Zarobki zarządu partii Razem zbulwersowały opinię publiczną. Okazało się, że skromni działacze, wojujący z ludźmi zarabiającymi powyżej średniej krajowej, sami zarobili po 200 000 zł. Hipokryzja, czy próba obejścia przepisów dotyczących finansowania kampanii wyborczej?
Zarobki zarządu partii Razem miały się mieścić w granicach średniego wynagrodzenia w Polsce
Partia Razem to zbiór sympatycznych młodych ludzi. Posiadają wykształcenie, potrafią się poprawnie wysłowić. Część z nich mówi lepiej po angielsku niż połowa polskiej sceny politycznej w języku ojczystym. Swoje postulaty wygłaszają w przemyślany sposób, nie wykrzykują ich bez ładu i składu. Na pierwszy rzut oka poglądy o równości wynagradzania, o konieczności zniesienia luk płacowych, o sprawiedliwości społecznej wydają się całkowicie słuszne. Jednak kiedy człowiek wczyta się głębiej w ich postulaty odruchowo chwyta się za portfel. Postulaty progresywnego podatku dochodowego dla najbogatszych, zniesienie składek ZUS, czy wprowadzenie pensji maksymalnej rodzą duże obawy. Do tego dochodzą trudne do obrony akcje medialne, takie jak bojkot Cisowianki.
Jednym z argumentów, który miał przekonać wyborców do Razem, były deklaracje o tym, że ich liderzy zarabiają tyle, co zwykli ludzie, więc nie tracą kontaktu z rzeczywistością. Adrian Zandberg w wywiadzie udzielonym rok temu portalowi money.pl roztaczał wizję sprawiedliwego wynagradzania, którą wprowadzono w jego partii. Żadnych umów śmieciowych, tylko umowy o pracę. Pensje maksymalnie w wysokości średniej krajowej. Mówił, że: „mamy taką zasadę, że jeżeli ktoś podejmuje pracę w partii, to otrzymuje pieniądze w wysokości średniego krajowego wynagrodzenia. To mój cały zarobek„. Wydawałoby się, że pięknie wdrożyli hasła o równości w życie.
Niestety po analizie tegorocznych oświadczeń majątkowych partii Razem okazuje się, że w kwestii wynagrodzeń Razem nie różni się niczym od każdej innej partii, która działa na polskiej scenie politycznej. Można posunąć się również do tego, że Adrian Zandberg opowiadając o zepsuciu innych partii i dużych wynagrodzeniach ich przedstawicieli uprawia pewne brzydkie zjawisko, które zaczyna się na h, a kończy na ipokryzja.
Okazało się, że zarobki zarządu partii Razem wbrew deklaracjom są przyzwoite
Cztery osoby z zarządu partii zarobiło prawie po 200 000 zł z tytułu zasiadania w zarządzie. Adrian Zandberg zarobił 199 191 zł, Marcelina Zawisza wzbogaciła się o 200 752 zł, Marcin Konieczny o 199 581 zł, natomiast Paulina Matysiak zarobiła 201 801 zł. Co ciekawe, oświadczenia majątkowe zostały złożone według stanu na dzień 31 grudnia 2019 r. Ledwo dwa miesiące wcześniej posłowie składali oświadczenia w związku z rozpoczęciem kadencji. W tamtym momencie zarobki wyglądały mniej więcej, tak jak deklarował Zandberg, tj. około 5 tysięcy złotych miesięcznie. Do listopada 2019 r. członkowie zarządu partii Razem zarobili odpowiednio: Zandberg – 49 252 zł, Zawisza 49 641 zł, Konieczny 49 939 zł, a Matysiak 21 243 zł. Dopiero ostatnie dwa miesiące 2019 roku przyniosły im solidny zastrzyk gotówki.
Lud pije szampana ustami swych przedstawicieli
Podobno taki dowcip krążył w czasach PRLu. Doskonale wpisuje się w obecną sytuację, w której żyją członkowie zarządu partii Razem. Jak informują na swojej stronie: „założyliśmy RAZEM, bo mamy dość. Mamy dość śmieciowej pracy i kredytów na 30 lat. Mamy dość przywilejów podatkowych dla wielkich korporacji i banków, kasty polityków, którzy nie wiedzą jak żyją zwykli ludzie. Razem to Polska, która wygląda inaczej. Prawo może stać po stronie pracowników. Państwo może zapewniać tanie mieszkania czynszowe, bezpłatne żłobki i solidną opiekę lekarską. Da się zagwarantować stabilne warunki pracy i godne płace”. Jak widzimy część postulatów udało się wcielić w życie. Zarobki zarządu partii Razem zdecydowanie należą do kategorii godnych. Tylko, czy nie stoi to w sprzeczności z wyznawanymi ideałami oraz głoszonymi poglądami? Smaczku całej sprawie nadają wypowiedzi członków partii, którzy informują, że decyzja o przyznaniu sobie przez zarząd wysokich wynagrodzeń była wyłączną decyzją zarządu.
Partia Razem bagatelizuje problem
Jak czytamy w oświadczeniu partii:
wyższe dochody deklarowane przez posłów mają prostą przyczynę: w wyborczym 2019 roku Partia Razem wypłaciła jednorazowo wyższe wynagrodzenie. Posłowie Razem nie wzbogacili się w ten sposób, co widać w oświadczeniach majątkowych. Zdecydowali się natomiast wpłacić środki na kampanię Lewicy.
Tak, dobrze przeczytaliście, Razem woli powiedzieć, że kombinuje z przepisami wyborczymi, niż powiedzieć, że uczciwie zapracowali na swoje pieniądze. A dlaczego kombinuje? Otóż limit wpłat obywatela na fundusz wyborczy w przypadku, gdy w jednym roku odbywają się więcej niż jeden raz wynosił 56 250 zł. Zgodnie z wykazem wpłat Zawisza, Konieczny i Matysiak wpłacili na fundusz wyborczy Lewicy powyżej 50 tysięcy złotych każde. Adrian Zandberg razem z żoną wpłacił 71 tysięcy złotych, a jego żona wpłaciła dodatkowo 28 tysięcy złotych sama. Jak informuje „Rzeczpospolita” na listach wpłat pojawiają się nazwiska rodziny członków zarządu. Budzi to pewne podejrzenia, czy aby członkowie zarządu partii Razem nie przekazywali swoich wypłat członkom rodziny, żeby ci wpłacali na fundusz wyborczy Lewicy.
Ale dlaczego członkowie partii Razem wraz z rodzinami mieliby wpłacać na fundusz wyborczy Lewicy?
W ostatnich wyborach parlamentarnych Lewica nie startowała jako koalicja kilku partii, tylko jako jeden komitet wyborczy. Miało to ułatwić dostanie się do Sejmu. Dla koalicji próg wyborczy wynosi 8%, a dla partii tylko 5%. Formalnie Lewica wystartowała więc jako komitet wyborczy Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Stosownie do przepisów kampania wyborcza może być finansowana wyłącznie z funduszu wyborczego danego komitetu wyborczego. Wpłaty na niego mogło dokonywać SLD i osoby fizyczne. W związku z tym Razem nie mogło po prostu przelać pieniędzy na konto SLD. Musiało obejść ten przepis. Wypłata wynagrodzenia członkom zarządu partii była sposobem na to, żeby Razem dołożyło się do kampanii. Niestety było to mocno wątpliwe moralnie. Niczym się to nie różni od potępianej przez Razem optymalizacji podatkowej stosowanej przez duże firmy.
Pojawia się również kwestia prawdziwości oświadczeń majątkowych złożonych w związku z rozpoczęciem kadencji posła. Zgodnie z wykazem – wpłaty na fundusz wyborczy miały miejsce w okresie od sierpnia do października 2019 r. Czy oznacza to, że zarobki zarządu partii Razem powinny były się znaleźć w pierwszych oświadczeniach majątkowych? Okazuje się, że nie. Kancelaria Sejmu wyraźnie poinformowała, że w takim oświadczeniu majątkowym posłowie wykazują dochody za 2018 rok, tj. rok poprzedzający objęcie mandatu.
Przed nami wybory nowego zarządu Razem. Zandberg, Konieczny i Zawisza wyczerpali swój statutowy limit kadencji określony w regulaminie partii. Szykuje się ostra walka o dostanie się do zarządu partii Razem, gdzie zarobki sięgają ponad 200 000 złotych rocznie.
PS: zgodnie z kalkulatorem partii Razem, gdyby w Polsce obowiązywał ich system podatkowy to od swoich dochodów powinni zapłacić 44% podatek.