Jakiś czas temu światowe media obiegła informacja, że amerykańskie służby ostrzegają przed korzystaniem z telefonów chińskich producentów, bo Xiaomi i Huawei szpieguje. I słusznie, to był dobry komunikat.
Ta informacja powędrowała w świat i moim zdaniem została nieco źle zrozumiana przez jej odbiorców, szczególnie w Europie. Otóż z tym Huawei, to bardziej niż o szpiegowanie, chodzi jednak o politykę.
Na świecie istnieją obecnie dwa bardzo mocno liczące się kraje. Są to Stany Zjednoczone i właśnie Chiny. Polski czytelnik mógłby pomyśleć, że gdzieś tam powinna być jeszcze Rosja, ale nie do końca tak jest – globalnej wojny nie mamy, głowice nuklearne leżą w garażu, a ile globalnych marek z Rosji jesteście w stanie wymienić? Jeśli już coś z powodzeniem eksportują na zachód, to nawet niespecjalnie to produkują – co najwyżej wydobywają. Rosja jest mała i biedna. Chiny…
Chiny z kolei są wielkie, bogate, dobrze zarządzane i podgryzają Amerykanów. Wydaje się, że XXI wiek będzie zdominowany przez wzajemną rywalizację tych dwóch mocarstw. Skoro więc mamy dwa względnie wrogo nastawione do siebie państwa, nic dziwnego, że jedno ostrzega przed korzystaniem ze sprzętu produkowanego w drugim.
Czy chińskie służby mogą wykorzystywać Huawei, ZTE albo Xiaomi do szpiegowania ludzi? Moim zdaniem tak. Czy amerykańskie służby mogą wykorzystywać Samsunga, Della, Motorolę, LG itd. do szpiegowania ludzi? Jak twierdzi Edward Snowden – nie tylko mogą, ale już robią to bardzo intensywnie.
Xiaomi i Huawei szpieguje?
Nie dziwi zatem apel FBI, NSA i CIA, by nie korzystać z urządzeń głównego geopolitycznego rywala. Oni sami wiedzą najlepiej do czego można wykorzystać kamerkę w komputerze lub smartfona. Z tego samego powodu jestem przekonany, że nikt z ważnych urzędników/polityków/wojskowych w Chinach nie porusza się ze smartfonem produkowanym bez kontroli Chin i z niezmodyfikowanym oprogramowaniem, które dostarczałoby amerykańskie Google. Nie wydaje mi się, by docelowym adresatem komunikatu służb z USA był John Smith mieszkający na ranczu w Teksasie.
To troszkę tak, jak gdyby agenci ABW korzystali ze smartfonów marki – nie wiem – „Katiusza” produkowanych przez rosyjską firmę. To jest oczywiste, że tego typu sytuacja nie wzbudza zaufania i w rezultacie może doprowadzić do ujawnienia ważnych tajemnic państwowych lub przynajmniej zbliżyć wrogi wywiad do tego typu informacji.
Dla polskiego konsumenta zasadniczy wybór w tej sytuacji polega na tym, że może zdecydować czy chce, by teoretyczną możliwość szpiegowania go mieli Amerykanie, czy jednak Chińczycy. Oczywiście żaden z tych krajów najprawdopodobniej nie interesuje się tym co w wolnym czasie robi Jan Kowalski z Tomaszowa Mazowieckiego. Natomiast należy mieć pełną świadomość, że komunikaty amerykańskich agencji to nic więcej, niż polityka.