Bernie Sanders idzie po prezydenturę USA pod hasłem walki z korporacjami i budowy nowego ładu społecznego. Co ciekawe, emancypację pracowników będzie mógł poczuć na własnej skórze. Pracownicy jego kampanii wyborczej właśnie wstąpili do związku zawodowego. To pierwszy taki przypadek w historii USA.
Bernie Sanders najmłodszy nie jest (zbliża się do 80-tki), jest milionerem i politykiem od kilku dekad. Mimo tego, młodzi Amerykanie wiążą z nim ogromne nadzieje. Wierzą, że to właśnie Bernie ukróci nieco wszechwładzę wielkich korporacji w USA.
A jak to zrobić? W Stanach związki mają nieporównywalnie mniejszą pozycję niż te w Europie. Wielu się więc zastanawia, czy to nie takie organizacje powinny walczyć o to, by amerykański kapitalizm był bardziej „fair”. Na razie powstał związek zawodowy… w kampanii wyborczej Sandersa, która przygotowuje go do walki o fotel prezydenta USA w 2020 r.
Bernie Sanders walczy o prezydenturę, sztabowcy – o płatne nadgodziny
Z jednej strony mówienie o związku zawodowym w kampanii wyborczej może brzmieć dziwnie. To nie jest w końcu zwykła praca. Kampanie wyborcze trwają określony czas, wymagają totalnego zaangażowania – w tym, rzecz jasna, nadgodzin. Sztabowcy zwykle dają z siebie wszystko, by w przypadku wygranej swojego kandydata móc realizować wielkie idee, o które walczyli. Lub, co zdarza się częściej, zagarniać publiczne kontrakty lub dostawać się na eksponowane stanowiska.
No ale sztabowcy Sandersa uznali, że chcą grać inaczej. Reprezentować ich będzie więc związek zawodowy Local 400. Ma przestrzegać, by nadgodziny w kampanii Sandersa były płatne, by stażyści dostawali wynagrodzenie i opiekę zdrowotną, by były zagwarantowane urlopy i by zasady podwyżek i awansów były jasne i uczciwe. Związek ma także pilnować, by kadra nie zarabiała znacznie więcej niż szeregowi sztabowcy.
Oczywiście związek zawodowy u Sandersa to w dużej mierze zagranie PR-owe, mające przekonać lewicowych wyborców. Ale można też powiedzieć, że Sanders nie jest tu hipokrytą. Mówi o związkach zawodowych – i sam na związek u siebie się godzi. To trochę inne podejście niż w przypadku słynnego polskiego wydawnictwa. Na łamach swoich gazet owe wydawnictwo też przekonuje, jaki kapitalizm jest krwiożerczy. Jednocześnie w tym wydawnictwie królują umowy śmieciowe, a zarząd dostaje milionowe premie za przeprowadzenie zwolnień.
Fot.: Bernie Sanders/Facebook