Gospodarcze szkody koronawirusa skłoniły zarówno rządzących, jak i komentatorów do rozważenia bardzo ważnej rzeczy. Odkryto bowiem, że samozatrudnieni, przedsiębiorcy czy pracujący na umowach cywilnoprawnych mogą mieć problem z opłaceniem składek do systemu ubezpieczeń społecznych. Problem tak naprawdę wynika z tego, że choć bezpłatna opieka zdrowotna powinna być dostępna w Polsce dla każdego, to jakoś nie jest.
Epiedemia koronawirusa to pierwsza sytuacja, gdy państwo raczyło zauważyć że na śmieciówkach nie ma ubezpieczenia zdrowotnego
Minister rozwoju Jadwiga Emilewicz miała słuszność, gdy podkreślała wyjątkowość epidemii koronawirusa w Polsce. Jest to bowiem „pierwsza w historii Polski sytuacja, kiedy system opieki społecznej interesuje się pracownikami na tego typu umowach, które nie były ozusowane„. Minister ma nadzieję, że w przyszłości Polacy będą mądrzejsi i chętniej się sami dobrowolnie ubezpieczą.
Także wcześniej rządzący podkreślali, że akurat leczenie COVID-19 będzie w całości finansowane przez państwo. To bardzo ważne. W przeciwnym wypadku chorzy mogliby bać się leczyć. Można przecież znaleźć w mediach informacje o tym, jak kosztowne takie leczenie może być w Stanach Zjednoczonych. Nawet w Polsce pierwotnie wykonanie takiego testu wyceniano w jednym szpitalu na 500 złotych.
Tyle tylko, że w obydwu przypadkach państwo jedynie stara się ukryć symptomy realnego problemu z dostępem do leczenia w naszym kraju. Tymczasem bezpłatna opieka zdrowotna powinna być bezwarunkowo dostępna dla każdego obywatela naszego kraju.
Bezpłatna opieka zdrowotna dla wszystkich jest często uważana za złamanie zasady sprawiedliwości społecznej
Nie da się ukryć, że obecny system ma swoje bardzo podniosłe uzasadnienie. Chodzi nawet nie o pieniądze, lecz o pewną sprawiedliwość. W założeniu opieka zdrowotna finansowana jest dzięki składkom zdrowotnym odprowadzanym przez pracujących i przedsiębiorców do systemu ubezpieczeń społecznych. Gdyby osoby niepracujące i niechętne do podjęcia pracy zarobkowej miały mieć to samo za darmo, to mielibyśmy do czynienia z rażącą niesprawiedliwością.
Z drugiej strony – już teraz zdarza się, że ktoś możliwe jest np. objęcie ubezpieczeniem zdrowotnym członków rodzin osoby, która je opłaca. Nie tylko małżonka, ale także dzieci do lat 26. Czemu akurat do takiego wieku? Tak naprawdę nie wiadomo. Być może ustawodawca po prostu lubi liczbę „26”. Na bezpłatną opiekę zdrowotną mogą liczyć także bezrobotni. Liczy się tutaj sam fakt poszukiwania pracy, czy raczej zarejestrowania się w państwowym systemie pośrednictwa i wykonywanie nałożonych obowiązków. Dotyczy to także osób pracujących – tyle że na czarno.
Osoby zatrudnione na umowach cywilnoprawnych ubezpieczenia zdrowotnego nie mają – a to dlatego, że od ich umów nie odprowadza się składek. Rządzący dążyli jednak w zeszłym roku do ujęcia w ramy systemu także tych – jakby nie patrzeć – pracowników. Problem w tym, że oznaczałoby to jednak spadek wynagrodzeń na rękę. W tym systemie teoretycznie nie ma przecież nic za darmo.
Zgodnie z Konstytucją wszyscy obywatele powinni mieć dostęp do opieki zdrowotnej finansowanej przez państwo – jest jednak sporo „ale”
Jest jednak przepis Konstytucji, który przewiduje nieco inne podejście do dostępu do usług medycznych. Mowa o art. 68. Zgodnie z jego §1, każdy ma prawo do ochrony zdrowia. §2 z kolei zakłada, że
obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych.” Dopiero drugie zdanie tego przepisu doprecyzowuje: „warunki i zakres udzielania świadczeń określa ustawa.
Deklaracje, że finansowana ze środków publicznych opieka zdrowotna należy się w zasadzie wszystkim, i to na równych warunkach, to tak zwana „norma programowa”. Są to te przepisy Konstytucji, które stanowią ogólną deklarację co do tego jak państwo ma w danym obszarze funkcjonować. Zwykle są dość ogólne, niedookreślone i niedodefiniowane. Istnieje pokusa, szczególnie dla ustawodawcy, by je zupełnie ignorować. Zwłaszcza, gdy sama ustawa zasadnicza daje dodatkową furtkę ze słowami-kluczami „określa ustawa”.
Tyle tylko, że to wciąż są przepisy faktycznie znajdujące się w najważniejszym akcie prawnym obowiązującym w Polsce. Nie można przecież interpretować Konstytucji w kawałkach – nawet jej preambuła ma jakieś konkretne znaczenie prawne. Tymczasem te przepisy art. 68 wskazują, że obywatele mają mieć zapewniony równy dostęp do opieki zdrowotnej. I to bez patrzenia na ich sytuację materialną. Co więcej, dostęp ten ma być równy. Brakuje „no chyba, że ktoś akurat nie pracuje”.
Wiele zależy od tego w jaki sposób interpretujemy przepisy Konstytucji i jak bardzo przejmujemy się sensem norm programowych
Oczywiście, znajdzie się też wytrych – w końcu sformułowanie „bezpłatna opieka zdrowotna” nie pada w Konstytucji wprost. Opieka zdrowotna finansowana ze środków publicznych nie oznacza przecież, że nie można części kosztów przerzucić na obywatela. „Równy dostęp” oznacza, że każdy przecież może tak samo płacić stawki.
Tyle tylko, że niepracujący małżonkowie, czy bezrobotni, objęci ubezpieczeniem zdrowotnym stanowią już pewien zgrzyt. Tak samo jak ewidentne różnicowanie sytuacji majątkowej pomiędzy pracującymi a niepracującymi, których nie byłoby stać na dobrowolne opłacanie składek. Skoro jednych można objąć ubezpieczeniem za darmo, to dlaczego nie wszystkich?
Można by się tak przerzucać argumentami w nieskończoność. Po jednej stronie bezpłatna opieka zdrowotna dla każdego, po drugiej zasada sprawiedliwości społecznej – także konstytucyjna. Może więc warto spojrzeć na całą sprawę pod innym kątem? Kolejnym pytaniem, które warto się w tej sprawie zadać to, który model bardziej się nam opłaca.
Bezpłatna opieka zdrowotna dla wszystkich może nam się opłacić – lepiej i taniej zapobiegać, niż leczyć gdy sytuacja zagraża już życiu
Kwestie finansowe są jasne. Naprawdę lepiej by było, gdyby obywatele jednak partycypowali w kosztach. Państwa, a zwłaszcza Polski, za specjalnie na taką hojność nie stać. Może gdyby zrezygnować z programów socjalnych typu „Rodzina 500 Plus”. Tyle tylko, że są jeszcze stany nagłe – gdy trzeba ratować czyjeś życie i zdrowie, za leczenie nieubezpieczonego i tak zapłaci NFZ.
Bezpłatna opieka zdrowotna dla wszystkich z kolei pozwoliłaby na urzeczywistnienie założenia, że jednak profilaktyka jest lepsza – i zwykle tańsza – niż leczenie wtedy, gdy dojdzie do stanu zagrażającego życiu pacjenta. A każda taka sytuacja, warto zauważyć, jest osobistą tragedią żywego człowieka.
W trakcie epidemii koronawirusa nie sposób nie wspomnieć o tym jak ważny jest bezpieczny pod względem finansowym dostęp do leczenia dla wszystkich. Bardzo słusznie rządzący potraktowali tą chorobę niczym jeden ze stanów nagłych. Także art. 68 §4 Konstytucji nakłada na władze publiczne obowiązek zwalczania chorób epidemicznych. Pytanie brzmi: dlaczego system nie może działać w taki sam sposób także wtedy, gdy żadna epidemia nam nie grozi?