Raz na jakiś czas, zwłaszcza w pobliżu wyborów na tapet wraca temat zniesienia opłat za przejazdy transportem zbiorowym. Pomysł tylko z pozoru brzmi jednak dobrze. Bezpłatna komunikacja miejska to w rzeczywistości spadek jakości usługi, a więc mniejsza liczba kursów i brak inwestycji w innych obszarach.
Bezpłatna komunikacja miejska to niezły pomysł, ale tylko na pierwszy rzut oka
Gdy w pierwszej chwili pomyślimy o tym, że transport publiczny w największych polskich miastach mógłby być darmowy to zwykle na myśl przychodzą same pozytywne reakcje. Szybko na myśl przychodzi wniosek, że byłaby to duża oszczędność dla wielu polskich rodzin, które na codzienne dojazdy do pracy czy szkoły wydatkują często nie małe kwoty. Ponadto taka propozycja to świetny sposób na zachęcenie kierowców do porzucenia samochodów na rzecz dojazdów autobusem, tramwajem, czy warszawskim metrem.
Skoro choć część mieszkańców pozostawi swoje pojazdy w domach to istnieje też szansa na zmniejszenie smogu w polskich miastach. Efektem powinny być też mniejsze korki, co usprawni poruszanie się po najbardziej zatłoczonych dzielnicach, także autobusom. Wreszcie zmniejszyłaby się presja na budowę kolejnych parkingów miejskich, których przecież wiecznie jest zbyt mało.
Potencjalnych korzyści jest zatem całkiem sporo. Wszystkie one były też zapewne przyczyną do wprowadzenia darmowej komunikacji miejskiej w niemal 60 polskich miastach. Jednym z pierwszych były Żory, a później doszły kolejne, ale gównie te średniej wielkości jak Kętrzyn, Pruszków, czy Piaseczno. Od początku 2023 roku za darmo autobusami jeżdżą także mieszkańcy Kalisza. Na wprowadzenie takiego rozwiązania w największych aglomeracjach w kraju nie ma jednak co liczyć. I dobrze.
W Tallinie bezpłatna komunikacja od lat, a efektów nie ma
Stolica Estonii jest do tej pory największym miastem w Europie, które wprowadziło darmowe przejazdy dla swoich mieszkańców. Rozwiązanie to stosowane jest już od ponad 10 lat. W 2020 roku w ślady Estończyków poszedł Luksemburg. Ten przykład trudno jednak uznać za miarodajny. Luksemburg od lat kraj znajduje się bowiem w ścisłej czołówce najbogatszych krajów Unii Europejskiej. Ich na to po prostu stać.
Takiego komfortu nie ma Tallin. Włodarze wprowadzając bezpłatną komunikację kierowali się głównie kryteriami, o których wspominałem wcześniej. Raport z efektów tych działań nie napawa jednak optymizmem. Jak się bowiem okazuje, korki w mieście są jakie były, a jedynie 5% kierowców deklaruje porzucenie samochodu na rzecz zbiorkomu. Wzrost liczby pasażerów spowodowany jest więc głównie tym, że z autobusów, czy tramwajów zaczęli korzystać piesi i rowerzyści.
Powód jest dość oczywisty. Komfort podróży własnym samochodem jest dla wielu ważniejszy niż bezpłatny przejazd. Wiele osób woli częściej wjeżdżać na stację niż martwić się o miejsce w zatłoczonym tramwaju, czy spóźnienie do pracy ze względu na opóźnienie autobusu. I trudno im się dziwić. Tłumaczenie wprowadzenia darmowej komunikacji miejskiej chęcią zmniejszenia ruchu w mieście brzmi więc dzisiaj jak zwykły populizm.
Za darmo zwykle oznacza gorzej
Nie jest też przypadkiem, że bezpłatna komunikacja miejska nie funkcjonuje obecnie w żadnym większym polskim mieście. Takie rozwiązanie to domena co najwyżej średnich miejscowości.
Duże miasta, dla których wpływy z biletów pokrywają niekiedy 1/4 czy 1/5 wydatków, nie zdecydują się na tego typu działanie przy rosnących dramatycznie kosztach utrzymania miejskich przedsiębiorstw komunikacyjnych. Natomiast małe miasteczka czy gminy, które decydują się na takie rozwiązanie, posiadają w swoich budżetach odpowiednie zabezpieczenie, a kolokwialnie mówiąc stać ich na to, by inwestować w tabor w niewielkich ilościach, gdyż siatka połączeń nie jest tak rozbudowana jak w dużych miastach – tłumaczyła w rozmowie z portalem 300gospodarka Iwona Budych, prezes Stowarzyszenia Wykluczenie Transportowe.
Rzeczywiście coraz trudniejsza sytuacja gmin sprawia, że kolejne miasta podwyższają ceny biletów komunikacji miejskiej. Aglomeracje takie jak Trójmiasto, Warszawa, czy Kraków nie mogą sobie bowiem pozwolić na zbytnie obcięcie mocno rozbudowanej siatki połączeń. Stąd też szukają dodatkowych pieniędzy, by przy ciągle wzrastających kosztach utrzymać kursy. Inaczej jest w mniejszych miastach. Gdy sprawdzimy rozkład jazdy 8 bezpłatnych linii autobusowych w Żorach okazuje się, że większość z nich kursuje średnio dwa razy na godzinę. Co więcej, trudno szukać jakichkolwiek połączeń w godzinach późnowieczornych.
Nietrafiony wydaje się być także argument z dużymi oszczędnościami dla polskich rodzin. Już teraz liczba uprawnionych do bezpłatnych przejazdów jest w wielu miejscach całkiem spora. Gdańsk przeliczył ze w 2021 roku aż 34,5% korzystających z transportu publicznego stanowiły osoby uprawnione do bezpłatnych przejazdów. W tej grupie znaleźli się między innymi uczniowie. Darmowa komunikacja lub bilet miesięczny za dosłownie kilka złotych dla dzieci to rozwiązanie stosowane także w kilku innych miastach Polski.
Warto mieć także świadomość że bezpłatna komunikacja miejska oznacza, że pieniędzy na jej funkcjonowanie trzeba będzie szukać w innych obszarach. Włodarze musieliby zatem jeszcze mocniej obciąć finansowanie na przykład edukacji, czy utrzymania porządku. Trudno też byłoby liczyć na regularną wymianę taboru, czy dobre płace dla kierowców, których już teraz znaleźć jest coraz ciężej.
Dobra komunikacja nie może być darmowa
Bezpłatny transport zbiorowy tylko z pozoru brzmi więc dobrze. Trudno znaleźć bowiem realne korzyści z wprowadzenia takiego rozwiązania. Co zyskał Tallin na darmowych przejazdach? Raczej niewiele, ale jego burmistrz wprost przeciwnie. Edgar Savisaar między innymi dzięki darmowym przejazdom wygrał drugą kadencję. Wydaje się, że dziś podobną drogę do sukcesu mogą obrać politycy w Polsce i nie mówię tu jedynie o samorządowcach. Forsowany obecnie przez Polskę2050 pomysł jednego biletu za 150 złotych miesięcznie na cały kraj można atakować w gruncie rzeczy tymi samymi argumentami, które przemawiają za bezzasadnością bezpłatnej komunikacji w miastach.
Zamiast darmowej komunikacji miejskiej należałoby się skupić na zwiększeniu jej finansowania. Tylko atrakcyjna oferta przewozowa, nowoczesny tabor, niezawodność, szybki czas przejazdu i względnie tanie, ale nie śmiesznie tanie, a tym bardziej darmowe bilety mogą skusić do przesiadki na zbiorkom. Brak opłat to droga na skróty i strzał w stopę, który nie wyjdzie na dobre nikomu poza politykom.