Kto by się spodziewał, że 11-cyfrowy numer identyfikacyjny potrafi wzbudzić takie emocje? Ostatnie dni upłynęły pod hasłem „wyciek danych z bazy PESEL”. Wyciek miał nastąpić z winy komorników sądowych, a sprawę bada ABW. Ilość bzdur, jaka przewinęła się przez krajowe media, mocno podważa zaufanie obywateli do państwa. A szkoda.
Zamieszanie wokół rzekomego „wycieku” od samego początku budziło moje zdziwienie. Komunikat Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, który cytowałem w sobotnim wpisie, był dosyć lakoniczny. Wynikały z niego trzy rzeczy:
- niektórzy komornicy sądowi składali bardzo dużo (nawet po kilkaset tysięcy) zapytań do bazy PESEL o dane osobowe dłużników
- zapytania były wysyłane również w godzinach nocnych
- analiza zapytań wskazywała, że mogły być one składane za pośrednictwem oprogramowania automatyzującego te czynności
Skłoniło to Ministerstwo Cyfryzacji (podmiot odpowiedzialny za bazę PESEL) do złożenia zawiadomienia o podejrzeniu popełnieniu przestępstwa. Prokuratura, po zapoznaniu się z zawiadomieniem, zdecydowała o wszczęciu postępowania w sprawie.
Wyciek? Jakie wyciek?
I to właściwie byłoby na tyle, gdyby nie to, że na podstawie takiego zdawkowego komunikatu media – te tradycyjne, i te cyfrowe również – uznały, że doszło do „wycieku danych z bazy PESEL”. Znajomość zasad dostępu do bazy PESEL oraz problematyki postępowań egzekucyjnych prowadzonych przez komorników sądowych wystarczyłyby do stwierdzenia, że na obecnym etapie sformułowanie „wyciek danych” jest co najmniej przedwczesne.
Media wydały jednak wyrok: doszło do wycieku. TVN24 alarmowało: dane zostały wyłudzone!
Oczywiście to, czy faktycznie doszło do jakiegokolwiek „wycieku”, będziemy mogli oceniać dopiero po zakończeniu śledztwa. Na chwilę obecną warto natomiast zauważyć, że stanowisko Bezprawnika potwierdza minister Anna Streżyńska:
Mam natomiast nieodparte wrażenie, że nieodpowiedzialne zachowanie mediów – nie tylko w tej sytuacji – po raz kolejny podkopuje zaufanie obywateli do państwa. Owszem, zaufanie rodaków do własnej ojczyzny w Polsce od dawna (od zawsze?) jest na niskim poziomie. Ale czy to wystarczające usprawiedliwienie?
Zaufanie obywateli do państwa i prawa
W badaniu Europejskiego Sondażu Społecznego 2014 Polacy ocenili swoje zaufanie do systemu prawnego na 3,66 (w skali od 0 do 10), a naszych polityków jeszcze gorzej: na 2,21. Nie powinno to specjalnie dziwić. O ile nie zamierzam pochylać się nad politykami, o tyle brak zaufania do systemu prawnego mnie nie dziwi. Polska cierpi na nadpodaż prawa, w przeciwieństwie do krajów skandynawskich. Nic dziwnego, że to właśnie obywatele Danii czy Szwecji lepiej oceniają swoje prawo (może dlatego płacą faktury w terminie?). Trudno lubić coś, czego się nie rozumie, dlatego dobre prawo jest – na tyle, na ile to możliwe – zwięzłe.
A przecież wiele kwestii życia codziennego w mniejszym lub większym stopniu dotyczy norm prawnych. Wiele problemów wynika z nieznajomości przepisów albo ich niewłaściwego stosowania. Z tymi problemami spotykamy się codziennie, opisując na łamach Bezprawnika nie tylko kwestie z pogranicza teorii i filozofii prawa („Co dalej z Trybunałem Konstytucyjnym? Nadciąga totalny kataklizm„), ale i tak błahych (pozornie!) problemów jak to, czy pracownik może odmówić delegacji, albo czy rolkarze mogą legalnie jeździć po ścieżkach dla rowerzystów.
Media mają duży wpływ na sposób myślenia odbiorców. W ten sposób kształtowane są również wyobrażenia Polaków o państwie i prawie. Tym bardziej można od dziennikarzy należytej staranności. Nie bez przyczyny ustawa Prasowe w artykule pierwszym wskazuje, że „Prasa (…) urzeczywistnia prawo obywateli do ich rzetelnego informowania (…)„. Tymczasem informacje o wycieku z bazy PESEL stały się przyczynkiem do publikacji kolejnych, alarmujących materiałów, które zawierały wiele informacji nieznajdujących oparcia w rzeczywistości. Sugestie, że państwo nie jest w stanie zabezpieczyć wrażliwych danych osobowych milionów Polaków, w oczywisty sposób podważają zaufanie zarówno do państwa, jak i jego funkcjonariuszy (jakimi są komornicy).
Nieznajomość prawa szkodzi, ale nie jest przeszkodą dla dziennikarzy czy media-workerów, którzy żerują na niewiedzy obywateli o własnym państwie. Czy precedensowy wyrok warszawskiego sądu zmusi polskie redakcje do większej rzetelności w prezentowanych materiałach, niezależnie od ich tematyki?