Europejczycy przygotowują się na rozprzestrzenianie COVID-19 w swoich państwach. Tymczasem epidemia koronawirusa w Chinach najwyraźniej zmusiła władze do zrobienia czegoś, na co powinni już dawno. Państwo środka wprowadza wreszcie zakaz jedzenia dzikich zwierząt oraz handlu nimi. Tylko dlaczego tak późno?
Chiny walczą z rozprzestrzenianiem koronawirusa na wszelkie możliwe sposoby, w tym także te mocno niecodzienne
Epidemia koronawirusa powoli zaczęła docierać do Europy. W szczególności dotyczy to w tym momencie Włoch. O ile najprawdopodobniej wciąż nie ma większych powodów do paniki, o tyle chyba nikogo nie powinien dziwić strach przed nową, nieznaną chorobą.
Polskie ministerstwo zdrowia przygotowało nawet na swojej stronie internetowej specjalny informator na temat koronawirusa COVID-19.
Tymczasem w Chinach, ognisku epidemii, władze starają się wszystkimi dostępnymi sposobami powstrzymać rozprzestrzenianie wirusa COVID-19. Trzeba przyznać, że nie idzie im to źle. Dziesiątki tysięcy zarażonych przy przeszło miliardowej populacji Państwa Środka to nie jest przecież dramatycznie zła sytuacja. Zwłaszcza, że wszystko zaczęło się w Wuhan – jednym z największych miast w Chinach.
W grę wchodzą ograniczenia w podróżowaniu, kwarantanny, czy budowanie na miejscu w rekordowym tempie nowych szpitali. Pisaliśmy też na łamach Bezprawnika o tym, jak Chińczycy niszczą pieniądze pochodzące z rejonów szczególnie wysokiego ryzyka. Teraz tamtejsze władze w końcu najwyraźniej stwierdziły, że żarty się skończył – i wprowadziły także zakaz jedzenia dzikich zwierząt.
Jedzenie dzikich zwierząt na skalę masową ma ścisły związek z epidemiami chorób zakaźnych na Dalekim Wschodzie
Portal South China Morning Post informuje o wprowadzeniu przez chińskie władze nowego prawa, skądinąd w ekspresowym tempie. Co więcej, zakaz jedzenia dzikich zwierząt i handlu nimi wchodzi w życie natychmiast.
Jest to zmiana ze wszech miar pożądana. Nie jest przecież tajemnicą, że epidemia koronawirusa najprawdopodobniej ma ścisły związek z chińską tradycją. Mowa zarówno o przyzwyczajeniach kulinarnych mieszkańców Państwa Środka, jak i o tamtejszych praktykach leczniczych. Jedno i drugie opiera się w dużej mierze o zabijaniu i konsumpcji rozmaitych dzikich stworzeń.
Wirus COVID-19 powiązano z nietoperzami oraz łuskowcami. Poprzednia głośna epidemia na Dalekim Wschodzie – SARS, innej odmiany koronawirusów – miała związek z cywetami. WHO ostrzega, że nawet 70% spośród odkrytych w ciągu ostatnich 50 lat groźnych chorób zakaźnych przeniosła się na człowieka od zwierząt. Wliczając w to nie tylko ptasią czy świńską grypę, ale chociażby wirus HIV.
Zakaz jedzenia dzikich zwierząt w Chinach to na dłuższą metę konieczność
Tymczasem hodowla i import dzikich zwierząt do celów konsumpcyjnych i paramedycznych to w Chinach całkiem spora gałąź biznesu. Zgodnie z rządowymi danymi, jego wartość wynosi nawet 520 miliardów yuanów, a więc ok. 74 miliardów dolarów. To właściwie wyjaśnia czemu zakaz jedzenia dzikich zwierząt i handlu nimi został wprowadzony tak późno.
Teraz jednak chińskie władze uznały cały proceder za „ukryte zagrożenie dla zdrowia”. Można by się oczywiście zastanawiać, czy takie znowu ukryte. Nie da się ukryć, że zarówno hodowle dzikich zwierząt przeznaczonych na rzeź, jak i chińskie targi sprzedające ich mięso nie należą do miejsc zbyt skrupulatnie przestrzegających norm sanitarnych.
Naukowcy zaś są zgodni, że do pierwotnego zarażenia najprawdopodobniej doszło właśnie na jednym z takich targów. Dopiero później wirus zdołał zmutować i zacząć się przenosić z człowieka na człowieka.
Pozostaje mieć nadzieję, że zakaz jedzenia dzikich zwierząt zostanie utrzymany w mocy także gdy epidemia koronawirusa się skończy
Kolejną niewątpliwą korzyścią, jaką powoduje wprowadzony w Chinach zakaz jedzenia dzikich zwierząt oraz handlu nimi jest bolesny cios wymierzony w siatki kłusowników. Tych samych, którzy odpowiadają za zagrożenie wymarciem wielu gatunków – i to pomimo starań podejmowanych przez rozmaite rządy. Nie sposób nie zauważyć, że największy popyt na części ciała zabitych przez kłusowników zwierząt jest właśnie w Państwie Środka.
Zakaz jedzenia dzikich zwierząt, a także handlu nimi, to słuszna decyzja. Nie tylko z punktu widzenia ochrony ludności przed epidemią koronawirusa, ale także z uwagi na problematykę ochrony środowiska jako taką. Chińskie władze teoretycznie powinny w jakiś sposób zrekompensować konieczność zamknięcia działalności farmerom hodującym zwierzęta na rzeź oraz ich sprzedawcą. Biorąc jednak pod uwagę specyfikę tamtejszego ustroju, takie rozwiązanie wydaje się opcjonalne.
Jeśli jednak nie chcemy pojawiających się regularnie ognisk chorób zakaźnych na Dalekim Wschodzie, pozostaje mieć nadzieję, że zakaz jedzenia dzikich zwierząt nie będzie tylko rozwiązaniem tymczasowym na czas tej konkretnej epidemii.