Operator wózka widłowego to dosyć intratne zajęcie – ale to się wkrótce zmieni, bo właściciele magazynów przerabiają je na „autonomiczne”. Czy zamiast buntu maszyn grozi nam bunt proletariatu? Czy automatyzacja pracy to zagrożenie dla pracowników?
Znacie tego prawniczego suchara?
Czym się różni balkon od aplikanta adwokackiego? Ten pierwszy utrzyma czteroosobową rodzinę.
Ten żart to w gruncie pół-śmieszny, pół-prawdziwy opis rzeczywistego życia młodych prawników, których zarobki na początku kariery zawodowej są na tyle niskie, że ci z pewną zazdrością patrzą na kolegów, którzy wprawdzie skończyli tylko szkołę średnią, ale zamiast iść na prestiżowe studia prawnicze, wybrali kurs obróbki skrawaniem czy operatora wózka widłowego. Ci drudzy bowiem nie mogą co prawda mówić o sobie jako o elicie intelektualnej narodu, ale wynagradza im to comiesięczny przelew od pracodawcy. Do czasu oczywiście, gdy ta praca jest. Obecnie jej nie brakuje, ale na horyzoncie pojawia się widmo bezrobocia dla operatorów wózków widłowych: automatyczny magazyn wybudowany przez Amicę.
Automatyzacja pracy na magazynie: jeden pracownik, 26 tysięcy palet
Tak, polska Amica dołącza do grona takich korporacji jak Amazon, który od dawna eksperymentuje z nowymi formami dystrybucji towarów. Polska firma otworzyła tzw. magazyn wysokiego składowania, który wygląda tak:
Jak czytamy w komunikacie prasowym:
Magazyn Wysokiego Składowania to ogromna konstrukcja o wysokości ponad 46 metrów i powierzchni 6,5 tys. metrów kwadratowych. Znajduje się w nim 26 tys. miejsc paletowych, mogących pomieścić 230 tys. sztuk urządzeń dużego AGD. W pełni zautomatyzowany system sterowania pozwala układać około 1,6 tys. artykułów na godzinę.
A to wszystko jest kontrolowane przez… jednego pracownika. Oprogramowanie służące do obsługi tego nowoczesnego magazynu zostało tak zaprojektowane, że samo dba o jak najlepsze rozłożenie towaru, niwelując ewentualne przestoje. Jak unikalna jest to konstrukcja możemy się przekonać, oglądając relację z budowy magazynu:
Amica wkracza w nowoczesność – tylko co na to pracownicy?
Cieszy fakt, że i polskie firmy dołączają do informatycznego „wyścigu zbrojeń” i inwestują w nowoczesne rozwiązania. Z drugiej strony nie sposób nie zauważyć, że automatyzacja pociągać będzie za sobą nieuniknioną konsekwencję w postaci redukcji etatów tych pracowników, którzy zostaną zastąpieni przez „roboty”. Zmiany na rynku pracy będą co prawda rozciągnięte na lata i jeszcze przez dłuższy czas operowanie wózkami widłowymi będzie domeną ludzi, nie sztucznej inteligencji (mniej lub bardziej inteligentnej), ale niewątpliwie automatyzacja kolejnych branży wpłynie na zapotrzebowanie na pracowników fizycznych.
Jak wynika z raportu DELab „Aktywni+ Przyszłość rynku pracy 2017”:
Prawie połowa (47%) zawodów znanych obecnie zostanie zastąpiona pracą maszyn w ciągu najbliższych 25 lat. Dla krajów wysoko rozwiniętych, należących do OECD, szacuje się, że średnio 57% wszystkich miejsc pracy jest zagrożonych automatyzacją; w Polsce zagrożonych automatyzacją jest średnio 40% miejsc pracy. Zawody takie jak robotnik rolny, sprzedawca, recepcjonista, księgowy, bibliotekarz, agent ubezpieczeniowy, urzędnik bankowy lub pocztowy są w ponad 90% zagrożone automatyzacją.
Zarówno pracownicy wykonujący szczególnie zagrożone zawody, jak i państwo będą musieli sobie z tym problemem poradzić. Coraz części sugeruje się np. wprowadzenie dochodu gwarantowanego (rodzaj świadczenia społecznego dla każdego obywatela). Czy polski budżet będzie na to stać? Czy Polacy zaakceptują takie rozwiązania i nie będą ich nadużywać?