Polska rozwija się gospodarczo właściwie przez cały okres po upadku PRL-u (z małą przerwą podczas pandemii COVID-19). Jednak wzrost PKB nie może być wyrywany z kontekstu, a szersze spojrzenie na uwarunkowania społeczno-ekonomiczne daje nam zupełnie inny obraz tego, jaka przyszłość czeka Polaków, którzy pochodzą z różnych środowisk i rodzin. Dosyć pesymistyczne wnioski płyną do nas z raportu sporządzonego przez ekonomistów z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) oraz Banku Światowego.
Wzrost gospodarczy Polski nie przekłada się na sprawiedliwe dzielenie jego efektów w społeczeństwie
Nierówność szans jest nieodłącznym elementem gospodarki kapitalistycznej. Jednak w Polsce mamy do czynienia ze zjawiskiem pogłębiania się nierówności, które w teorii wraz z postępującym wzrostem gospodarczym powinny maleć. W obecnych uwarunkowaniach gospodarczych w Polsce nierówności są więc dużo większe, niż powinny być w kraju, który znajduje się na identycznym z Polską poziomie rozwoju gospodarczego.
Badania EBOR i Banku Światowego pokazują nam także, że w Polsce mamy do czynienia ze zjawiskiem nierówności ekonomiczno-społecznych, które są uwarunkowane także przez miejsce urodzenia i środowisko, w jakim dana osoba została ukształtowana. Duże znaczenie ma także to, czy dana osoba urodziła się na wsi lub w mieście oraz jakim statusem społecznym i ekonomicznym mogą poszczycić się jej rodzice. Niestety w naszym kraju to, gdzie ktoś się urodził, gra kolosalną rolę w tym, kim dana osoba może zostać w przyszłości. Autorzy raportu podkreślają, że zróżnicowanie dochodowe jest w ponad połowie zależne od miejsca urodzenia i warunków, w jakim przyszło nam dorastać. Co ważne, dzieje się to niejako w oderwaniu od wzrostu gospodarczego, który przez wiele lat dawał wielu osoby powody do optymizmu co do możliwości rozwoju kariery zawodowej.
Ekonomiści EBOR i Banku Światowego ponadto szacują, że status rodziców odpowiada w Polsce aż za 77 proc. całkowitych nierówności szans, a miejsce urodzenia za 18 proc.
W twoim domu było mało książek? Najprawdopodobniej będziesz mało zarabiał
Wnioski płynące z raportu ekspertów EBOR i BŚ są również zaskakujące dla wszelkich moli książkowych. Okazuje się bowiem, że osoby o najniższych dochodach przyznają, że w ich domu było co najwyżej 10 książek. Z drugiej strony tylko 30 proc. ludzi o najwyższych dochodach deklaruje, że w ich domu znajdowała się mała liczba książek (nie wliczając w to podręczników). Wnioski z raportu możemy więc dość łatwo skorelować z innymi danymi, które ukazują nam stan czytelnictwa w Polsce.