Tyle to było mówienia o tym jak niedzielny zakaz handlu równa do standardów wspaniałych krajów zachodnich, takich jak na przykład Francja. Tymczasem w Paryżu dramatycznie pracują nad odwróceniem tego trendu i aktywizacją handlu nie tylko w niedzielę, ale i w nocy.
Zakaz handlu w niedzielę nie jest zbyt dobry. Nie tylko irytuje jego licznych przeciwników, ale też nie przyniósł wielu spodziewanych korzyści. Być może dlatego w debacie publicznej już pojawiają się pomysły na złagodzenie zakazu handlu, takie jak na przykład otwieranie sklepów w niedzielę, ale tylko do 13.00. To oczywiście nadal za mało, a kraj Bonaparte daje nam najlepszy przykład w jaki sposób powinno się aktywizować gospodarkę.
Francja z handlem w niedzielę i w nocy
W ciągu najbliższych 18 miesięcy Francuzi zajmą się kwestią nocnego otwarcia sklepów spożywczych, w tym supermarketów. Rząd dał sobie tak nieostro sprecyzowany czas w obawie przed oburzeniem ze strony związków zawodowych, które we Francji zawsze dają się we znaki rządzących. I tak oto kiedy rozszerzano możliwość handlu w niedzielę, na ulice wyszli strajkujący. Pierwsze hipermarkety ponownie otwarte w ostatnim dniu tygodnia, były celem pikiet i protestów ze strony oburzonych grup pracowniczych.
Oczywiście obecnie we Francji istnieją sklepy całodobowe, jednak bardzo nielicznie i czasami tylko w jeden dzień tygodnia. W pozostałe zamykają się w okolicy 21.00. Te całodobowe są w tej materii bardzo mocno ograniczone przepisami. A na dodatek bywają potwornie drogie w utrzymaniu, ponieważ wymagają podwójnego wynagrodzenia dla pracowników, dobrowolności nocnych zmian czy nawet rekompensaty za dojazd do pracy, jeśli ta odbywa się w nocy. Rząd Francji twierdzi, że złagodzenie tych przepisów przysłuży się rynkowi pracy.
Ukłon w kierunku automatyzacji?
Choć pomysłom sklepów otwieranych 24/7 najbardziej sprzeciwiają się związki zawodowe stworzone z ludzi, nie da się ukryć, że głównym celem takich regulacji jest coraz większy potencjał automatyzacji biznesu spożywczego, w którym zakupy są kasowane i rozliczane bezobsługowo lub z minimalnym natężeniem obsługi.
Również w Polsce pojawiają się pierwsze sklepy samoobsługowe, które wcale nie wymagają angażowania całych rzesz pracowników, którzy „nie mogą iść z rodziną do parku”. Nasz ustawodawca zdaje się jednak iść w zupełnie przeciwnym kierunku do globalnych trendów.