Prawdopodobnie brzmi to dość zabawnie i nie do końca poważnie – ale to potencjalnie bardzo ważna sprawa sądowa w USA. Może się bowiem wykrystalizować, jak bardzo można się „inspirować” znanymi znakami towarowymi. A chodzi o psią zabawkę Bad Spaniels, która bardzo nie spodobała się firmie stojącej za brandem Jack Daniel’s.
Sąd Najwyższy USA zajmie się niebawem sprawą, którą wytoczył koncern Bown-Forman, którego własnością jest legendarny brand whisky (czy raczej w tym przypadku amerykańskiej whiskey) Jack Daniel’s. A poszło o… zabawkę dla psów.
Zabawka „udaje” butelkę słynnego alkoholu, a tak naprawdę to jest jej parodią. Na gryzaku nazwanym Bad Spaniels znalazły się nawet odniesienia do… psich odchodów, co najwyraźniej nie spodobało się w dziale marketingu Jack Daniel’s. Nie spodobała się tam najwyraźniej też grafika, przedstawiającego uroczego psiaka, która widnieje na zabawce. Przedstawiciele firmy tłumaczą, że to wszystko „szkodzi wizerunkowi marki”.
Ta zabawka stała się kością niezgody pomiędzy dwoma firmami
Sprawa Bad Spaniels wylądowała w… Sądzie najwyższym Stanów Zjednoczonych
Wydawać by się mogło, że to tylko niegroźny spór pomiędzy dwoma firmami. Cóż, nie do końca. Marka Jack Daniel’s, choć jej przedstawiciele zaznaczają, że mają poczucie humoru, walczy z Bad Spaniels od 2014 r. – kiedy to tylko zabawka pojawiła się na rynku. Zawirowań prawnych było sporo (właściciel Jacka wygrał początkowo sprawę, ale już w apelacji górą były psie zabawki). W końcu więc sprawa psiaków i Jacka trafiła aż do Sądu Najwyższego USA. Ten ma się zająć kwestią 22 marca.
Konsekwencje sprawy mogą być bardzo szerokie. Trzeba bowiem będzie ustalić, czy ważniejsza jest nieskrępowana wolność słowa – czy jednak górą powinien być znak towarowy i prawo do jego obrony. Słowem – dwie kluczowe kwestie w Stanach. Jeśli wygra obóz Jacka, może być to koniec „śmiesznych” artykułów nawiązujących do kultowych marek. A tych przecież są miliony – i Jack Daniel’s pewnie nie jest tu brandem, który jest tu numerem jeden.
Swoją drogą postawa Jacka może jednak trochę dziwić. W końcu przyjazne bądź co bądź żarty z marki świadczą o „kultowości” brandu. A wojowanie z miłośnikami swojej marki rzadko kiedy wychodzi firmie na dobre.