Pamiętacie jak biednemu Microsoftowi oberwało się parę lat temu, że w swoim własnym systemie operacyjnym(!) ośmielał się preinstalować swoją własną przeglądarkę internetową – Internet Explorer? Zaraz możemy mieć powtórkę z rozrywki.
Tamto starcie było dla mnie jednym z najbardziej niezrozumiałych i zdecydowanie stałem w opozycji do argumentów podnoszonych na forum europejskim.
Tym razem producent oprogramowania antywirusowego Kaspersky ma za złe Microsoftowi to, że od paru lat dołącza do swojego systemu operacyjnego Windows Defender, czyli autorskiego antywirusa.
Najwyraźniej usługa wbudowana w system Windows jest na tyle dobra, że ludzie przestali kupować i instalować zewnętrzne oprogramowanie z taką samą intensywnością, jak miało to miejsce jeszcze kilka lat temu. Dodajmy, że część oprogramowania jest darmowa, ale bardzo często trzeba też za nie płacić.
Firma Kaspersky oczekuje, że organy europejskie zbadają czy aby Microsoft nie używa niedozwolonych metod i nie nadużywa swojej dominującej pozycji wciskając ludziom darmowy antywirus. W tym celu wystosowano oficjalną skargę do Komisji Europejskiej oraz niemieckiego odpowiednika Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Już w listopadzie podobną skargę złożono do antymonopolowego urzędu w Rosji, gdzie mieści się siedziba producenta.
Co zarzuca Kaspersky Microsoftowi?
W gronie podstawowych zarzutów szczególnie mocno skupiono się na tym, że:
- Windows Defender jest preinstalowany i nie można go całkowicie wyłączyć
- Programy antywirusowe konkurencji wydają się być bardziej irytujące, gdyż Microsoft zadaje wobec nich pytania bezpieczeństwa, które nie pojawiają się w przypadku Windows 10
- Windows 10 ogranicza możliwość wysyłania powiadomień przez producentów innych antywirusów (np. o końcu subskrypcji), wymuszając korzystanie z nowego systemu powiadomień w nowym Windowsie.
- Zdarza się, że Windows 10 kasuje antywirusy konkurentów w trakcie aktualizacji systemu.
- Ale po usunięciu antywirusów Windows 10 sprawia takie wrażenie, jak gdyby wciąż one pracowały poprawnie, zostawiając je między innymi na liście zainstalowanych programów.
- Microsoft nie oferuje twórcom zewnętrznych antywirusów dostatecznie dużego czasu, by przygotować się do nowych aktualizacji systemu.
Według mnie na tej liście znajdują się dwa punkty, które rzeczywiście mogą budzić zastrzeżenia – chodzi oczywiście o 4. i 5. Jeśli rzeczywiście się tak dzieje, to w istocie producenci oprogramowania antywirusowego mogą mieć pewne pretensje. Wydaje się jednak, że na pozostałe zarzuty Microsoft mógłby odpowiedzieć wprost – jeśli nie podoba Wam się nasz system, możecie przenieść się na Linuksa.
Microsoft monopolizuje antywirusy?
Co ciekawe, Microsoft odpowiedział zresztą w podobnym tonie. Przyznał też, że zdarza się, że aktualizacje systemu kasują antywirusy, ale zostało to sensownie uargumentowane – oprogramowanie antywirusowe zbyt głęboko wgryza się w pliki systemowe i czasem instalatory muszą reagować tak, by zapewnić jak najlepsze bezpieczeństwo i aktualność danych.
Mnie osobiście przekonuje tłumaczenie Microsoftu, zresztą i bez niego jestem po stronie producenta systemu operacyjnego, który powinien mieć prawo do rozwijania swojego produktu tak, jak mu się to podoba. To jest nadużywanie prawa chroniącego konkurencję przez podmioty rynkowe i mam nadzieję, że kolejny raz ten bubel – tak jak miało to miejsce w przypadku afery przeglądarkowej – nie przejdzie.