Wciąż się zastanawiam, czy obietnicami, które padły w Kadzidle, PiS sobie bardziej zaszkodził czy bardziej pomógł. Jedno jest jednak pewne – rządzący usiłują już dzielić unijne pieniądze (których jeszcze nie ma) od organizacji międzynarodowej (którą gardzą) między rolników, którzy dopłaty już dostają.
500 plus na krowę i 150 tys. zł dla młodego rolnika
Na sobotniej konwencji PiS padły obietnice, które z jednej strony trudno skomentować. 500 plus na krowę, 100 na tucznika, zrównanie poziomu wsi z miastem (cokolwiek miałoby to znaczyć) i 150 tys. zł bezzwrotnej dotacji na założenie gospodarstwa rolnego dla młodego rolnika. Przy czym słowo-klucz to „młody” – dotyczy bowiem osoby, która nie ukończyła jeszcze 40. roku życia. Czyli jak ma 39, to wszystko jest w porządku. Jest tylko jeden mały haczyk w tej całej narracji o przywracaniu godności polskim rolnikom, zapobieganiu ich dyskryminacji czy szeroko pojętej pomocy.
Wszystkie dofinansowania i dopłaty, owszem, będą, ale z unijnych pieniędzy.
W 2021 r.
A właściwie już są, tylko trochę mniejsze.
Kupowanie głosów za nie swoje pieniądze. A nawet nie za pieniądze z krajowego budżetu
Wydaje się, że partia rządząca osiągnęła nowy poziom rozdawnictwa. Tym razem PiS chce rozdawać pieniądze… których właściwie jeszcze nie ma. Unijne pieniądze. O co właściwie chodzi? O środki finansowe pochodzące ze Wspólnej Polityki Rolnej. Co siedem lat Unia Europejska ustala coś w rodzaju budżetu na wydatki państw członkowskich związane ze wspieraniem rolnictwa. Obecna perspektywa finansowa kończy się w przyszłym roku, a pieniądze dla Polski w ramach WPR zostały wynegocjowane jeszcze przez poprzedni rząd. Dopłaty do hodowli bydła, podobnie jak wsparcie dla „młodych rolników”, nie są zatem w naszym kraju żadną nowością. Jedyne co ma się zmienić, to kwoty – na nieco wyższe. Pomijając fakt, że nawet pomysł na zwiększenie dotacji dla młodych rolników nie jest wcale pomysłem PiS tylko…UE. I to dość starym.
PiS zatem twierdzi, że pula dla Polski w przyszłym programie Wspólnej Polityki Rolnej będzie… większa niż do tej pory. Jak rządzący mieliby to osiągnąć i jak wynegocjować w Brukseli – nie wiadomo. Należy też pamiętać, że pieniądze ze Wspólnej Polityki Rolnej wcale nie idą w całości do rolników. Sporo przeznacza się np. na turystykę czy ogólny rozwój wsi. Pieniądze z WPR idą na różne programy i projekty – nie tylko na bezpośrednie dopłaty. Czy Prawo i Sprawiedliwość byłoby w stanie ugrać dodatkowe środki na dopłaty dla polskich rolników? Zwłaszcza, jeśli przypomnimy sobie, jak obecna partia rządząca jest uwielbiana w Brukseli?
Unijne pieniądze, których jeszcze nie ma
Nowa perspektywa finansowa w ramach WPR na lata 2021-2027 zacznie zatem obowiązywać dopiero za niecałe dwa lata. A PiS już dzieli, obiecuje i bardzo zgrabnie omija fakt, że pieniądze będą właśnie z Unii, a nie z budżetu państwa. Można zatem podejrzewać, że obietnice złożone na sobotniej konwencji miały udowodnić, że rządzący myślą o wszystkich.
No właśnie, z tymi wszystkimi jest mały problem.
Mam nieodparte wrażenie, że PiS chciało w łatwy sposób kupić trochę głosów przed wyborami. W łatwy – bo za unijne pieniądze, a nie z budżetu państwa. Problemów jest jednak kilka.
Pierwszy – w świat poszedł już komunikat, że PiS rozdaje 500 plus na krowę, 100 plus na tucznika (o czym sama pisałam, ale jednocześnie zaznaczyłam – bo wtedy jeszcze oficjalnego potwierdzenia nie było – że pieniądze na to prawdopodobnie będą pochodzić z Unii). Mało kogo będzie interesować, skąd weźmie na to pieniądze. Po prostu rozdaje, a same hasła brzmią tak irracjonalnie, że jestem w stanie uwierzyć, że część osób musiała dzisiaj mocno przekonywać samych siebie, że nie znalazła się w jakimś Matrixie.
Policzek dla nauczycieli
A zatem – PiS obiecuje pieniądze na krowy i tuczniki na dwa dni przed strajkiem nauczycieli. Gdybym była nauczycielem, poczułabym się, jakbym dostała cios w twarz. Z otwartej dłoni i wymierzony z uśmiechem na ustach. Bo nieważne, że pieniądze dla rolników nie będą pochodzić z krajowego budżetu. Partia rządząca, jak gdyby nigdy nic, obiecuje jakiejś grupie pieniądze w momencie, gdy już za chwilę może ruszyć największy strajk w Polsce w ostatnich latach.
To jedna sprawa. Inna – zerknęłam na reakcję internautów na różnych portalach i forach dyskusyjnych (od prawa do lewa) i wielkich entuzjastów nowych obietnic nie było. Delikatnie mówiąc. Zwolennicy partii rządzącej w dużej mierze nabrali wody w usta (chociaż oczywiście nie brakowało głosów z cyklu „da się? Da się!”), z kolei ich przeciwnicy – nie dowierzali i byli wściekli zarazem. Zastanawiam się zatem, czy PiS, które chciało genialnie rozegrać taktycznie kolejną sprawę, tym razem nie przelicytowało i samo nie stworzyło sobie problemu.
Ale to się okaże już wkrótce.