Zgodnie z raportem przeprowadzonym w 2024 roku na zlecenie jednej z polskich sieciówek, aż 2/3 Polaków z pokolenia Z chętnie pobiera aplikacje lojalnościowe i robi zakupy z ich użyciem cyklicznie. Niestety, generacja Z nijak ma się do reszty polskiego społeczeństwa, które owszem, z programów lojalnościowych korzysta, jednak często na nie narzeka. Przykładem może być aplikacja Lidla, która irytuje koniecznością włączania kuponów, czy aplikacja Żabki, z którą wielu starszych klientów nie potrafi sobie poradzić.
Pokolenie Z kocha aplikacje lojalnościowe. Reszta społeczeństwa niekoniecznie
Pokolenie Z, czyli osoby urodzone po 1995 roku wychowało się na różnego rodzaju programach lojalnościowych, a bez smartfonów nie wyobraża sobie życia. To oni najchętniej sięgają po programy lojalnościowe i namiętnie z nich korzysta. Reszta społeczeństwa również pobiera aplikacje marketów i sieciówek, jednak robi to często bez przekonania i z poczuciem zniechęcenia.
O co w tym wszystkim chodzi? O fakt korzystania z urządzeń mobilnych, biegłości w poruszaniu się po rozmaitych aplikacjach i przyzwyczajenia do przenoszenia części naszego życia do urządzeń elektronicznych. Generacja Z to pokolenie, które zgodnie z popularnym żartem, rodziło się z telefonem w dłoni. Już na etapie edukacji sięgano po aplikacje, ułatwiające naukę, czy pozwalające na komunikowanie się ze szkolną społecznością.
To generacja, która jest najbardziej podatna na aplikacje lojalnościowe, gdyż te stały się praktycznie nieodłączną częścią ich życia. Trudno się dziwić, dzięki udziałowi w programach lojalnościowych można sporo zaoszczędzić (czy też raczej mniej wydać), jednak korzystanie z nich wymaga swojego rodzaju zaangażowania.
Aplikacja Lidla irytuje koniecznością aktywowania kuponów, z Żabką nie radzą sobie seniorzy, a Biedronka wysyła zbyt dużo powiadomień
Chociaż na próżno szukać na ten temat badań, czy opracowań, sporo klientów ma serdecznie dosyć aplikacji lojalnościowych znanych sieciówek. Chociaż korzystają z nich przez wrodzoną oszczędność, uważają, że życie bez nich byłoby zdecydowanie wygodniejsze. I mają trochę racji. O co konkretnie chodzi, można wywnioskować z komentarzy na różnego rodzaju forach internetowych, komentarzach pod tekstami, czy też wpisami w mediach społecznościowych, a nawet w opiniach na Google Play.
Co klienci zarzucają aplikacjom lojalnościowym? Przede wszystkim błędy i zbyt wolne działanie, brak określonych funkcji, czy też nieintuicyjne projektowanie działu kuponów, czy promocji. Chociaż osoby z pokolenia Z przyjmują wszelkiego rodzaju aplikacje praktycznie bezrefleksyjnie, to nieco starsza część społeczeństwa już za nimi nie przepada.
Przykładem może być aplikacja Biedronki, która wymusza podanie numeru telefonu (z resztą jak większość innych programów lojalnościowych). Klienci narzekają, że Biedronka irytuje ich rozsyłaniem wiadomości SMS o dziwnej treści, lub też wysyła zdecydowanie zbyt dużo powiadomień. W momencie, kiedy czekamy na ważną dla nas wiadomość, SMS z informacją o maśle w promocyjnej cenie może naprawdę zirytować.
Problemy z aplikacjami lojalnościowymi
Problemy pojawiają się również w przypadku innych sieciówek. Aplikacja Lidla wymaga aktywowania kuponów, o czym jej użytkownicy bardzo często zapominają. Jest to irytujące, zwłaszcza w momencie, gdy w przypadku innych apek, wystarczy okazać kod karty, aby załapać się na obniżkę ceny. Konieczność dodatkowej aktywacji kuponu to strata czasu i irytujący moment, gdy stojąc przy kasie, opóźniamy wszystko, gdyż w ostatniej chwili przypomina nam się, że przecież możemy skorzystać z promocji na łososia, co pociąga za sobą konieczność znalezienia odpowiedniego kuponu i kliknięcia, w celu jego aktywowania. A takich kuponów może być kilka.
Ciekawym przypadkiem jest aplikacja Żabki, z którą często nie radzą sobie starsi klienci (i nie chodzi o seniorów, dla których szczytem techniki jest telefon stacjonarny, a o osoby z grupy wiekowej 50+), co wybrzmiewa w różnego rodzaju komentarzach. Co ciekawe, nawet pracownicy Żabki często nie są w stanie pomóc (dowiadujemy się tylko, że trzeba chyba coś zaznaczyć, bo coś jest nie tak ze zgodami i nie możemy skorzystać z niektórych promocji – na przykład tych na zakup produktów dla dorosłych).
Za chwilę na każdy produkt trzeba będzie mieć osobną aplikację
Problemy z działaniem aplikacji to jedno (a te potrafią naprawdę zirytować). Klienci jednak szczególnie narzekają na liczbę programów lojalnościowych. Aplikacja Lidla, Biedronki, czy Żabki to tylko wierzchołek góry lodowej. W praktyce w telefonie zwykle mamy jeszcze aplikację Rossmanna, Kauflandu, Netto i przynajmniej jednej stacji benzynowej. Nie zapominajmy również o sklepach, gdzie kupujemy wyposażenie domu, czy narzędzia, a więc Castorama, Leroy Merlin, czy Jula.
To już kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt aplikacji, które mamy na naszych smartfonach. I dziesiątki (jeżeli nie setki) powiadomień dziennie. Klienci mają dość osobnych programów lojalnościowych, ponieważ już zwyczajnie zaczynają się w nich gubić. Niestety, raczej problem nie zostanie szybko rozwiązany. Sklepy w ten sposób budują swoje bazy klientów, a więc raczej konkurencja nie połączy sił, aby łowcom promocji było łatwiej.