Jakub Kralka: Na początek chciałbym zapytać o miejsce zondacrypto na mapie polskiego fintechu. Gdzie dzisiaj jesteście, jaką gracie rolę i jakie macie ambicje – zwłaszcza w kontekście tego mocnego zaakcentowania polskich korzeni przy współpracy z Polskim Komitetem Olimpijskim?
Przemysław Kral (prezes zondacrypto): Często powtarzamy, że jesteśmy fintechem o polskich korzeniach i polskiej historii – i jesteśmy z tego dumni. Ale mówiąc z lekkim przekąsem: za te czysto polskie korzenie najczęściej dostajemy po czterech literach.
Ktoś ostatnio podał mi za przykład „polski fintech” ZEN – polskość polega tam głównie na tym, że pracują tam Polacy, a firma jest zlokalizowana „gdzieś indziej”, z różnych powodów. W kryptowalutach w Polsce jest po prostu bardzo trudno. Przede wszystkim nie ma możliwości ubiegania się o licencję na działanie w Polsce w tej branży.
Na mapie świata jesteśmy dziś obecni w całej Unii Europejskiej, w Szwajcarii, za chwilę w Stanach Zjednoczonych. Natomiast w Polsce nasze korzenie częściej są źródłem problemów niż wsparcia.
Jakub Kralka: Ma pan na myśli także kłopoty z administracją? Choćby te dziwne zawirowania wokół mObywatela?
Przemysław Kral: mObywatel to tylko jeden z „klocków”. Z mObywatela dowiedzieliśmy się wprost, że kryptowaluty są… niemoralne. Po długiej przepychance Ministerstwo Cyfryzacji złagodziło przekaz: że może nie są niemoralne, ale to taki obszar jak prostytucja – lepiej o tym nie mówić.
Tego typu sytuacji jest bardzo wiele. Wydawało nam się, że przy współpracy z PKOl-em nie ma się do czego przyczepić: nie idziemy do Ministerstwa Sportu po miliard na jachty, tylko przychodzimy do PKOl i mówimy: „Chcemy zrobić coś fajnego. Chcemy pokazać, że jako pierwsi na świecie robimy token olimpijski, mamy pomysł na wsparcie olimpijek, które zostają mamami – program Mamy Olimpijki”.
A mimo to da się to obrzydzić. Znaleźć w tym coś, co przy dobrej wierze nie przyszłoby człowiekowi do głowy. I tu widać, że przez polskie korzenie trochę cierpimy – bo dokładnie te same rzeczy za granicą zwykle witane są rozwijaniem czerwonego dywanu. Ja nie oczekuję czerwonego dywanu, chciałbym tylko, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
Jakub Kralka: Ta krytyka płynie też ze strony osób publicznych?
Przemysław Kral: Patrzę na Roberta Korzeniowskiego, Adama Małysza, pana Tajnera, panią Otylię – to są ludzie, którzy prywatnie przyznają, że o krypto nie mają pojęcia, ale dostali przekaz, że trzeba to zohydzić, że to coś paskudnego.
Miałem wrażenie rozmów, w których nie da się prowadzić merytorycznej dyskusji, bo rozmawia się z partnerem, który po prostu nie wie, o czym mówi.
Wczoraj czytałem tekst na sport.pl. Pojawia się tam ekspert, pan Marek Zuber – ekonomista z dużym parciem na szkło – który stwierdza, że największym problemem premii w tokenie jest to, że token może być wart 10 zł, a może 250 tysięcy czy 2,5 miliona.
Tymczasem to jest dokładnie ten sam mechanizm, co wypłata w euro: jeśli dogada się pan z pracodawcą na wynagrodzenie w euro i zapomni pan je wymienić, a kurs spadnie – to czyja to wina? Pracodawcy, kantoru czy pańska?
Nikt nie mówi, że premie olimpijczyków będą wypłacane z gwarancją wartości w złotówce – np. za złoty medal 250 tys. zł w dniu wypłaty, z możliwością natychmiastowej wymiany na złotówki. Dyskusja toczy się wyłącznie wokół „cinkciarzy” i spadków wartości, bez zrozumienia, jak to faktycznie działa.
Edyta Wara-Wąsowska: A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze zarzut „bezczeszczenia” Jana Pawła II, bo Centrum Olimpijskie nosi jego imię…
Przemysław Kral: Ten zarzut jest dla mnie kompletnym absurdem. Nazwałbym to wprost: kretynizm. Jestem pokoleniem JP2, wychowywano mnie w przekonaniu, że Jan Paweł II wspierał sport i bardzo się nim cieszył.
Nasza koszulka Atalanty Bergamo z logo zondacrypto na rękawie trafiła niedawno do papieża Leona – założył ją, bardzo się cieszył. Ci, którzy dziś najgłośniej krzyczą o „bezczeszczeniu”, często nawet nie wiedzieli, że Centrum Olimpijskie ma takiego patrona.
Nikt nie chce Jana Pawła II usuwać, zakrywać, cokolwiek z nim robić. To są argumenty, z którymi trudno dyskutować, bo są kompletnie oderwane od meritum. Dlatego tak bardzo podoba mi się hasło: „Robimy, nie gadamy”. My po prostu robimy swoje.
Edyta Wara-Wąsowska: Naturalnie przeszliśmy do współpracy z PKOl-em. Polski sport zmaga się z dramatycznym niedofinansowaniem. Zamiast docenić, że prywatny biznes wchodzi i chce pomóc, pojawia się krytyka. Jak pan widzi rolę prywatnego kapitału w sporcie? I skąd w ogóle pomysł na współpracę akurat z PKOl-em?
Przemysław Kral: Wiele osób pyta, jak się „poznaliśmy” z PKOl-em, jak do tego doszło. To dość prosta historia. Od dawna wspieramy Dziki Warszawa – to koszykarska elita w Polsce, podobnie jak Roca Team (AS Monaco) w Europie.
Prezes Dzików poznał mnie z prezesem Radosławem Piesiewiczem. Opowiedziałem, że chcemy rozwinąć nasz token ZND, który odniósł sukces, ale skoncentrować go na sporcie. Bardzo szybko się dogadaliśmy, bo mamy podobne podejście.
Idea olimpizmu jest czymś nadrzędnym wobec pojedynczych dyscyplin. Widzimy to choćby we współpracy z Polskim Związkiem Kolarskim – to była kiedyś kompletna „stajnia Augiasza”: prezes odbywający wyrok za molestowanie zawodniczek, dramatyczna sytuacja finansowa.
Razem z Markiem Leśniewskim, obecnym prezesem związku – świetnym kolarzem i po prostu fantastycznym człowiekiem – usiedliśmy i próbowaliśmy rozrysować scenariusz ratunkowy. Efekt był taki, że reprezentacja mogła pozwolić sobie na dodatkowego masażystę, kucharza, lepsze loty na mistrzostwa świata w Kigali.
Seniorzy, juniorki, młody narybek – Maria Okucińska, Janek Jackowiak – wywalczyli najlepsze wyniki od lat na mistrzostwach świata i Europy. To pokazuje, jak niewiele czasem trzeba. My dostaliśmy ekspozycję, brand, wszystko grało – i nikt wtedy nie protestował, że wspieramy drużynę narodową.
Dopiero kiedy projekt stał się bardziej uniwersalny – pojawił się token olimpijski, PKOl – wyszli wszyscy ci dziwni ludzie, którzy od lat życzą nam upadku, opowiadają, że jesteśmy na krawędzi bankructwa, że jesteśmy „rosyjskim komandem” zarządzanym przez ludzi ze wschodu.
Ja przez lata walki o przetrwanie na polskim rynku dorobiłem się skóry twardej jak hipopotam. To nie znaczy, że tak powinno wyglądać funkcjonowanie biznesu w normalnym kraju.
Edyta Wara-Wąsowska: Chciałabym wrócić do programu Mamy Olimpijki. Czytałam informację prasową – to naprawdę świetna inicjatywa, bo o sportowczyniach-matkach mówi się bardzo mało, a wyraźnie widać, że to one coraz częściej „niosą” polski sport.
Przemysław Kral: To prawda – polski sport stoi dziś kobietami. Mamy Kasię Niewiadomą, która była trzecia w Tour de France, wcześniej pierwsza i obiektywnie powinna wygrywać wszystkie plebiscyty. Nigdy w męskim sporcie nie mieliśmy podobnych osiągnięć.
Mamy piłkarki, bokserki, strzelczynie, pływaczki, kajakarki, wspinaczki. Nadzieje na igrzyska w Cortinie to w ogromnej mierze kobiety.
My nie chcemy zastępować państwa – niech państwo robi swoje, to jego rola. Chcemy tylko, żeby nie przeszkadzało w szlachetnych, sensownych inicjatywach. Token, który wprowadzimy na rynek, ma zostać na dłużej niż jakikolwiek prezes PKOl czy ja. Ma być paliwem dla sportu na lata.
Jestem przekonany, że wielu spośród tych, którzy dziś nas hejtują, później będzie opowiadać, że „to oni wymyślili ten projekt”. Już teraz słyszę nonsensy, że będziemy „wypychać swój wizerunek na stroje olimpijskie”. Nikt nawet nie sprawdził, że strój olimpijski musi być całkowicie czysty – nie ma tam miejsca na jakiekolwiek logo poza producentem odzieży, w tym wypadku adidasem.
Ostatnio przeczytałem w „Polityce”, że jestem nieudacznikiem, bo jeżdżę Fiatem 500. Pozwoliłem sobie wrzucić ich autorom świetną reklamę Fiata: „Nieważny jest rozmiar twojego samochodu, liczy się wielkość twojego jachtu”. Takie zagrywki poniżej pasa bardziej kompromitują autorów niż mnie.
Na szczęście jest też masa pozytywnych głosów – przede wszystkim od olimpijczyków i olimpijek. To oni są bezpośrednimi beneficjentami tego projektu. Część osób, które nie może publicznie nas pochwalić, po prostu milczy – i za tę ciszę też jestem wdzięczny. A mnie się autentycznie uśmiecha buzia, kiedy słyszę od sportowców zwykłe „dziękujemy”.
Edyta Wara-Wąsowska: To przejdźmy do samego tokena olimpijskiego. Do tej pory były tylko zajawki. Jak dokładnie ma działać – z punktu widzenia kibiców i sportowców?
Przemysław Kral: Zarejestrowaliśmy już whitepaper – tam jest opisana cała tokenomia. Z punktu widzenia użytkownika najważniejsze jest to, że token będzie realnym środkiem płatniczym i narzędziem udziału w życiu polskiego olimpizmu.
Będzie można nim płacić za stroje olimpijskie, maskotki, bilety, udział w imprezach masowych. Będzie można brać udział w aukcjach i licytacjach nagród, których normalnie nie da się kupić: bilety na finał Ligi Mistrzów, mecze Serie A, polskiej Ekstraklasy, Final Four w Grecji, spotkania z koszykarzami.
Uznaliśmy, że ludzie coraz częściej kupują przeżycia, a nie rzeczy – i tym przeżyciom ten token ma służyć. Dzięki niemu będzie można też polecieć na igrzyska, wspierać konkretnych olimpijczyków – przeznaczyć zakupione tokeny na karierę konkretnego zawodnika.
Do tego dochodzi funkcja głosowania: kibice wybiorą wzór maskotki, jej nazwę, kolor autobusu reprezentacji, będą głosować na sportowca roku.
Kolejny element to wsparcie emerytur olimpijskich – one są, ale chcemy je wzmocnić. Do tego wypłata nagród za medale oraz miejsca 1–8 w tokenach, z gwarancją wartości w złotówkach. Uważamy, że samo wejście do pierwszej ósemki na igrzyskach to ogromne osiągnięcie, a np. czwarte miejsce – jak mówił mi Andrzej Supron – bywa tragedią sportowca, choć otwiera różne drzwi.
Od strony stricte krypto token będzie notowany na co najmniej trzech giełdach od startu – oczywiście także na zondacrypto. Będzie możliwość stakingu, farmingu, udziału w różnych akcjach earn – tak jak dziś przy tokenie ZND.
Debiut planujemy na 6 lutego, czyli w dniu rozpoczęcia igrzysk.
Edyta Wara-Wąsowska: Brzmi jak narzędzie, które pozwala kibicom zanurzyć się w olimpijskim świecie znacznie głębiej niż dotychczas.
Przemysław Kral: Dokładnie. To produkt zarówno dla sportowców, jak i kibiców. Ma aktywizować fanów cyfrowo i dawać im realny wpływ na kształt polskiego olimpizmu.
To pierwszy taki fan-token na świecie tworzony przez narodowy komitet olimpijski – ale obok funkcji typowo „fanowskich” ma też bardzo poważne elementy finansowe i socjalne.
Jakub Kralka: Mnie to trochę kojarzy się z Socios – oni też tworzyli tokeny dla klubów piłkarskich.
Przemysław Kral: Różnica jest taka, że Socios praktycznie zatrzymał się na piłce nożnej. Osiągnęli pewien poziom i zaczęli odcinać kupony, przestali się rozwijać. My nie chcemy spocząć na laurach – ani w piłce, ani w innych dyscyplinach, ani w samym olimpizmie.