Polska szkoła biznesu z założenia polega na szukaniu oszczędności wszędzie tam, gdzie to tylko możliwe. Skoro największą częścią budżetu niemal każdej firmy są wynagrodzenia, to nie dziwi, że właśnie tam szuka się najczęściej. Idealne rozwiązanie to takie, w którym pracownikowi można w ogóle nie płacić. Właśnie dlatego paradoksalnie to zleceniobiorcy są na najgorszej pozycji, bo im nie płaci się wcale.
Paradoksalnie, ponieważ umowa zlecenia jest stosunkiem cywilnoprawnym. To oznacza, że w tym przypadku obowiązuje zasada swobody umów, a więc zarówno zleceniodawca. jak i zleceniobiorca są podmiotami równorzędnymi wobec siebie. Na tym polega zasadnicza różnica miedzy właśnie tym stosunkiem prawnym, a umową o pracę, czyli stosunkiem pracy. Ten paradoks idealnie obrazuje reportaż, który opublikowała Wirtualna Polska.
Chodzi oczywiście o zleceniodawców, a więc duże wydawnictwa, które zwlekają z płaceniem tłumaczom za ich usługi. Słowo zwlekają, jest jednak zdecydowanie zbyt na wyrost. Sposobem działania branży wydaje się to, żeby tłumaczom w ogóle nie płacić. Ci przez to są postawieni w mało komfortowej sytuacji, kiedy muszą prosić i upominać się o własne pieniądze, które słusznie im się należą. To oczywiście nie dotyczy tylko i wyłącznie tłumaczy. Uśmieciowienie rynku pracy to fakt, którym od dawna zajmują się specjaliści i analitycy rynku pracy. Co prawda zapowiadana nowelizacja kodeksu pracy 2018 postawiła sobie za cel ograniczenie tego zjawiska, jakim jest zatrudnienie na umowę zlecenie. Patrząc jednak na to, jak chociażby Orlen chce wykorzystać zakaz handlu w niedziele, jestem przekonany w 100%, że kreatywni pracodawcy znajdą sposób obejścia zmian, jakie wniesie kodeks pracy 2018.
Prowadzenie działalności usługowej to luksus, na który stać niewielu
Liberalne podejście do gospodarki nakazuje zapytać, dlaczego wspomnieni tłumacze nie pójdą ze swoimi sprawami do sądu. W końcu sprawę mają wygraną w kieszeni. Odpowiedź jest prostsza, niż się wydaje. To zazwyczaj oznacza brak zleceń w przyszłości i zawodowe samobójstwo. Wieść o danym tłumaczu szybko rozniesie się pocztą pantoflową i żadne wydawnictwo nie będzie zainteresowane współpracą z nim. Lepiej więc siedzieć cicho i mieć nadzieję, że opóźnienie w płatności to tylko pomyłka.
Tak jak wspomniałem, to nie jest specyfika tylko tej konkretnej branży. To dotyczy niemal każdej branży. Podobne głosy usłyszymy wśród dziennikarzy, grafików, projektantów, a nawet prawników i lekarzy. Zatory płatnicze to w naszym kraju coś tak oczywistego, że przelew w terminie można porównać do wygranej w lotka. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że rządzący nie mają żadnego pomysłu na zmianę tego stanu rzeczy. Nic dziwnego, skoro sam rząd zatrudnia na umowy śmieciowe, a ministrowie twierdzą, że lekarze powinni pracować dla idei.