A więc dokonało się. III linia metra została oficjalnie zapowiedziana przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, a ta informacja rozpaliła mieszkańców nie tylko stolicy, ale i całej Polski.
To z kolei przełożyło się na szereg dyskusji, które od rana analizują czy przedstawiony projekt jest w ogóle sensowny. Przyznam, że z wielką przyjemnością czytam te awantury polemiki, ponieważ – jak rzadko kiedy – prawie każdy ma rację. Podnosi się argumenty o tym, że tutaj za drogo, tutaj dublujemy, tutaj bezsensownie, że zaraz będziemy mieli trzy linie metra, a żadna nie dojeżdża na Dworzec Centralny, a stacja przeładunkowa na Stadionie Narodowym będzie męczarnią dla tłumów prawobrzeżnej Warszawy.
Ktoś tam krzyczał, że wykluczona z metra jest nowa Wola, która staje się centrum biznesowym miasta. Ktoś inny zwracał uwagę, pewnie też nie bez racji, że planowana III flanka metra nie pokrywa się za bardzo z przepływami ludności lub największą grupą zamieszkałych terenów. Lewicowe ruchy miejskie podnosiły – znów, nie bez racji, że po co budować metro, skoro za dziesięć razy mniej pieniędzy można postawić tramwaj na Gocław, na który mieszkańcy liczą od lat. Choć osobiście, jak wielu innych, wolę jednak metro od tramwajów i dziwi mnie, że lewica, która najchętniej dla kilku tysięcy pasjonatów postawiłaby ścieżkę rowerową na każdej ulicy w mieście, tego nie rozumie.
Milion opinii i każdy ma trochę racji
Przyjemnie się czyta tę awanturę, bo naprawdę trudno jest znaleźć dziś w sieci głos, który nie miałby w swojej opinii choć trochę racji. Z przyjemnością oglądam schematy alternatywnych linii metra, bo prawda jest taka, że te też by się przydały. I nagle okazuje się jak tragicznie niedoinwestowanym pod względem komunikacji podziemnej miastem jest Warszawa.
W tej dyskusji na temat metra brakuje mi jeszcze jednego głosu. I znów, nie kryje się za nim żadna racja najmojsza, po prostu obserwacja, którą warto uwzględniać przy ocenie rozmaitych planów i kalkulacji.
To metro tworzy miasto
Jednym z zarzutów względem linii Trzaskowskiego jest fakt, że wcale nie odpowiada najbardziej zaludnionym obszarom Warszawy.
Moim zdaniem to niekoniecznie największy zarzut jaki można postawić linii metra. Wystarczy spojrzeć jak już sama perspektywa istnienia linii metra historycznie wpływała na różne regiony Warszawy – najpierw Ursynów, z czasem Młociny, a obecnie w największym chyba stopniu – Bemowo. Osiedla rosły jak na drożdżach tylko dlatego, że w perspektywie najbliższej dekady pojawiała się linia metra. Deweloperzy wyprzedali już całe pola i łąki pod Żyrardowem, choć nie wiadomo kiedy dokładnie dociągnięta zostanie do nich II linia.
Metro nie zawsze musi być planowane z myślą o najbardziej zurbanizowanych osiedlach, może wręcz w dobie kryzysu mieszkaniowego i patodeweloperki powinno wytyczać nowe kierunki rozwoju miasta. Czy III linia to robi? Cóż, w mojej ocenie niekoniecznie, zagospodarowując przede wszystkim bardzo ciekawe i zyskujące na znaczeniu okolice, którym panicznie potrzeba metra (jednocześnie urywając się tuż przed Odolanami, co jest trochę nie fair wobec tysięcy Warszawiaków, którzy w ostatnich latach wylądowali na swoim). Warto jednak i tę perspektywę w trakcie planowania i oceniania nowej linii metra uwzględniać.