Oficjalne wyniki przyspieszonych wyborów do Bundestagu już są. Wygrał blok CDU/CSU, który od wielu miesięcy prowadził w sondażach. Zwycięstwo nie pozwala jednak na samodzielne rządy. Komu lider chadecji, Friedrich Merz, zaproponuje wejście do koalicji? Na jego szczęście, wybory potoczyły się tak, że lista kandydatów jest bardzo krótka. Brakowało jednak niewiele, aby Niemcy mogli musieli być gotowi na różne scenariusze, w tym na kolejne przedterminowe wybory.
Bez niespodzianek…
Zgodnie ze sondażami, z wynikiem 28,52% wygrała Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna i jej siostrzany „oddział” w Bawarii – Unia Chrześcijańsko-Społeczna. Było wiadome, że poparcia nie wystarczy na samodzielne rządy. Niemiecka polityka jest bardzo różnorodna. Tak naprawdę wszystkie siedem największych ugrupowań miało szanse wejść do Bundestagu. Gdyby tak się stało, tworzenie koalicji przez CDU/CSU nie byłoby takie łatwe.
Liberalna FDP w sondażach znajdowała się nieco pod progiem. Nie jest zatem niespodzianką to, że wypadła z parlamentu z wynikiem 4,33%. To nie pierwszy raz, kiedy nie wchodzi do Bundestagu, jednak jest to zdecydowanie porażka. Jeszcze cztery lata temu weszli do parlamentu z poparciem ponad 11%, byli częścią koalicji rządzącej. Dziś muszą zadowolić się obecnością w Landtagach i odbudować się, bo konkurencja jest naprawdę duża. Centrum jest zjadane przez lewą i prawą stronę sceny politycznej. Lider formacji, Christian Lindner, ogłosił wycofanie się z czynnej polityki. Jeszcze w listopadzie był ministrem finansów.
https://twitter.com/volnoscioviec/status/1893781237921132898
Spodziewaną klęskę zaliczyła także partia obecnego kanclerza Niemiec, czyli SPD. Wynik na poziomie 16,41% to najgorszy od 1887 roku. Nie, to nie literówka. Socjaldemokraci ostatni raz byli tak słabi za czasów Bismarcka. Patrząc na ostatnie cztery lata Olafa Scholza, chyba nikt się nie dziwi. Partia jednak i tak wyląduje na cztery łapy, bo chadecy szukają koalicjanta.
Prawicowa AfD zgodnie z przewidywaniami – 20,8%. Zwyciężyła we wszystkich landach byłego NRD. Formacja będzie mieć 152 mandaty, czyli niemal dwa razy więcej niż dotychczas. Wokół partii jest jednak roztoczony kordon – wszystkie partie wykluczają z nimi współpracę.
Do żywych, rzutem na taśmę, bo w ostatnich tygodniach, wróciła lewicowa Die Linke. Mieli nie wejść do Bundestagu, a skończyli z wynikiem 8,77% i 64 mandatami. Tak samo jak AfD, przede wszystkim mocni we wschodniej części kraju. Wygrali także w Berlinie. Niewątpliwy sukces.
…ale nie bez emocji
Lewicowy, antyimigrancki Sojusz Sahry Wagenknecht również nie przekroczył progu. W tym przypadku sytuacja nie była oczywista do późnych godzin nocnych. Sytuacja przypominała wybory do Landtagu Turyngii w 2019, kiedy FDP ledwo przekroczyła próg wynikiem 5,0066%. Tym razem nie skończyło się jednak to dobrze dla balansującej partii. Jedna prognoza w trakcie liczenia głosów dawała równee 5%, a za chwilę już 4,9%. I tak na zmianę. Aż w końcu ok. godz. 1 w nocy wszystko było jasne – BSW nie wejdzie do Bundestagu. Wynik 4,972% – zabrakło 13,5 tysiąca głosów w skali kraju.
Dlaczego to takie ważne? Gdyby BSW wszedł do parlamentu, zdobyłby ok. 35 mandatów. Małe ugrupowanie wywróciłoby do góry nogami wizję przyszłej koalicji, którą wcześniej już zapewnie rysował lider chadeków. Po ogłoszeniu oficjalnych wyników wiemy, że CDU/CSU i SPD mają razem 328 mandatów, czyli większość. Wejście BSW spowodowałoby, że chadecy i socjaldemokraci mieliby razem 311 mandatów, czyli o 5 za mało. Co wtedy? Może próba dołączenia Zielonych, którzy mieliby solidne ok. 80 mandatów? Kolejny problem – bawarska CSU deklarowała, że nie wejdzie w koalicję z Zielonymi. Inne opcje? AfD, Linke i BSW. Nie ma z czego wybierać. Niemców czekałyby niezwykle trudne miesiące.
https://twitter.com/volnoscioviec/status/1893768394458939610
To dlatego lista kandydatów na koalicjanta CDU/CSU jest tak krótka, bo tak naprawdę składa się z jednej partii. Chadecy z socjaldemokratami już rządzili, więc nie będzie to nic nowego. Koalicja tych dwóch partii to tzw. „wielka koalicja”, bo w przeszłości ugrupowania były niekwestionowanymi liderami niemieckiej polityki. Trzecią była FDP, która raz rządziła z CDU/CSU, a raz z SPD. To się zmieniło, mamy pełen wachlarz ugrupowań od prawej do lewej – utworzenie koalicji jest zdecydowanie trudniejsze. Łatwo się domyślić co by było, gdyby do Bundestagu wszedł nie tylko BSW, ale także FDP. Czteropartyjna koalicja? Życzyłbym powodzenia.
Czego możemy się spodziewać?
Kandydat na kanclerza Niemiec stawia na Europę i uniezależnienie się do Stanów Zjednoczonych. Czy oznacza to renesans idei federalizacji Unii Europejskiej pod przewodnictwem Niemiec? Trzeba być przygotowanym na taką możliwość – w końcu CDU/CSU jest ugrupowanie jednoznacznie prounijnym. Nie będzie rządzić po raz pierwszy. Nie spodziewajmy się, że ugrupowanie w ciągu czterech lat zmieniło się nie do poznania.
Moim absolutnym priorytetem będzie wzmocnienie Europy, abyśmy krok po kroku uniezależnili się od USA.
Jak ma dokładnie wyglądać to uniezależnianie się od USA? Jestem bardzo ciekawy – tym bardziej, że politycy postulują coś, co powinno być gotowe przynajmniej w części, na wczoraj. Pamiętajmy także, że CDU/CSU to partia należąca tak samo jak rządząca obecnie Polską Platforma Obywatelska, do Europejskiej Partii Ludowej. Jeśli ma to rzeczywiście przyczynić się do polepszenia relacji między Warszawą a Berlinem, to jestem za. Jeden warunek – niech będą to relacje jak równy z równym.
Friedrich Merz zapowiadał także zmieny w polityce migracyjnej. Chce ograniczyć napływ migrantów, przyspieszyć deportacje, ograniczyć prawo do azylu i zintensyfikować kontrole na niemieckich granicach. Jeśli niemiecki establishment nie chce, aby w następnych wyborach AfD miało już nie dwójkę z przodu, a trójkę, to powinien potraktować te kwestie bardzo poważnie.
Fot. tytułowa: Plenarsaal des Deutschen Bundestages aut. Times na licencji CC BY-SA 3.0