Dziś odbywają się historyczne wybory do niemieckiego parlamentu, Bundestagu. Historyczne, bo dopiero po raz czwarty od 1949 roku odbędą się przedterminowo z powodu upadku koalicji rządzącej. Zmieni się kanclerz, zmienią się partie rządzące. Nie oczekujmy jednak rewolucji, najbardziej skrajne partie nie dojdą do władzy. Nie oznacza to jednak, że nie będą miały jakiegokolwiek wpływu na niemiecką politykę.
Dlaczego koalicja upadła?
Koalicja sygnalizacji świetlnej, czyli nieformalne określenie koalicji socjaldemokratów z SDP, liberałów z FDP i Zielonych. Nazwa nie jest przypadkowa, bo barwy poszczególnych partii rzeczywiście odpowiadają kolorom sygnalizacji świetlnej. Nieco eksperymentalna koalicja – nigdy wcześniej nie rządziła w Niemczech na poziomie federalnym. I tak wytrzymała dłużej, niż niektórzy zapowiadali, ponieważ trzy lata. Co jednak poszło nie tak, że w dobie ogólnoświatowej niestabilności, Niemcy pozwolili na doprowadzenie do takiej sytuacji?
Główną kością niezgody okazały się pomysły liberałów. W sumie, czego inne można było się spodziewać? Z jednej strony dwie prosocjalne, o lewicowym zabarwieniu gospodarczym partie, a z drugiej liberałowie, którzy o ironio otrzymali ministerstwo finansów. Pierwsze kilka miesięcy nie zwiastowało problemów, które miały przyjść później. Nie były one jednak spowodowane bezpośrednio sytuacją w Niemczech.
Ohne FDP droht ein linkes „Weiter-so“. Mit uns gibt es die Chance auf eine Deutschland-Koalition. Wirtschaftswende, Migrationswende, Respekt vor Leistung und Eigentum, Vertrauen in Eigenverantwortung – wer das will, muss die Partei der Freiheit wählen! CL #jetztFDP #BTW2025 pic.twitter.com/Qxeko4GtKG
— Christian Lindner (@c_lindner) February 22, 2025
Wszystko zaczęło się od eskalacji wojny na Ukrainie. Tak jak cała Europa, Niemcy doświadczyły wzrostu inflacji, nie uniknął ich kryzys energetyczny. Warto tutaj wspomnieć, że w 2023 roku dzięki rewelacyjnej polityce Zielonych wyłączono w Niemczech elektrownie atomowe. Oczywiście wszystko w trosce o klimat. A, jakby co to atom zastąpiono węglem. Taki tam szczegół.
Przez lata Niemcy nie spełniały wymaganych 2% PKB na wojsko. Oczy otworzyły się, gdy ujrzano, co dzieje się na Ukrainie. Zwiększenie funduszy hamował jednak tzw. „hamulec zadłużenia” (Schuldenbremse), który utrzymać chcieli liberałowie. Koalicjanci poróżnili się na dobre w listopadzie ubiegłego roku, kiedy kanclerz Scholz odwołał ministra finansów z ramienia FDP. W odpowiedzi liberałowie opuścili koalicję.
Przedterminowe wybory w Niemczech
FDP była w koalicji najmniejszym ugrupowaniem, jej notowania spadły od 2021 roku o ponad 50%. Partia balansuje już od dłuższego czasu balansuje na granicy progu wyborczego. Próby przepchnięcia coraz bardziej liberalnych polityk były chęcią zaznaczenia swojej obecności w rządzie, zagrali va banque. Olaf Scholz jednak stracił cierpliwość:
Zbyt często minister federalny Lindner blokował ustawy, które były istotne, zbyt często stosował taktykę polityczną małostkowej partii, zbyt często nadużył mojego zaufania
Nowy rząd, już bez liberałów na pokładzie, zawnioskował o wotum zaufania 15 stycznia. Wniosek upadł, więc oznaczało to jedno – przyspieszone wybory. Wszystko wskazuje na to, że liberałowie zatopią nie tylko siebie, ale i częściowo jednego ze swoich koalicjantów – SPD na pewno nie będzie mieć kanclerza. Powróci „stare, dobre” CDU/CSU, które wyraźnie prowadzi w sondażach z ok. 30% poparcia. Kandydatem na kanclerza jest Friedrich Merz.
Nie będzie zdziwieniem, że jednym z kluczowych tematów wyborów jest znów migracja. Pojawiające się tak często tragiczne informacje o atakach z udziałem migrantów są motorem napędowym antyimigranckich nastrojów. Korzystają na nich przede wszystkim dwie formacje – AfD oraz BSW (lewicowy Sojusz Sahry Wagenknecht, ostatnimi czasy w mniejszym stopniu, bo formacja ma zadyszkę w sondażach).
CDU/CSU doskonale wie, że nie może oddać w tej kwestii pola swoim konkurentom, więc również zapowiedziała bardziej restrykcyjną politykę migracyjną. Optuje za niższymi podatkami – podatek dochodowy ma zostać obniżony do 25%. Chcą zwiększenia wydatków na wojsko nawet powyżej 2% PKB.
Pozostałe partie
AfD (ok. 20%) – najbardziej kontrowersyjna spośród głównych sił politycznych w Niemczech. Są kompletnym przeciwieństwem Zielonych w kwestiach klimatycznych. Nie wykluczają przywrócenia użycia rosyjskiego gazu na pełną skalę. Silna kontrola imigracji. Elon Musk uznaje ich jako „jedyną nadzieję na ratunek dla Niemiec.” Pomimo wysokiego poparcia, nie mają szans na uczestniczenie w przyszłym rządzie. Koalicja z partiami, które zostały okrzyknięte skrajną prawicą jest niedopuszczalna na niemieckiej scenie politycznej. Nie można jednak wykluczyć współpracy w kwestii konkretnych ustaw.
SPD (ok. 15%) dalej chce się zadłużać, aby móc pozwolić na coraz większe inwestycje. Z drugiej strony proponuje podatek majątkowy dla tych, którzy dysponują dobytkiem o wartości ponad 100 milionów euro. Popiera również podwyższenie płacy minimalnej z 12 do 15 euro na godzinę.
Zieloni (ok. 13%) dalej skupiają się na kwestiach klimatycznych, choć ich program w tym temacie jest skromniejszy w porównaniu do 2021 roku. W przeciwieństwie do np. CDU/CSU, opierają swój przekaz na prawie do azylu dla imigrantów, a nie na zaostrzaniu przepisów. Odrzucają możliwość deportowania osób pochodzących z krajów objętych wojną.
Die Linke (ok. 9%) cały czas znajdowała się poniżej progu wyborczego. Głównie za sprawą odłączenia się od niej BSW, która przejęła część elektoratu. W ostatnich tygodniach to się jednak zmieniło – liderka ugrupowania, Heidi Reichinnek, kilka tygodni temu swoim przemówieniem podbiła media społecznościowe. Skrytykowała w nim CDU/CSU, które ramię w ramię z AfD poparło jedno z antyimigracyjnych projektów uchwał. W końcu 30 milionów wyświetleń na TikToku mówi samo za siebie.
@heidireichinnek Die spontane Rede nach dem Dammbruch.
Program? Podatek od spadków – powyżej 3 milionów euro na poziomie 60%. Zmniejszenie wieku emerytalnego. Zakaz lotów krótszych niż 500 kilometrów w przypadku, gdy można tę trasę pokonać w 5 godzin pociągiem. Godni konkurenci Zielonych na tym polu.
BSW (ok. 5%) balansuje na granicy progu wyborczego, więc niczego nie jest pewne. Jeszcze niedawno mogli pochwalić się o wiele lepszymi wynikami. Spadki było widać od dłuższego czasu, jednak problemy pogłębiła dobra forma Die Linke. Mogą być bardziej rozczarowani niż liberałowie. W kwestiach imigracji mogliby podać sobie rękę z AfD. Krytykują sankcje wobec Rosji, które działają niekorzystnie na niemiecką gospodarkę. Koniec ze wsparciem Ukrainy.
FDP (ok. 4%) walczy o przekroczenie progu, ale będzie bardzo trudno. Obniżyć podatki, zmniejszyć biurokrację – w szczególności tym firmom, które ucierpiały przez wzrost kosztów energii. Dalej twardo stoją przy swoich liberalnych postulatach, które rozwścieczały koalicjantów. Nic dziwnego, w końcu są to niezbyt popularne obecnie w Niemczech poglądy. W polityce migracyjnej plasują się gdzieś „pomiędzy”. Na warunki niemieckie, ta partia to po prostu centrum. Jeśli się nie dostaną, to nie będzie to pierwszy raz. Wypadli już z parlamentu w 2013 roku i udało im się wrócić.
Jak wyglądają wybory w Niemczech?
Sondaże się wahają, nic nie jest na 100% pewne. Nie oznacza to jednak, że nie możemy już teraz założyć, które koalicje mają szanse zaistnieć. W Bundestagu przyszłej kadencji zasiądzie 630 parlamentarzystów. Potrzebna większość to zatem 316 mandatów. W sondażu autorstwa YouGov CDU/CSU i SPD zdobywają razem 335 mandatów, co pozwala uformować koalicję.
Germany, YouGov poll:
Seat projection
CDU/CSU-EPP: 220 (+23)
AfD-ESN: 145 (+62)
SPD-S&D: 115 (-91)
GRÜNE-G/EFA: 94 (-24)
LINKE-LEFT: 55 (+16)
FDP-RE: 0 (-91)+/- vs. 14-17 February 2025
Fieldwork: 17-20 February 2025
Sample size: 1,681➤ https://t.co/obOCVirbpF pic.twitter.com/PFxnbDp13I
— Europe Elects (@EuropeElects) February 21, 2025
Taki układ jest najbardziej prawdopodobny. Nie jest to jednak coś nowego, ponieważ tzw. „wielka koalicja” CDU/CSU-SPD rządziła w Niemczech m.in. w latach 2013-2021. Niektórzy nie wykluczają wzięcia do rządu Zielonych zamiast socjaldemokratów. Czy są na to szanse? Nie można niczego wykluczać, jednak weźmy pod uwagę to, że CDU/CSU ostatnio skręciła trochę w prawo. A może czeka nas jakaś niespodzianka w przypadku, gdy liberałom uda się przekroczyć próg? A może się nie uda, a i tak wejdą? Bądźmy realistami – taka sytuacja nie będzie miała w tym roku raczej miejsca, ale tak, jest to możliwe. Można wejść do niemieckiego parlamentu nie przekraczając progu wyborczego.
Mandaty do Bundestagu są rozdzielane w inny sposób niż do Sejmu. Mamy tu do czynienia z systemem mieszanym – proporcjonalnym i jednomandatowymi okręgami wyborczymi. Głosujemy na danego kandydata w JOW-ie, a także na listę partyjną w okręgu. Jest 299 okręgów jednomandatowych i 231 proporcjonalnych (metoda Sainte-Laguë).
Do proporcjonalnego podziału mandatów dochodzi oczywiście w sytuacji, gdy lista przekroczy próg wyborczy, ale także gdy wygra w co najmniej trzech jednomandatowych okręgach. Stało się tak w 2021 roku, kiedy Die Linke mając poparcie na poziomie 4,9% w skali kraju wygrała w trzech okręgach (dwa w Berlinie i jeden w Lipsku), co pozwoliło jej wziąć udział w proporcjonalnym podziale mandatów. Łącznie lewicowa formacja otrzymała 39 mandatów.
System mieszany dodaje nieco smaczku i oryginalności niemieckim wyborom. Jako Polacy nie powinniśmy przechodzić obok tych wyborów obojętnie. Niemcy to nie tylko największy kraj Unii Europejskiej, ale przede wszystkim największy partner handlowy Polski. Nasz zachodni sąsiad od lat boryka się z wynikami gospodarczymi poniżej oczekiwań. Miejmy nadzieję, że ich problemy będą miał jak najmniejsze oddziaływanie na naszą gospodarkę.