanio, może to być na tyle przydatne, że do wyszukiwania okazji podejdzie z pewnym – należytym – dystansem. Tanie loty, to bowiem bardzo często swego rodzaju pułapka i warto mieć świadomość mechanizmu.
Nie mam na myśli tego, że lotniska, na których lądują samoloty należące do tzw. tanich linii, znajdują się często daleko od miejsc docelowych (jak Luton 50 km od Londynu, czy Beauvais-Tille, które leży prawie 100 km od samego Paryża). To jest oczywiste. Chodzi o to, że może i sama podana cena biletu jest niska, ale ostateczna kwota, którą zapłacimy, prawdopodobnie będzie wyższa, a gdy nie czytamy zbyt wnikliwie, to niemal na pewno.
Czasami świadomie, ale jestem przekonany, że w wielu wypadkach dlatego, że nawet czytanie ze zrozumieniem nie jest w wypadku kupowania takich biletów lotniczych przydatne.
Sam ostatnio próbowałem przebrnąć przez formularz zakupu biletu u innego, równie popularnego i kojarzącego się z tanimi liniami, przewoźnika. Znalazłem wyjątkowo tanie bilety do jednego z mniej oczywistych kierunków na city break. Bardzo atrakcyjna cena – około 200 złotych za 2 osoby w obie strony. Cena jednak okazała się być tak niska jedynie dla członków klubu zniżkowego, za uczestnictwo w którym trzeba oczywiście dodatkowo zapłacić.
Nie chcę, nie potrzebuję
Rezerwacji próbowałem dokonać przez aplikację mobilną. Udało się przeklikać kilka natarczywych okienek z opcjami dodatkowymi. Bagaż? Biorę podręczny, to w końcu city break. Co, znowu bagaż? Na pewno nie chcę. Ubezpieczenie podróżne? Mam swoje. Szybsza odprawa? Nie, dziękuję. Znowu bagaż? Zaraz… W końcu pojawiło mi się okno z możliwością rezerwacji miejsca na pokładzie samolotu.
„Możliwość wcześniejszej rezerwacji miejsca” to mało precyzyjne określenie. W aplikacji mobilnej ten moduł jest tak beznadziejnie zrobiony, że aż zacząłem się zastanawiać, czy aby pandemicznie (choć byłoby to bez sensu) nie wprowadzono jakiegoś obowiązku odpłatnej rezerwacji miejsc przed wylotem. Na szczęście jakiś internetowy poradnik pozwolił mi pominąć ten krok (dopiero przez serwis internetowy) i zgodzić się na to, że będę siedział w najgorszym możliwym miejscu, z daleka od mojej współtowarzyszki podróży.
Bilety ostatecznie kupiłem, bo zależało mi na klubie zniżek. Polecieć pewnie nie polecę (przez co swoją drogą bilety kupowane w przyszłości będą dla mnie droższe, bo algorytm ponoć wyłapuje takich jak ja), bo w miejscu docelowym obowiązuje wyjątkowo twarda polityka covidowa, a obowiązkowe – płatne – testy robione są przymusowo nawet w pełni zaszczepionym. Szkoda byłoby ryzykować 14-dniową kwarantanną i znacznymi kosztami przedłużenia pobytu na miejscu (z bagażem podręcznym). Mimo wszystko jestem dobrej myśli, że prawo się do czasu wylotu zmieni.
Zwrot oczywiście nie wchodzi w grę, bo koszt jego obsługi jest wyższy, niż wartość biletów.