Pewien mężczyzna postanowił umieścić na jednym z popularnych portali ofertę pracy. Poszukiwał osób, które chcą pracować jako kierowca Ubera lub Bolta. Co istotne – zaznaczył w ogłoszeniu, że nie chce „żadnych Polaków”. Szybko zrobiło się o tym głośno, więc mężczyzna… zmienił język ogłoszenia na ukraiński, a dyskryminacyjny dopisek usunął.
„Żadnych Polaków”, bo „oni nie chcą pracować”
Na jednym z popularnych portali o zasięgu ogólnopolskim pojawiła się oferta pracy. Mężczyzna z Gdańska szukał kierowców Ubera/Bolta. Proponował m.in. umowę zlecenia, wypłaty raz w tygodniu, 65 proc. od utargu dla kierowcy na rękę (przy zakupie gazu we własnym zakresie), a także szkolenia przygotowujące do pracy. Wymagał jednocześnie, by tygodniowy obrót wynosił co najmniej 1600 zł. Abstrahując od tego, czy jest to oferta korzystna czy nie, największe emocje wzbudziła wzmianka, jaka pojawiła się na końcu ogłoszenia. Mężczyzna zażyczył sobie bowiem wyraźnie, że nie chce żadnych Polaków (i podkreślił to trzema wykrzyknikami). Do pracy poszukiwał tylko obcokrajowców.
Jak ustalił dziennikarz Polsat News, mężczyzna miał argumentować ten dopisek tym, że Polacy „nie chcą pracować”. Podobno ogłoszeniodawca miał złe doświadczenia z Polakami, a gdy ich zatrudniał, osiągali tygodniowy obrót nawet pięciokrotnie niższy niż obcokrajowcy.
Oczywiście ogłoszenie z dopiskiem „żadnych Polaków” i „zatrudniamy tylko obcokrajowców” jest wątpliwe pod względem prawnym – jest to dyskryminacja w ofertach pracy. Jeśli bowiem do pracy zgłosiłby się Polak, który zostałby odrzucony właśnie ze względu na narodowość, to byłoby to naruszenie przepisów Kodeksu pracy, które zabraniają dyskryminacji na tle rasowym, wyznaniowym czy narodowościowym.
Nie zmienia to jednak faktu, że wielu pracodawców wciąż zdaje się o tym nie pamiętać. Wciąż pojawiają się ogłoszenia, w których można znaleźć dopiski o tym, że pracodawca nie chce zatrudniać osób o określonej narodowości. Zdarzają się też ogłoszenia, w których autor wyraźnie preferuje płeć kandydata. Takie oferty są niedopuszczalne z punktu widzenia polskiego prawa.
Mężczyzna postanowił obejść przepisy. Wystarczyło ogłoszenie w języku ukraińskim
Jak się jednak okazało, po nagłośnieniu sprawy przez media, mężczyzna szybko zmienił ogłoszenie. Oczywiście warunki pozostały te same (chociaż zniknął dopisek o niezatrudnianiu Polaków), jednak… zmienił się język. Obecnie ogłoszenie można odnaleźć, ale będzie się wyświetlać tylko w języku ukraińskim.
Mężczyzna oczywiście ma prawo wystawić ogłoszenie w języku ukraińskim. To oczywiście celowy zabieg, który ma od razu zniechęcić do aplikowania tych, którzy tego języka nie znają, a zatem – także Polaków. W ogłoszeniu nie ma jednak teraz żadnych dopisków o dyskryminacyjnym tle, dlatego w tym momencie ciężko zarzucić mężczyźnie cokolwiek. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że obecnie w ten sposób konstruuje się wiele ofert o pracę – poprzez umiejętne umieszczenie pewnych wymagań pracodawcy mogą wykluczyć pewne grupy pracowników, których nie chcieliby zatrudnić.