Trzy miesiące wakacje to jest dopiero coś
Niestety, ale czasy szkolne już mam za sobą. Aż się nie chce wierzyć, że w tym roku minęły kolejne trzy lata – tak jakby kolejne liceum. Coś jednak we mnie z tamtych lat zostało. Miesiące nauki i oczekiwanie na upragnione wakacje. Obecnie to już nie dwa, a trzy miesiące – ot, taki plus bycia studentem. Ostatnio jednak narodziły się we mnie poważne wątpliwości, czy aby na pewno dwa miesiące wolnego, które miałem „za dzieciaka”, były rzeczywiście takim wspaniałym wynalazkiem.
Nie chcę tutaj zabrzmieć jak narzekający „na dzisiejszą młodzież”, zrzędliwy obywatel. Jeszcze tylko brakuje, żebym powiedział „kiedyś to było”. Nie, nic z tych rzeczy. Widzę po prostu, że będąc osobą pełnoletnią, mogącą (i chcącą) robić więcej rzeczy niż kilka(naście) lat temu, te trzy miesiące są jak najbardziej uzasadnione. Praca sezonowa, praktyki wakacyjne, wyjazdy z rodziną i przyjaciółmi – tego jest po prostu więcej niż w czasach szkolnych. Jest na co poświęcić te trzy miesiące.
Ale czy tak samo jest w przypadku uczniów podstawówki i ich dwóch miesiącach wolnego? Co najmniej wątpię. Pewnie, jakiś wyjazd z rodzicami się odbędzie, powychodzi z kolegami pograć w piłkę (mam nadzieję, że młodziaki nadal to robią), pojeździć na rowerze, a nawet trochę pograć na tym komputerze – niech im będzie, sam grałem, wszystko dla ludzi. Ale dzieci zazwyczaj bardzo szybko się nudzą. I to właśnie tutaj jest całe sedno problemu.
Częstsze wakacje = bardziej efektywny odpoczynek i… nauka?
Później nadchodzi wrzesień, wszyscy rozleniwieni po dwóch niezbyt produktywnych miesiącach, a trzeba dalej działać. W końcu podstawa programowa sama się nie przerobi. A gdyby tak skrócić letnie wakacje o te np. dwa tygodnie i dać je dzieciom kiedy indziej. Tak, aby nie musiały później w ciągu roku szkolnego wyczekiwać wielu tygodni na choć trochę dłuższe wolne niż dwa dni weekendu.
To potencjalnie również dobre wieści dla samych więzów rodzinnych. Częstsze wolne = częstsze wyjazdy? Być może. Nie będzie zaskoczeniem, że nie wszyscy mogą pozwolić sobie więcej niż jeden wyjazd w trakcie wakacji. Po tygodniowym wyjeździe z rodzicami, dzieci często zostają same, bo rodzice wracają do pracy i niestety to tyle.
Przerzucenie wolnych dni na np. dodatkową przerwę jesienną, dłuższą między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem, dłuższą na Wielkanoc, dłuższą majówkę, to więcej okazji na wspólny, rodzinny wyjazd. Mówiąc bardziej dosadnie – rodzice będą mogli inaczej rozdysponować środki, elastyczniej planować urlopy. Dzisiaj wiele rodzin jest po prostu skazanych na najdroższy sezon wakacyjny.
Zdecydowanie lepiej jest mieć „trochę” wolnego co jakiś czas, niż „więcej” bardzo rzadko, tj. raz do roku, w końcu regularne odpoczynki sprzyjają koncentracji.
Jest kilka „ale” – kwestie organizacyjne. To byłaby niemała rewolucja. Temat jest ciekawy do przedyskutowania, ale niestety polskie szkolnictwo ma również inne, często poważniejsze problemy. Co będzie z pracami sezonowymi? Co z rekrutacjami do szkół, na studia, egzaminami poprawkowymi? Jedno jest jednak pewne – ludzie nie chcieliby zmian przede wszystkim z przyzwyczajenia, a nie wyżej wymienionych kwestii.