W programie wyborczym Prawa i Sprawiedliwości znalazły się bardzo kontrowersyjne sformułowania dotyczące świata mediów. Okazuje się jednak, że – zgodnie ze słowami Ryszarda Terleckiego – ustawa o wykonywaniu zawodu dziennikarza wcale nie ma na celu utrudniać dostępu do tej profesji. Dementi? Potwierdzenie zmiękczających słów zawartych w samym programie? Niekoniecznie.
Program wyborczy partii rządzącej na wybory parlamentarne 2019 zawiera niepokojące plany względem świata mediów
Pisaliśmy nie tak dawno na łamach Bezprawnika o propozycjach PiS dotyczących zmian w wykonywaniu dziennikarskiej profesji. Rozwiązaniem dostrzeganych przez partię rządzącą bolączek miałaby być ustawa o wykonywaniu zawodu dziennikarza. Przede wszystkim, Prawo i Sprawiedliwość chciałoby stworzyć także i tutaj samorząd zawodowy, wzorując się na rozwiązaniach znanych lekarzom czy prawnikom. Brzmi źle? Jak najbardziej. Na osłodę partia rządząca proponuje likwidację kontrowersyjnego art. 212 kk.
Niestety, problem w tym, że przestępstwa zniesławienia może dopuścić się każda osoba, niekoniecznie mająca cokolwiek wspólnego ze światem mediów. Postulowana samoregulacja profesji dziennikarskiej nie obejmie w takim wypadku siłą rzeczy wielu osób. Są jednak pozytywy: już w samej treści programu wyborczego PiS, co ponownie należy podkreślić, znajduje się ważne zapewnienie. Ustawa o wykonywaniu zawodu dziennikarza ma nie ograniczać jego otwartości.
Wicemarszałek Terlecki przekonuje, że nie chodzi o ograniczenie dostępności do zawodu dziennikarza a o social media i portale internetowe
Troszeczkę trudno uwierzyć w taki stan rzeczy. Sam fakt utworzenia samorządu dziennikarskiego jest ze swej natury takim ograniczeniem. Pewną nadzieję na nieporozumienie albo pomyłkę dawały same niespójności w tej części programu wyborczego PiS. Na szczęście, w wywiadzie dla Radiowej Trójki takie zapewnienie powtórzył Ryszard Terlecki – wicemarszałek Sejmu i przewodniczący klubu PiS. Jakby nie patrzeć, osoba wysoko stojąca w partyjnej hierarchii. Teoretycznie mogłoby to uciąć wszelką dyskusję, gdyby przy okazji nie padły kolejne niepokojące sugestie.
Naszym celem nie jest utrudnienie dostępności do zawodu dziennikarza, ale próba ucywilizowania tej narastającej komplikacji, jaką są media społecznościowe, portale, które pozwalają sobie na rzeczy nieprzyjemne.
Wychodzi na to, że ustawa o wykonywaniu zawodu dziennikarza miałaby zupełnie inny cel, niż ten deklarowany. Jeśli tak jest rzeczywiście, a nie ma doprawdy powodów by Ryszardowi Terleckiemu nie wierzyć, sprawa pozostaje niepokojąca. Zwłaszcza z punktu widzenia osoby, która czasem na pewnym portalu pozwala sobie na rzeczy, które ktoś mógłby hipotetycznie uznać za nieprzyjemne.
Politycy nie rozumieją za dobrze, że nie są w stanie podporządkować sobie internetu
Ze słów marszałka Terleckiego wynika, że tak naprawdę chodzi o sól w oku klasy politycznej, jakim są nowe media. Te tradycyjne są stosunkowo proste. Jak wiadomo, dzisiejszy odbiorca może właściwie sobie wybrać wizję rzeczywistości, jaka mu akurat pasuje. Są media gotowe popierać partię rządzącą we wszystkim, cokolwiek jej przedstawicielom do głowy przyjdzie. Dla odmiany są także tytuły przekonujące swoich odbiorców, że dojście Prawa i Sprawiedliwości do władzy to tragedia iście apokaliptycznych rozmiarów.
Internet z kolei wymyka się do pewnego stopnia z tradycyjnych schematów. Oczywiście, można znaleźć wciąż portale służebne względem tego czy tamtego ugrupowania. Tymczasem internauci nie dość, że często mogą pisać właściwie co im się podoba – a co niekoniecznie podoba się politykom – to jeszcze mogą to robić pod wygodnym płaszczykiem względnej anonimowości. Nicki internetowe powstały właśnie po to, by nie musieć używać prawdziwego imienia i nazwiska. Nawet, jeśli przepisy prawa uznają je za jedną z odmian danych osobowych. W grę wchodzą także takie sposoby przekazywania opinii jak posty na mediach społecznościowych, czy filmy zamieszczane w serwisach w rodzaju YouTube’a.
Trzeba się zgodzić z Ryszardem Terleckim, że nieprzyjemne rzeczy faktycznie się w sieci zdarzają, do tego całkiem często
Oczywiście, myliłby się ktoś, kto sądzi, że media opierające się o internet to sama sielanka. Wiele informacji krążących po sieci są zwyczajnie zmyślone – nie bez powodu mówimy o ostatnich latach jako o epoce „postprawdy„. A przynajmniej fake newsów. Także politycy, dowolnych opcji, bywają bezpardonowo atakowani. Często w sposób dalece przekraczający bariery dobrego smaku. Co gorsza: czasem takie opinie ocierają się o zarzuty karne. Bywa, że w grę wchodzić będzie właśnie art. 212 kk, alternatywą może być wręcz art. 216 kk – a więc publiczne znieważenie drugiej osoby. Ściślej mówiąc: §2 tego przepisu, przewidujący szczególnie dotkliwą odpowiedzialność za zniewagi uczynione za pomocą środków masowej komunikacji.
Tyle tylko, że strona polityczna wcale nie zawsze jest bez winy. Nie jest tajemnicą, że za niektórymi internetowymi falami fake newsów stoją same partie polityczne, bądź ich nadmiernie zaangażowani sympatycy. Przykładem mogą być chociażby trolle internetowe kolportujące tą samą historię o zapłakanej kuzynce przy okazji ostatnich protestów nauczycieli.
Ustawa o wykonywaniu zawodu dziennikarza siłą rzeczy musi zakładać ograniczenia i sankcje
Warto się zastanowić szerzej nad konsekwencjami, jakie ustawa o wykonywaniu zawodu dziennikarza miałaby zarówno dla mediów internetowych, jak i dla całości środowiska. Oczywiście, na tym etapie można tylko spekulować. Wiemy jednak, że elementem całego planu jest powstanie swoistego cechu dziennikarzy. Zarówno program PiS, jak i Ryszard Terlecki przekonują, że nie chodzi o ograniczenie dostępu do samego zawodu. Jednakże pamiętamy z pewnością, że cech miałby sprawować pieczę nad kształceniem przyszłych adeptów tej profesji. Wisi nad nami także widmo samoregulacji środowiska, oraz egzekwowania określonych standardów etycznych.
Może to oznaczać, że nie czeka nas żaden państwowy egzamin na dziennikarza – ale by cieszyć się mianem „prawdziwego” przedstawiciela tego fachu, trzeba się będzie zapisać do cechu. To z kolei oznacza podleganie wszelkim wewnętrznym regulacjom stowarzyszenia, oraz konieczność zrobienia tego pod imieniem i nazwiskiem. Bardzo mało prawdopodobne w końcu, by ustawa o wykonywaniu zawodu dziennikarza przewidywała zapisywanie się do takiego zrzeszenia za pomocą nicku internetowego.
Nie da się przy tym ukryć, że „samoregulacja” oznacza także bardzo dużą władzę organów takiego stowarzyszenia. W szczególności nad tym, co jest zgodne ze standardami etycznymi a co powinno oznaczać sankcje. Zwłaszcza, że w grę wchodzi wyeliminowanie wspomnianych przez Ryszarda Terleckiego „nieprzyjemnych rzeczy”. Na tym etapie można za to śmiało pominąć kwestię obsadzania stanowisk w takim zrzeszeniu.
Zawód dziennikarza powinien pozostać wolny, także od przymusowych zrzeszeń – nawet jeśli ceną za to są „nieprzyjemne rzeczy”
Nie da się przy tym ukryć, że czego by politycy nie wymyślili, to nie mają technicznej możliwości objęcia swoimi rozwiązaniami całego internetu. Konstytucja, konkretnie jej art. 14, zapewnia przy tym wolność nie tylko prasy, ale i innych środków społecznego przekazu. Co więc, jeśli bloger czy internetowy komentator życia politycznego wcale nie będzie się garnął do członkostwa w stowarzyszeniu? Ściślej mówiąc: jakie sankcje sama ustawa o wykonywaniu zawodu dziennikarza przewiduje za ignorowanie faktu istnienia samorządu zawodowego? Jeśli to tylko brak statusu „prawdziwego dziennikarza”, to z pewnością można by je jakoś przeboleć. Z drugiej strony, rządzący mogą przecież wymyślić wręcz zakaz wykonywania zawodu dziennikarza – a więc zarabiania na chleb w ten sposób – poza stowarzyszeniem.
Czy fakt, że na celowniku partii rządzącej są dziennikarze internetowi powinien uspokoić tych tradycyjnych przedstawicieli profesji? Niespecjalnie. Przede wszystkim dlatego, że rozwiązania siłą rzeczy będą musiały objąć wszystkich bez wyjątku. W tym także tych, którzy niekoniecznie mają na to ochotę. Chociażby takich, którzy uważają, że o tym kogo można nazwać dziennikarzem nie powinni decydować politycy. Do tego praktycznie wszystkie wcześniejsze zastrzeżenia do tych konkretnych zapisów programu PiS właściwie pozostają w mocy.