Wojsko Polskie stara się modernizować. To z kolei oznacza konieczność pozbycia się przestarzałego sprzętu. Zdaniem internautów, utylizacja amunicji, której skończył się termin przydatności, to marnotrawstwo. Wojskowi jednak niekoniecznie mają w tym względzie większy wybór. Naboje do kałasznikowa są wyjątkowo cenne chyba tylko dla pasjonatów broni i rekreacyjnego strzelectwa.
Utylizacja amunicji, której skończył się termin przydatności, miałaby stanowić przykład wojskowej niegospodarności
W internecie, chociażby na portalu Wykop.pl, pojawiły się ostatnio informacje o tym, że Wojsko Polskie pozbywa się przeterminowanej amunicji do kałasznikowów. Brzmi rozsądnie. W końcu, po co komu amunicja po terminie ważności? Niektórzy doszukują się jakiegoś przekrętu w tej, zdawałoby się, oczywistej praktyce. Powodem jest wysoka cena zniszczenia jednego naboju – wyższa od kosztu jego zakupu. Zdaniem innych internautów, zamiast utylizować taką amunicję, powinno się ją przekazać „organizacjom proobronnym”. Ot, żeby naboje zużyć, zamiast je niszczyć. Trzeba przyznać, że na przykład zakupy Wojska Polskiego nie zawsze robione są w sposób przemyślany.
Podstawą tych rozważań są stenogramy sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych. Posłanka Anna Siarkowska, związana z Ruchem Narodowym i Fundacją Republikańską, doszukała się pod koniec 2017 r. w działaniach Wojska Polskiego wyjątkowego marnotrawstwa. Otóż amunicji do wojskowych kałasznikowów skończył się termin przydatności. W związku z tym, wojskowi postanowili przekazać ją do utylizacji, po cenie ok. 5 złotych. Tymczasem, zgodnie z wyliczeniami posłanki, wojsko za jeden nabój zapłacić miało 2,60 zł. a pociski takie mają być dostępne na rynku już za 1,1 zł. Co więcej, dostępu do tego typu amunicji nie mają „organizacje proobronne”, czymkolwiek by nie były.
Naboje do kałasznikowa nie są zbyt cennym towarem na rynku broni, czy nawet surowców wtórnych
Dlaczego wojsko samo nie zużyło pocisków i jak naprawdę przebiega utylizacja takiej amunicji? Przede wszystkim, warto zauważyć, że wojsko pozbywa się kałasznikowów, ściślej mówiąc: karabinów AKM, unowocześnionej wersji pierwotnej konstrukcji. Poradziecka broń posługuje się amunicją niezgodną ze standardem NATO. Co więcej, Polska produkuje całkiem przyzwoite karabiny. Standardowym karabinem szturmowym Wojska Polskiego jest Beryl, rodzimej produkcji. Także Wojska Obrony Terytorialnej mają być uzbrojone głównie w taką broń.
Kałasznikowy leżą w wojskowych magazynach, na wypadek powszechnej mobilizacji. Najprawdopodobniej jednak nie jest to liczba pozwalająca na uzbrojenie znaczącej części narodu na wypadek wojny. Tak naprawdę wojsko pozbywa się nadmiaru nabojów do tej broni. Pod koniec zeszłego roku, Polska przekazała Czadowi 900 tysięcy sztuk amunicji – zupełnie za darmo. Warto także zauważyć, że generalnie wojsko od przynajmniej 2009 r. stara się w pierwszej kolejności sprzedawać zbędne wyposażenie zamiast płacić za jego utylizację, czy złomowanie. Agencja Mienia Wojskowego sprzedaje nie tylko naboje do karabinów, ale nawet pociski czołgowe. Część odbiorców jest zainteresowana odsprzedażą broni do państw, gdzie ta wciąż stanowi łakomy kąsek. Inni liczą na sposobność do odzyskania cennych metali.
Żeby utylizacja amunicji została wykonana zgodnie z prawem, nie wystarczy po prostu wrzucić pocisków do ogniska
Dlaczego w takim razie wojsko nie sprzedaje przeterminowanych nabojów do kałasznikowów, albo chociaż nie przekazuje ich dalej? Nie może. Art. 25 ust. 1 ustawy o wykonywaniu działalności gospodarczej w zakresie wytwarzania i obrotu materiałami wybuchowymi, bronią, amunicją oraz wyrobami i technologią o przeznaczeniu wojskowym lub policyjnym nakłada obowiązek unieszkodliwienia lub odzysku zużytej amunicji. A także materiałów wybuchowych i innych wyrobów o przeznaczeniu wojskowym czy policyjnym. Przekazanie takich pocisków „organizacjom proobronnym” jest w tym przypadku niemożliwe. Sprzedaż nie wchodzi w grę z innych powodów. Naboje po terminie ważności nie są towarem pełnowartościowym. Wręcz przeciwnie: są tyle warte, ile metale, z których zostały wykonane. Czyli… niewiele.
Wojsko Polskie nie jest największą armią na świecie, która jest w stanie dostarczać mnóstwo cennych metali w samych utylizowanych nabojach
Także wysoki koszt utylizacji można na dobrą sprawę uzasadnić. Przede wszystkim, posłanka Siarkowska w jednym się myli. Utylizacja amunicji wcale nie jest sprawą prostą. Oczywiście, w teorii wystarczy wrzucić przeterminowane naboje do pieca. Problem w tym, że to nie może być pierwszy-lepszy piec. Taki jest używany także do unieszkodliwiania dużo bardziej śmiercionośnej broni, niż zwykły nabój do karabinu. Specjalistyczny sprzęt kosztuje – koszt budowy z kolei musi się zwrócić. Do tego nie można całego procesu przeprowadzać w dowolny sposób.
Utylizacja amunicji musi odbywać się z troską o stan środowiska naturalnego i czystość powietrza. To z kolei również zwiększa koszty. Wydaje się, że te będą podobne, niezależnie od tego, jaki rodzaj pocisków się akurat w piecu unieszkodliwia. Co więcej, takich urządzeń w Polsce zbyt wiele nie ma. To z kolei winduje ceny w górę. Warto także zauważyć, ze firmy realizujące takie zamówienie nie mogą liczyć na ogromną skalę zamówienia. Wojsko Polskie to nie siły zbrojne USA z przeszło milionem żołnierzy i mnóstwem sprzętu. Utylizacja amunicji przez Wojsko Polskie wcale nie musi stanowić przykrywki dla jakichś niecnych machlojek czy spisków – czasem wystarczy rozejrzeć się za prostszym rozwiązaniem.