Gromkimi brawami pochwalili decyzję sądu antyszczepionkowcy zgromadzeni przez inowrocławskim sądem rejonowym. Wbrew oczekiwaniom, sąd nie zdecydował się na odebranie praw rodzicielskich rodzicom Wandy, która nie została zaszczepiona. Jak rzadko kiedy można powiedzieć, że ktoś otworzył puszkę Pandory.
Sprawę małej Wandy stali Czytelnicy Bezprawnika powinni kojarzyć. Raptem dwa miesiące temu Tomasz Laba tak opisał, o co w tym prawniczo-medycznym sporze chodzi:
Przed sądem w Inowrocławiu ruszył właśnie precedensowy proces o ograniczenie praw rodzicielskich rodzicom kilkumiesięcznej Wandy, która nie została poddana szczepieniu przeciwko WZW B i gruźlicy. Szczepionka miała zostać zaaplikowana zaraz po urodzeniu, jednak ze względu na chorobę matki podczas ciąży rodzice uznali, że szczepienie bardziej zaszkodzi, niż pomoże. W rezultacie nie wyrazili zgody na zabieg.
Tomasz wyraził przy tym nadzieję, że sąd ograniczy prawa rodzicielskie – wszak nieszczepienie dzieci to łamanie obowiązującego prawa, a nawet, w pewnych sytuacjach, wykroczenie. Okazuje się jednak, że… to za mało, a antyszczepionkowcy (czy raczej: proepidemicy, nie wspominając o bardziej dosadnych określeniach) odnieśli ważne zwycięstwo w swoim boju o udowodnienie, że Ziemia jest płaska i spoczywa na trzech kosmicznych żółwiach prawo niby jest prawem, ale tylko trochę i czasami. A czasami nie.
Antyszczepionkowcy wygrali w sądzie – ale to zwycięstwo i porażka, a w orzeczeniu każdy znajdzie coś dla siebie
Dzisiaj w inowrocławskim sądzie rejonowym odbyła się ostatnia rozprawa, na której ogłoszony został wyrok. Zgromadzony przed pięknie odrestaurowanym budynkiem sądu tłum zwolenników beztroskiego szerzenia dawno zapomnianych chorób powitał orzeczenie gromkimi brawami. Czy słusznie?
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tak. Sąd orzekł bowiem, że w tej konkretnej, rozpatrywanej przez sąd, sprawie
sąd został przekonany, również zaświadczeniami lekarskimi, wyjaśnieniami uczestników postępowania, że rodzice odmówili wykonania szczepień z uwagi na usprawiedliwione obawy wynikające ze stanu zdrowia dziecka, a dziecko od początku po urodzeniu chorowało. Zostało przedłożone zaświadczenie do lekarza neurologa o odroczeniu wykonania szczepień dziecka, co oznacza, że rzeczywiście te obawy były usprawiedliwione.
Sąd nie zgodził się, w świetle przedstawionych argumentów, aby rodzicom Wandy ograniczyć prawa rodzicielskie. Nie oznacza to jedna, że sąd potwierdził prawa do swobodnego decydowania o szczepieniach. Jak sędzia wyjaśniła dalej: „Nie oznacza to, że każdy rodzic, który będzie odmawiał szczepienia bez uzasadnienia, nie musi się obawiać sprawdzania tego przez sąd„.
Oznacza to, że ewentualna odmowa szczepienia swojego dziecka wciąż może skutkować daleko idącymi konsekwencjami prawnymi. I słusznie, bo powszechne odmawianie szczepień – do czego wydatnie przyczyniają się rozmaite strony internetowe i facebookowe profile rozpowszechniające kłamliwe informacje o szczepionkach – może doprowadzić m.in. do powrotu dawno zapomnianych chorób, takich jak odra czy gruźlica.
Antyszczepionkowcy wygrali w sądzie, ale to zwycięstwo pyrrusowe. Pytanie, czy decyzja sądu (zapewne w tym konkretnym wypadku słuszna) nie spowoduje dalszej popularyzacji unikania szczepień? To pewne.