Kto by pomyślał, że skutkiem „genialnego” pomysłu ustawodawcy i bierności części samorządów będzie wyrzucanie zużytych tekstyliów do lasu? Odpowiedź jest prosta: dosłownie każdy, z wyjątkiem autorów obowiązujących rozwiązań prawnych. Przypadek śmieci porzuconych w nadleśnictwie Płytnica to jedynie jeden z pierwszych tak dobrze udokumentowanych przypadków
Wyrzucanie zużytych tekstyliów do lasu powoli znowu staje się plagą
Podobno dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Można pokusić się o stwierdzenie, że po raz kolejny mamy do czynienia z prawdziwością tego starego porzekadła. Mam na myśli obowiązek osobnego segregowania zużytych tekstyliów, który obowiązuje od początku tego roku. Dobre chęci są tutaj bardzo wyraźne. Jakoś trzeba zwalczać opłakane skutki środowiskowe tzw. fast fashion w postaci między innymi błyskawicznie rosnącej góry takich śmieci.
W Polsce każdego roku wyrzucamy ich 418 tysięcy ton. Z danych Ministerstwa Klimatu i Środowiska wynika, że aż 78 proc. takich odpadów nie było poprawnie przetwarzanych. Innymi słowy: trafiały na wysypiska albo do spalarni. Przy okazji resort zwraca uwagę na szkodliwe praktyki przemysłu tekstylnego. Bez zmiany przyzwyczajeń konsumenckich i spadku popytu na produkowane masowo tanie ubrania i buty „nadal będzie powodował nadmierną emisję gazów cieplarnianych, konsumpcję zasobów naturalnych i zanieczyszczenie wód”.
To wszystko prawda. Problem w tym, że nowe przepisy co prawda nakazały Polakom segregację odpadów tekstylnych, ale nie przewidziały ich odbioru przez gminy. W założeniu powinniśmy pofatygować się z nimi od czasu do czasu do PSZOK-u. Teoretycznie w mniej-więcej stutysięcznych miastach to rozwiązanie, które nie powinno sprawiać większych kłopotów. O wiele gorzej jest w przypadku gmin obejmujących wiele miejscowości. Może się okazać, że musimy wybrać się do innego miasta ze śmieciami. Niezmotoryzowani mają problem. Metropolie zaś potrafią być bardzo rozległe. W Warszawie i w okolicach jest ok. 7 PSZOK-ów.
Niektóre samorządy poszły po rozum do głowy i postanowiły jakoś pójść na rękę mieszkańcom. Z pomocą państwu przychodzi także sektor prywatny w postaci kontenerów PCK oraz Paczkomatów, do których można oddać używane ubrania. Nie zmienia to faktu, że teraz przestrzeganie prawa wymaga od nich wysiłku. Tym samym wyrzucanie zużytych tekstyliów do lasu albo do pieca staje się znowu atrakcyjną alternatywą. Do tej pory były to jedynie przestrogi ze strony ekspertów i dziennikarzy. Teraz już docieramy do momentu, w którym możemy śmiało powiedzieć: A nie mówiliśmy?
Gospodarka odpadami po polsku to jakaś legislacyjna tragikomedia
Portal Samorządowy niedawno informował o przypadku Nadleśnictwa Płytnica, które poszukiwało „właściciela” całkiem sporej ilości używanej odzieży. Informowało ono o poszukiwaniach sprawcy za pomocą swojego profilu na Facebooku. Około kilkunastu worków najzwyczajniej w świecie ktoś wyrzucił w lesie. Trzeba przyznać, że tym razem nie mamy do czynienia ze śmieciami gospodarstwa domowego. Skąd ta pewność? Sama ilość worków stanowi pewną podpowiedź. Do tego domniemanego sprawcę uchwycono na nagraniu w samochodzie dostawczym marki Renault Master.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to przecież odosobniony przypadek. Tak jednak nie jest. Wyrzucanie zużytych tekstyliów do lasu staje się coraz częstsze. Już w lutym o podobnym incydencie informował portal opolska360.pl. Ponownie mieliśmy do czynienia z kilkoma workami takich śmieci oraz paroma walizkami i plecakami. Nieco inna była sprawa z Grójca w województwie wielkopolskim. Tam zużyte tekstylia znalezione w lesie były przemieszane także z innego rodzaju odpadami.
Nie da się ukryć, że z jakiegoś powodu na wyrzucanie zużytych tekstyliów do lasu coraz częściej decydują się nieuczciwe firmy. Jest to zresztą jedynie wierzchołek góry lodowej z gospodarką odpadami. Borykamy się przecież także z dzikimi wysypiskami czy ich podpaleniami. Nie zmienia to faktu, że ustawodawca ignorując problem odbioru zużytych ubrań od mieszkańców na pewno nie zachęcił Polaków do troski do środowiska. Przecież już wcześniej krążyły dowcipy o tym, że śmieci dzielimy na te „do lasu” i „do pieca”. Konsekwencje zaniedbania naprawdę łatwo było przewiedzieć.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że polityka dotycząca zarządzania odpadami na szczeblu ogólnopolskim jest chaotyczna i irracjonalna. Wprowadza się rozwiązania, które dla obywateli są po prostu dolegliwe. Równocześnie nie służą niczemu pożytecznemu. Tak się składa, że nawet poprawnie segregowane odpady i tak teraz trafiają do spalarni albo na wysypiska. Podobnie będzie z wprowadzeniem systemu kaucyjnego na butelki i puszki. Tymczasem opłaty za śmieci jakimś przedziwnym zrządzeniem losu wcale nie chcą spadać. Prawdę mówiąc, z roku na rok płacimy coraz więcej za coraz mniej kompletną usługę publiczną.