Nowy rząd daje nadzieję na racjonalne zmiany w funkcjonowaniu państwa. Początek urzędowania to świetny moment na wprowadzanie bardziej ambitnych reform. Instytut Edukacji Ekonomicznej im. Ludwiga von Misesa oraz Forum Obywatelskiego Rozwoju podsuwają rządzącym 10 pomysłów prostych zmian w prawie, które mogą przynieść sporo korzyści Polsce i Polakom.
Wdrożenie tych 10 pomysłów nie powinno wymagać wiele więcej niż przyjęcia stosownej ustawy
Niektórzy eksperci sugerują, że każdy nowy rząd ma ograniczone okienko czasu, w którym rzeczywiście może przeprowadzić jakieś bardziej ambitne reformy. Można się spodziewać, że „koalicja 15 października” poświęci swoje na sprzątanie po poprzednikach. Nie oznacza to jednak, że w międzyczasie nie można wprowadzać takich rozwiązań prawnych, które ułatwią życie Polakom i usprawnią funkcjonowanie państwa. W końcu w ekspresowym tempie uchwalono powszechnie oczekiwaną przez społeczeństwo ustawę o refundacji in vitro. Wystarczy więc pomysł i dobra wola.
Na razie nie mam powodów, by wierzyć w dobrą wolę nowej władzy. Jeśli zaś chodzi o drugą kwestię, to Instytut Edukacji Ekonomicznej im. Ludwiga von Misesa oraz Forum Obywatelskiego Rozwoju wspólnie przygotowały publikację „Proste zmiany – wielkie korzyści. 10 pomysłów prostych zmian w polskim prawie”. Jak sam tytuł wskazuje, zawiera ona propozycje stosunkowo drobnych zmian w prawie, których wdrożenie mogłoby przynieść całkiem sporo pożytku. Czy jednak rzeczywiście są dobre? Jak najbardziej.
1. Zezwolenie na sprzedaż leków na receptę przez internet
Sprzedaż leków jest w Polsce ściśle reglamentowana i to jak najbardziej można zrozumieć. Równocześnie trzeba przyznać, że ostatnich osiem lat upłynęło nam spod znaku niepotrzebnego ograniczania dostępności Polaków do leków oraz przeregulowania rynku farmaceutycznego. Dobrym przykładem może być ustawa „Apteka dla aptekarza”.
FOR wraz z Instytutem Misesa proponują przyjęcie innej filozofii. Rynek ecommerce rozwija się w Polsce błyskawicznie, przez internet kupujemy już praktycznie wszystko, wliczając w to żywność. Zakupy online stały się czymś oczywistym. Możemy też załatwić tą drogą całkiem sporo całkiem poważnych czynności urzędowych. Równocześnie w mediach społecznościowych kwitnie nielegalny obrót lekami. Dlaczego więc nie umożliwić Polakom kupowania leków na receptę w Sieci?
Rezultat byłby wręcz oczywisty. Zakup leków przez internet, a więc także z dostawą do domu, ułatwiłby życie tym Polakom, którzy mają ograniczony dostęp do stacjonarnej apteki. W grę wchodzą mieszkańcy mniejszych miejscowości oraz osoby na tyle chore, że nie bardzo mogą opuścić swoje miejsce zamieszkania, żeby wykupić receptę. Warto wspomnieć, że na skutek przywołanych wyżej posunięć poprzedniej władzy od 2015 r. zauważalnie wzrosła liczba ludności przypadająca na jedną aptekę. Problem dotyczy zarówno miast, jak i wsi.
Autorzy „10 pomysłów prostych zmian w polskim prawie” zauważają, że w 2019 r. Ministerstwo Zdrowia zgłosiło już odpowiedni projekt. Po prostu z jakichś niezrozumiałych powodów wycofano się z zapisów umożliwiających prowadzenie takiej sprzedaży. Właściwie wystarczy teraz to odkręcić i gotowe.
2. Ograniczenie działalności spółek kontrolowanych przez państwo do określonych branż
Kilka miesięcy temu pisałem na łamach Bezprawnika, że państwo w gospodarce to zasadniczo kiepski pomysł. Nie tylko nie potrafi tego robić dobrze i psuje realia wolnego rynku. Politycy nie od wczoraj traktują spółki Skarbu Państwa jako łup, który ma im wynagrodzić działalność na rzecz partii.
„10 pomysłów prostych zmian w polskim prawie” skupia się przede wszystkim na sektorze bankowym. Nie dość, że nasze państwo kontroluje PKO BP, to jeszcze wzięło się za „repolonizowanie” Pekao SA. Czy do szczęścia nie powinien nam wystarczyć NBP z Komisją Nadzoru Bankowego?
To jednak nie koniec. Autorzy „10 pomysłów” wskazują na takie firmy jak: Polskie Koleje Linowe, Baltonę i Polskę Press. Czysty interes strategiczny państwa, nie ma co. Szczególnie bulwersujący jest oczywiście przykład Polska Press. Rządzący kazali Orlenowi kupić wydawnictwo specjalizujące się w prasie lokalnej i tematycznej. Po co? Oczywiście po to, by zyskać kolejny kanał do wciskania Polakom partyjnej propagandy oraz do upychania „swojaków” na kluczowych stanowiskach. I tak oto Rzeczpospolita Polska stała się wydawcą Tele Magazynu.
Jak jednak rozwiązać problem nadmiernej koncentracji przedsiębiorstw w ręku państwa? „10 pomysłów” upatruje odpowiedzi w rozwiązaniach funkcjonujących w Norwegii.
Tamtejszemu parlamentowi jest co roku przedstawiany raport przedstawiający wyniki tych przedsiębiorstw i uzasadnienie dla dalszego posiadania ich przez państwo. W przypadku, gdy takie uzasadnienie przestaje istnieć, państwo dąży do ich sprzedania inwestorom prywatnym.
Należy także wspomnieć o postulacie likwidacji Funduszu Inwestycji Kapitałowych, który zajmuje się właśnie poszerzaniem państwowego majątku o kolejne firmy.
3. Usprawnienie rynku kolejowego poprzez rezygnację z procedury tzw. badania równowagi ekonomicznej
Trzeci z „10 pomysłów” polega na wprowadzeniu jednej ważnej zmiany. Obecnie prywatni przewoźnicy kolejowi nie mogą organizować połączeń na określonych trasach, jeśli Urząd Transportu Kolejowego stwierdzi, że zagrożą oni rentowności dotowanych linii kolejowych. „Badanie równowagi ekonomicznej” to właśnie procedura, którą w takich przypadkach stosuje UTK.
Tak się składa, że dotowany przewoźnik w postaci PKP Intercity może wnosić o przeprowadzenie takiego badania za każdym razem, gdy na horyzoncie pojawi się jakiś konkurent. To zresztą nie tak, że konkurencja oznacza automatyczną likwidację nierentownej trasy. Zbyt daleko posunięty protekcjonizm nie ma tutaj większego sensu.
Likwidacja badania równowagi ekonomicznej oznaczałaby korzyść dla pasażerów, którzy uzyskaliby dostęp do większej ilości połączeń. Część z nich może być tańsza, część zorganizowana w bardziej racjonalnych godzinach, jeszcze inne mogą oferować wyższą jakość świadczonych usług.
4. Umożliwienie płatnego oddawania osocza
Nie da się ukryć, że składniki krwi są potrzebne do celów leczniczych oraz badawczych. Równocześnie nigdy nie jest dostępna taka ich ilość, by zaspokoić całe zapotrzebowanie. Dlaczego więc nie pozwolić na płatne oddawania osocza, jeśli znajdą się chętni i podmioty gotowe, by za nie płacić?
Obowiązujący obecnie model honorowego krwiodawstwa, który obowiązuje nie tylko samą krew, ale także jej składniki, nie do końca się sprawdza w praktyce. Funkcjonowanie systemu odpłatności nie przekreśla w żadnym stopniu oddawania osocza w dotychczasowy sposób. Zyskujemy jednie kolejną możliwość, by pozyskać ją od tych ochotników, którzy potrzebują zachęty finansowej.
Warto wspomnieć, że osocze jest potrzebne między innymi do wytwarzania koncentratów czynników krzepnięcia dla chorych na hemofilię, preparatów do leczenia pierwotnych niedoborów odporności oraz immunoglobulin wykorzystywanych w sytuacji konfliktu serologicznego. Im więcej jest mamy dostępnego osocza, tym po prostu lepiej. Zasłanianie się honorem w tym przypadku wydaje się nieco niepoważne.
5. Wprowadzenie wymogu informowania obywateli o prowadzonej wobec nich kontroli operacyjnej
Poważnym problemem ostatnich 8 lat była nijak niekontrolowana inwigilacja obywateli przez państwo. Okazało się, że sądowa kontrola podsłuchów była praktycznie fikcją. Służby były w stanie podsłuchiwać pod mniej lub bardziej zmyślonym pretekstem szefa sztabu głównej opozycyjnej partii politycznej w trakcie wyborów do parlamentu w 2019 r. Mowa o ówczesnym senatorze KO, Krzysztofie Brejzie oraz słynnym programie Pegasus. Zupełnym przypadkiem materiały z podsłuchów trafiały później do dziennikarzy TVP. Polityczna motywacja jest tutaj aż nazbyt oczywista.
Nie sposób się nie zgodzić z autorami „10 pomysłów”, że sprawy zaszły już stanowczo za daleko. Niekontrolowane i swobodne podsłuchiwanie obywateli musi się skończyć. Tylko jak to zrobić bez wylewania dziecka z kąpielą? Na pierwszy rzut oka informowanie obywateli o prowadzonej przeciwko nim kontroli operacyjnej brzmi właśnie jak takie posunięcie. Będziemy informować groźnych kryminalistów i rosyjskich szpiegów, że zamierzamy po cichu badać ich działalność? Ogień z wodą jak najbardziej da się w tej sprawie pogodzić.
Aby nie osłabić skuteczności ścigania przestępstw i nie zniweczyć rezultatów prowadzonych postępowań, służby powinny zyskać uprawnienie do odroczenia, za zgodą sądu, obowiązku poinformowania o prowadzonej kontroli operacyjnej. Takie odroczenie powinno jednak następować w wąsko określonych przypadkach – przede wszystkim, gdy w grę wchodzi życie lub zdrowie (także samych funkcjonariuszy) albo istotne względy związane z bezpieczeństwem państwa.
Kolejną istotną zmianą byłaby zmiana właściwości miejscowej sądów decydujących w tej sprawie. Obecnie jest nim wyłącznie Sąd Okręgowy w Warszawie. Jak się łatwo domyślić, wystarczy obsadzić ten konkretny sąd „swoimi ludźmi”, by kontrola stawała się fikcyjna. Doświadczenia rządów Zjednoczonej Prawicy wskazują, że nie jest to nierealny scenariusz. Nie ma więc powodu, by sprawy nie mogły rozstrzygać sądy właściwe dla miejsca zamieszkania osoby rozpracowywanej.
Należy także nadmienić, że w 2014 roku Trybunał Konstytucyjny uznał, że w polskim prawie powinny obowiązywać przepisy zobowiązujące służby do poinformowania obywateli o prowadzonej wobec nich kontroli operacyjnej. Nigdy go nie wykonano.
6. Usunięcie z kodeksu karnego przepisów ograniczających wolność słowa
Wolność słowa nie oznacza wolności od konsekwencji za naruszanie w ten sposób dóbr chronionych innych osób. Tylko czy na pewno musimy mieszać w tego typu spory prawo karne? Wśród „10 pomysłów” znajdziemy także postulat zlikwidowania wszystkich przepisów, w których państwo występuje w roli pani przedszkolanki mającej ukarać niesfornego urwisa, bo powiedział coś brzydko na kolegę.
Najbardziej znanym przykładem jest przestępstwo zniesławienia, a więc art. 212 kodeksu karnego. Praktycznie każda partia polityczna chce jego likwidacji, ale tylko wtedy, gdy jest akurat w opozycji. Pomimo całych dekad nawoływań środowiska dziennikarskiego do pozbycia się tego przepisu, cały czas stanowi bat na daleko posuniętą krytykę.
To jednak nie wszystko. Na liście są także inne kontrowersyjne przepisy. Czyny zabronione w postaci znieważenia Prezydenta RP, obrazy uczuć religijnych i publicznej zniewagi wprost krępują wolność słowa. Autorzy „10 pomysłów” wymieniają także znieważenie narodu lub państwa polskiego, znieważenie znaku lub symbolu państwowego oraz znieważenie funkcjonariusza lub konstytucyjnego organu, a także znieważenie pomnika.
Zamiast wykorzystywania prawa karnego do cenzurowania debaty publicznej, w zupełności wystarczy nam droga cywilna. Jej kosztowność i pewne skomplikowanie zapewniają, że mało kto będzie chętny do zawracania sądowi głowy bez faktycznej potrzeby. Zyskają zarówno sądy, jak i debata publiczna. Równocześnie pozbędziemy się paskudnego wrażenia, że nasze symbole narodowe i organy państwa są takie słabe, że trzeba ich dobrego imienia bronić za pomocą najbardziej drastycznych środków dostępnych państwu.
7. Ucywilizowanie czynności legitymowania przez policję i inne służby
Legitymowanie przez policję bywa w niektórych kręgach dość drażliwym tematem. Sama Komenda Główna Policji przyznaje, że podanie prawnej i faktycznej podstawy zwykłego poproszenia obywatela o dowód osobisty stanowi obowiązek funkcjonariuszy dokonujących tej czynności. Problem tkwi przede wszystkim w tym, że Konstytucja RP gwarantuje obywatelom między innymi przed nadmiernym gromadzeniem informacji o nich przez organy państwa.
Dlatego ważne jest, by uporządkować bałagan prawny. Zdaniem autorów „10 pomysłów”, szczegółowy tryb dokonywania tej czynności powinien zostać uregulowany na poziomie ściśle ustawowym. Rozporządzenie nie wystarczy w przypadkach, gdy w grę wchodzi ingerencja w konstytucyjnie chronione prawa i wolności. Dotyczy to także sytuacji tak trywialnych, jak właśnie wylegitymowanie przez policję.
Następnym postulatem dotyczącym tego zagadnienia jest ograniczenie ogólnego prawa do legitymowania w każdym momencie. Zamiast tak szerokiego uprawnienia policji należałoby zastosować zamknięty katalog takich sytuacji, w których wylegitymowanie kogoś byłoby rzeczywiście uzasadnione.
Co na tej zmianie mielibyśmy uzyskać? Przede wszystkim bardziej transparentne działanie policji w przypadku chyba najczęściej dokonywanej przez nią czynności. Samo uporządkowanie przepisów również stanowi wartość dodaną. Prowadziłoby by bowiem do ułatwienia życia obywatelom, a także paradoksalnie pracy samych policjantów.
8. Zakaz finansowania profesjonalnego sportu przez samorządy
Zawodowe kluby sportowe, formalnie rzecz biorąc, są często spółkami kapitałowymi, a więc firmami jak każda inna. Czy na pewno powinny być dotowane z pieniędzy publicznych? Autorzy „10 pomysłów” są przekonani, że w żadnym wypadku tak być nie powinno. Ich zdaniem na dopuszczaniu do pompowania samorządowych pieniędzy klubów sportowych tracą trzy kluczowe grupy.
Same gminy przeznaczają na ten cel środki, które mogłyby po prostu służyć mieszkańcom. Dotowanie lokalnej „chluby regionu” oznacza także brak równowagi pomiędzy samymi klubami. Te, który trafi się zamożniejszy i bardziej chętny do współpracy samorząd, automatycznie uzyskują przewagę nad konkurentami.
Osoby niezainteresowane zawodowym sportem w ten sposób zostają niejako zmuszone do współfinansowania działalności, z którą nierzadko nie chcą mieć nic wspólnego. Można tę sytuację przyrównać nawet do drażliwego tematu transferów pieniężnych do kościołów i związków wyznaniowych. Co więcej, publiczne pieniądze trafiające do prywatnych firm mogą w niektórych przypadkach stanowić niedozwoloną pomoc publiczną w rozumieniu przepisów unijnych.
Przykładem takiej nieuprawnionej ingerencji będzie np. dokapitalizowanie klubu, którego właścicielem jest samorząd, w celu spłaty zadłużenia, zobowiązanie instytucji samorządowych do sponsorowania takiego klubu czy ustalenie preferencyjnych warunków dostępu do miejskiej infrastruktury sportowej.
Prawdę mówiąc, ja bym nawet ten postulat rozszerzył o spółki Skarbu Państwa. Dofinansowanie zawodowego sportu stanowi bowiem narzędzie uprawiania polityki za państwowe pieniądze. Dobrym przykładem może być sponsorowanie Roberta Kubicy przez Orlen dlatego, że premier Morawiecki dał się nagrać, jak mówił o nim w niezbyt elegancki sposób. Cały czas ciągnie się za nami kwestia finansowania budowy stadionu Ruchu Chorzów, na które wspomniany Mateusz Morawiecki obiecywał 100 mln zł z naszych podatków.
Warto nadmienić, że „10 pomysłów prostych zmian w polskim prawie” nie sugeruje odcięcia od publicznych pieniędzy sportu amatorskiego. Nie chodzi o to, by uniemożliwić krzewienie kultury fizycznej i zdrowego trybu życia wśród obywateli. Po prostu niech zawodowy sport działa w takich samych warunkach jak reszta przedsiębiorców.
9. Zezwolenie na sprzedaż alkoholu przez internet
Niedawno wspominałem o potrzebie stworzenia nowej ustawy o przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Jednym z moich postulatów było wyraźne odniesienie się do wyzwania dla współczesnego prawodawcy, jakim jest istnienie internetu. Także „10 pomysłów” zauważa, że próby zakazania sprzedaży napojów wyskokowych w Sieci są z góry skazane na niepowodzenie. Zwłaszcza że orzecznictwo Naczelnego Sądu Administracyjnego staje tutaj po stronie sprzedawców.
Niestety, NSA swoje, a organy wykonawcze w rodzaju Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych swoje. Urzędnicy starają się na wszystkie sposoby wyprowadzić z treści ustawy o wychowaniu w trzeźwości jakiś pośredni zakaz. Gdy tego typu wysiłki nie przynoszą rezultatu, organy państwa zaczynają z zacięciem godnym lepszej sprawy zwalczać celebrytów biorących udział w reklamach produktów alkoholowych, najczęściej w social media.
Nie lepiej byłoby przestać się kopać z koniem i po prostu zezwolić na sprzedaż alkoholu przez internet? Zyskają na tym rodzimi producenci, przedsiębiorcy prowadzący sprzedaż oraz konsumenci. Można się przy tym spodziewać raczej zwiększenia sprzedaży droższych trunków, nabywanych w celach czysto degustacyjnych albo kolekcjonerskich. Warto bowiem pamiętać o istnieniu czegoś takiego, jak koszt dostawy, który skutecznie może odstraszyć tych osobników, którym chodzi jedynie o możliwie szybkie upicie się byle czym. Urzędnicy zaś niech się lepiej wezmą za patrostreamy, które rzeczywiście sprzyjają propagowaniu nadużywania alkoholu wśród młodzieży.
10. Rozszerzenie zatrudniania na oświadczenie o kraje bałkańskie poza UE
Polska gospodarka potrzebuje pracowników. Jesteśmy już na tyle rozwiniętym państwem, że mamy zawody, których niekoniecznie chcą wykonywać Polacy. Równocześnie od lat otwieramy się na migrację zarobkową. Rząd Prawa i Sprawiedliwości prowadził bardzo interesującą politykę w tej kwestii. Z jednej strony straszył nas migrantami i przekonywał o tym, jak to chroni polskie granice, z drugiej zaś sięgał po robotników z państw środkowej, a nawet wschodniej Azji. Pomińmy może lepiej wątpliwości co do sposobu przyznawania polskich wiz.
Czy nie prościej byłoby sięgnąć po kapitał ludzki nieco bliższy nam geograficznie i kulturowo? W tym przypadku mowa o tych krajach bałkańskich, które jeszcze nie należą do Unii Europejskiej. Mowa przede wszystkim o Czarnogórze, Macedonii Północnej, Serbii, Bośni i Albanii. W gruncie rzeczy nie ma powodu, by traktować mieszkańców tych państw inaczej, niż obywateli Armenii, Białorusi, Gruzji, Mołdawii i Ukrainy. Tych można przecież zatrudniać w Polsce w uproszczonym trybie, to jest na podstawie oświadczenia.
W przypadku wymienionych wyżej państw trudno mówić o jakimś szczególnym zagrożeniu dla bezpieczeństwa naszego kraju. Warto więc sięgnąć po ten kapitał ludzki, zanim zrobią to nasi zamożniejsi sąsiedzi.
Artykuł stanowi część cyklu „Wolność Gospodarcza„, prowadzonego na łamach Bezprawnika w ramach projektu komercyjnego realizowanego z Fundacją Wolności Gospodarczej. To założona w 2021 roku fundacja, której filarami jest liberalizm gospodarczy, nowoczesna edukacja, członkostwo Polski w Unii Europejskiej i państwo prawa. Więcej o działalności i bieżących wydarzeniach możecie przeczytać na łamach tej strony internetowej.