Pogarszająca się z dnia na dzień kampania Andrzeja Duda skłania PiS do coraz bardziej niedorzecznych ruchów. Dziś rządzący wpadli na kolejny dziwaczny pomysł. Prezydent poprosił premiera o to, by zwrócił się do Sejmu o udzielenie rządowi… wotum zaufania. Po co? Czemu akurat dzisiaj? Co rządzący chcą tym osiągnąć?
Wotum zaufania – dziwny i niepotrzebny ruch
Pomysł miał zrodzić się dziś przed południem w Pałacu Prezydenckim. Od pomysłu do jego realizacji minęło właściwie parę chwil. Już o 12:00 wnioskiem o wotum zaufania zaczął zajmować się Sejm. I rozpoczęło się długie wystąpienie premiera Mateusza Morawieckiego, w którym – zgodnie z przewidywaniami – chwali on rząd i gani opozycję, ale też samorządy. Pewnie jeszcze dziś Sejm, głosami posłów klubu Prawa i Sprawiedliwości, udzieli rządowi wotum zaufania i cała ta farsa się skończy. Tylko czemu ona ma służyć?
Do tej pory wiele, nawet kontrowersyjnych ruchów, dało się jakoś wytłumaczyć. Tego ruchu racjonalnie wytłumaczyć się nie da. Premier jedyne, co zyskał, to czas antenowy w telewizjach informacyjnych, których widzowie mogli usłyszeć przemowę dość histeryczną, w której szef polskiego rządu w obrzydliwy sposób po raz kolejny użył przykładu zbiorowych mogił w krajach mocno dotkniętych pandemią koronawirusa jako argumentu za tym, że Polska poradziła sobie z nią lepiej. W której nie mogło zabraknąć też homofobicznej retoryki zawartej w grożeniu nieistniejącym w rzeczywistości „planem Rabieja”. I wreszcie w przemowie, w której jak zwykle winę za całe zło w Polsce zrzucił na opozycję i współpracujących z nią samorządowców. Utrwalił tym wizerunek Prawa i Sprawiedliwości jako partii tak nieudolnej, że nawet mając większość w Sejmie jest ona paraliżowana przez oponentów.
Wotum zaufania – powielenie błędu Tuska
Cofnijmy się do 2014 roku. W czerwcu, niedługo po wybuchu afery podsłuchowej, Donald Tusk w obliczu kryzysu zwrócił się o wotum zaufania do swojego rządu. Oczywiście je dostał – za premierem było 237 parlamentarzystów koalicji PO-PSL. Co to dało? Niewiele. Bo niedługo potem przyszedł wielki koniec rządów Platformy Obywatelskiej, którego pierwszym etapem była sromotna przegrana Bronisława Komorowskiego z Andrzejem Dudą w wyborach prezydenckich.
Dziś premier Morawiecki będzie mógł unieść w górę dłoń z dwoma palcami w znaku victorii. Powie swoim wzniosłym tonem, że 28 lat po „nocnej zmianie” 4 czerwca znowu w Polsce króluje demokracja. I może zabierze trochę czasu antenowego płynącemu na fali wznoszącej Rafałowi Trzaskowskiemu. A jutro będzie nowy dzień i PiS wróci do sytuacji, w której jest od dobrych paru tygodni. Czyli kompletnej zapaści kampanii swojego kandydata. Jeśli nie pojawią się w sztabie pomysły bardziej konstruktywne niż wotum zaufania, to Andrzej Duda może powoli zacząć myśleć o pakowaniu manatków.
(zdjęcie pochodzi z Twittera Kancelarii Premiera, fot. Adam Guz)