Zwolnienie z pracy mailem jednak nie przejdzie. Rząd wycofuje się rakiem z niekorzystnych dla pracowników zmian w ramach tarczy antykryzysowej 3.0

Państwo Praca Dołącz do dyskusji (242)
Zwolnienie z pracy mailem jednak nie przejdzie. Rząd wycofuje się rakiem z niekorzystnych dla pracowników zmian w ramach tarczy antykryzysowej 3.0

Rządzący najwyraźniej uznali, że zwolnienie z pracy mailem i dalsze uelastycznienie rynku pracy to stanowcza przesada i zrezygnowali z tych rozwiązań. Minister Jadwiga Emilewicz już wcześniej zdążyła się wyraźnie od tych propozycji dystansować a rzecznik rządu zwalić całą winę na przedstawicieli pracodawców.  Trzeba przyznać, że jest to popłoch uzasadniony.

Czy naprawdę rząd szykował nam uelastycznienie rynku pracy w stopniu nieznanym od poprzedniego kryzysu?

Wiele wskazywało na to, że rządzący właśnie postanowili strzelić sobie w stopę. Bo jak inaczej nazwać uelastycznienie rynku pracy aż do przesady, którą symbolizuje zwolnienie z pracy mailem? Zmiany w prawie pracy postulowane w ramach tarczy antykryzysowej 3.0 przewidywały wiele bardzo kontrowersyjnych rozwiązań.

W grę wchodziło także obniżenie wymiaru pracy i wynagrodzenia o 10% bez zgody pracownika, zawieszenie stosowania postanowień porozumień zbiorowych i ograniczenie wysokości odpraw, zwolnienia bez procedury zwolnień grupowych. Rządzący najwyraźniej chcieli umożliwić pracodawcom wysyłanie pracowników na przymusowy urlop a nawet sięgnięcie po zakładowy fundusz świadczeń socjalnych.

Rządzący już starają się nas przekonać, że zwolnienie z pracy mailem to tylko głupie nieporozumienie

Reakcja ze strony związków zawodowych była tak naprawdę do przewidzenia. Rzeczpospolita informuje o kulisach całej sprawy. Nawet nastawiona przychylnie do rządu NSZZ Solidarność określiła swoją niechęć do przedstawionych propozycji w dość dosadny sposób. Stanowisko tego związku zawodowego jest jednoznaczne. „Proponowane przez rząd zapisy to likwidacja ochronnej funkcji kodeksu pracy oraz zamach na funkcjonowanie związków zawodowych. Mówiąc wprost: to brak jakichkolwiek cywilizowanych reguł na polskim rynku pracy”.

Rzecznik rządu nie miał innego wyboru jak wyraźnie zaprzeć się propozycji. Piotr Müller na Twitterze stwierdził: „informacje medialne o ograniczaniu praw pracowniczych nie znajdą odzwierciedlenia w projekcie, który ma przyjąć rząd. Pracownicy i pracodawcy zgłaszają różne propozycje zmian. Procedujemy je w drodze dialogu. Warto chwilę poczekać, zanim ogłosi się ich ostateczne przyjęcie„.

Uelastycznienie rynku pracy w takim stopniu oznacza polityczne samobójstwo, nawet w trakcie epidemii koronawirusa

Solidarność zdążyła już zarzucić właściwie Müllerowi kłamstwo. Jej rzecznik stwierdził bowiem, że „związki nie miały w tej kwestii nic do powiedzenia, bo rząd nie konsultował z nimi swoich pomysłów„. Jak się łatwo domyślić, uelastycznienie rynku pracy było bardzo na rękę przedsiębiorcom – i ci z wycofania się rakiem z propozycji przez rząd zadowoleni nie są.

Związek Przedsiębiorców i Pracodawców przekonuje, że „Propozycje w tarczy 3.0 mogą budzić kontrowersje, jednak są one racjonalne i potrzebne”. W końcu także dla pracowników lepszym rozwiązaniem jest pogorszenie warunków pracy i obniżenie wynagrodzenia, niż zwolnienie z pracy.

Nie sposób nie zauważyć, że w tym wypadku trzeba by pominąć zwolnienie z pracy mailem. Warto jednak być optymistą – zawsze jest przecież szansa, że padnie akurat na innego pracownika. Wiara w to, że przedstawiciele związków zawodowych zgodzą się na powrót do barbaryzacji rynku pracy z jest cokolwiek naiwna.

To nie 500 Plus i propaganda TVP stanowią fundament rządów Zjednoczonej Prawicy a uelastycznienie rynku pracy przez poprzedników

Dlatego właśnie wolta rządu Prawa i Sprawiedliwości nikogo nie powinna dziwić. Każda partia polityczna będąc w tym samym położeniu prawdopodobnie zrobiłaby dokładnie to samo. Jednak to właśnie Zjednoczona Prawica znajduje się w szczególnym położeniu. Rządzący muszą sobie zdawać sprawę z tego, na czym opiera się tolerancja ich własnego elektoratu. Oraz z tego, że nie jest ona nieograniczona.

Pozwolę sobie postawić tezę, że wcale nie chodzi o programy socjalne, „wstawanie z kolan” za pomocą retoryki rodem z rządów przedwojennej Sanacji, czy autentycznego uwielbienia dla Jarosława Kaczyńskiego i jego podwładnych. Badania sposobu myślenia elektoratów poszczególnych partii politycznych pokazują, że osoby popierające prawicę są nadspodziewanie pragmatyczne. Oczywiście pomijając tzw. „najtwardszy elektorat”.

Najważniejszy wydaje się więc fakt, że Prawo i Sprawiedliwość nie jest Platformą Obywatelską. A więc partią, która przeprowadziła poprzednie uelastycznienie gospodarki w sytuacji kryzysowej. Elektorat pracowniczy, a więc skądinąd ogromna rzesza wyborców, serdecznie jej za to nienawidzi do dzisiaj. Użycie tak mocnego sformułowania jest w tym przypadku jak najbardziej na miejscu. I stanowi czynnik determinujący polską politykę ostatniej dekady. Czego skądinąd za nic nie może zrozumieć opozycja.

Pamięć o realiach rynku pracy z poprzednich dekad wciąż jest wśród Polaków bardzo silna i nacechowana negatywnymi emocjami

W takim przypadku nawet w trakcie epidemii koronawirusa uelastycznienie rynku pracy do poziomu pozwalającego na zwolnienie z pracy mailem brzmi jak polityczne samobójstwo. Już teraz rządzący wydają się balansować na krawędzi szykując sobie możliwość przeprowadzania drastycznych cięć w administracji. Póki jednak tego faktycznie nie zrobi, to nic strasznego się jeszcze nie stało.

Co innego wydanie własnego elektoratu na łaskę i niełaskę przedsiębiorców. Z czego pamięć o nadużywaniu umów cywilnoprawnych przy aprobacie poprzedniej ekipy rządzącej wciąż jest w narodzie bardzo silna. Podobnie jak emocje związane z tamtym trudnym dla zwykłych Polaków okresem. Sama nazwa „umowa śmieciowa” ma przecież jednoznacznie negatywny wydźwięk.

Nie to zresztą, żeby tego typu nadużycia faktycznie z polskich realiów zniknęły. Tymczasem, nie oszukujmy się, druga strona raczej preferuje inne opcje polityczne.

Zwolnienie z pracy mailem mogłoby być zerwaniem więzi łączącej rządzących z ich własnym elektoratem

Na nic w takim wypadku zdałyby się obietnice prezydenta, że nie pozwoli na likwidację 500 Plus czy prywatyzację szpitali. Straszenie opozycją, marszałkiem Grodzkim, Unią Europejską, Sorosem, Balcerowiczem czy nawet teologicznym diabłem nic rządzącym by nie pomogło. Wyborcy PiS nie są „ciemnym ludem”, za który wielu ich ma – wliczając w to pewnie sporą część partyjnej wierchuszki.

Zwolnienie z pracy mailem stanowiłoby swoiste przekroczenie przez władzę Rubikonu, zerwanie swoistego paktu z elektoratem. Ten można tak naprawdę sprowadzić do prostego: „wy zapewniacie nam stabilizację, my was tolerujemy ze wszystkim co się z tym wiąże”. Dlatego można się śmiało spodziewać, że rządzący będą teraz przekonywać, że zwolnienie z pracy mailem i całe uelastycznienie rynku pracy to tylko głupie nieporozumienie. Od tego zależy ich polityczna przyszłość. Przy tym bagażu politycznych grzeszków na tak głupi błąd po prostu nie mogą sobie pozwolić.