E-sport już dawno przestał kojarzyć się z pryszczatymi chłopcami spędzającymi godziny w kafejkach internetowych. Zasięg i rozmach imprez, jak chociażby nasz rodzimy IEM w Katowicach często przyćmiewa analogowe rozgrywki sportowe. Dla osób wychowywanych w latach 80. i 90. nie jest to niczym dziwnym. Problem z tym ma starsze pokolenie jak na przykład poseł Kosecki.
Roman Kosecki w latach 90 święcił triumfy na piłkarskich boiskach, a po zakończeniu kariery rozpoczął działalność polityczną. Od czterech kadencji zasiada w Sejmie, a z uwagi na swoją wcześniejsze sportowe osiągnięcia udziela się głównie w Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki.
Na ostatnim posiedzeniu tejże komisji posłowie dyskutowali na temat e-sportu. Spotkanie nie miało żadnego konkretnego celu – przedstawiciele ministerstwa sportu i cyfryzacji udzielili posłom suchych informacji na temat tej nowej dziedziny, jaką jest e-sport. Opowiedzieli o tym zjawisku, przedstawili trochę statystyk oraz opisali światowe trendy z naciskiem na to, że to bardzo szybko rosnący biznes. Nikt jednak nie zaproponował żadnego sposobu na wsparcie czy promowanie tej aktywności. W całej dyskusji zadziwiająco często padało słowo „problem”.
W trakcie dyskusji głos zabrał poseł PO Roman Kosecki, a jego wypowiedź idealnie odzwierciedla pojęcie i postrzeganie e-sportu przez starsze pokolenie.
Muszę powiedzieć, że nie jestem zwolennikiem, by na olimpiadzie był e-sport. Jest to oczywiście bardzo popularne i będzie bardziej popularne, bo jednak gry komputerowe i to wszystko się rozwija. Ledwo stworzą nowe programy, już jest pięć nowych i tak dalej i tak dalej. Zainteresowanie jest duże, w tym są już coraz większe pieniądze. Za chwilę stworzy się, jeżeli będą wpisane w olimpiadę, więc stworzą się różnego rodzaju kategorie tych gier, za chwile będą nowi sportowcy, którzy będą otrzymywali świadczenia olimpijskie, którzy kompletnie nie są sportowcami, tylko posiedzą sobie trochę i pograją w gry komputerowe. Niedługo będziemy mieli problem z naborem dzieci do mniejszych dyscyplin sportowych, bo tu będzie łatwa droga, spokojna i bezpieczna.
Ciężko ostatnio o posła, który ma jakiekolwiek pojęcie o tym, czym się zajmuje więc wypowiedź w takim tonie niestety, ale nie powinna nikogo dziwić, ani tym bardziej szokować. Zdziwić powinno dopiero to, co poseł Kosecki powiedział później. Ze względu na obycie w tematyce e-sportowej ciężko jednak jednoznacznie powiedzieć, czy wypowiedź posła była kunsztownym sucharem, czy jednak mówił całkowicie poważnie.
Poseł chciałby, aby e-sport stał się polem rozwiązywania sporów między państwami
Ze swoimi kolegami z ław poselskich podzielił się swoim pomysłem na ostateczne rozwiązanie problemu nie tylko wojny, ale również stadionowego chuligaństwa. Nie omieszkał też dokonać podziału na graczy i normalnych ludzi.
Mam propozycję. Mam nadzieję, że nawet nie e-sport, ale w ogóle gry przełożą się na poważną politykę państwa. Na przykład wojenną. Jedno państwo usiądzie z drugim, wystawi swoich ludzie i będą na komputerach rozstrzygać, wirtualne wojska będą się biły. A normalni ludzie nie będą ginąć, będą sobie normalnie żyć i rozwijać swoją tężyznę. Zgłaszam taki pomysł.
Nie da się jednak ukryć, że to idea jak najbardziej szczytna, a jednocześnie niezwykle utopijna. Co, jeśli państwo-gracz, które będzie przegrywało, zrobi rage quit z gry i postanowi rozwiązać sprawę według klasycznych zasad? No i najważniejsze pytanie pozostaje otwarte. Jaka to miałaby być gra?