Ledwie kilka tygodni temu najpopularniejsza kryptowaluta osiągnęła nowy rekord – ponad 126 tys. USD za monetę – po czym zaliczyła bolesny zjazd o niemal 30%. Wartość rynku uleciała jak powietrze z balonu (w ciągu sześciu tygodni wyparowało ponad 1 bilion dolarów kapitalizacji), a kurs BTC na moment spadł poniżej 90 tys. USD, najniżej od siedmiu miesięcy. Teraz cena znów krąży nad tym poziomem, ale zamiast triumfu czuć nerwowe drżenie bo czy to tylko chwilowa korekta, czy początek większego tąpnięcia?
Makroekonomia i stopy procentowe w roli głównej
Co wywołało tak drastyczny spadek? Przyczyn jest cały koktajl iście kryzysowych czynników. Z jednej strony zawiniła stara, dobra makroekonomia. Gospodarka USA trzyma się mocno, inflacja nie szaleje, więc Fed nie pali się do obniżek stóp procentowych. Dla Bitcoina i spółki to zła wiadomość, ponieważ wysoki koszt pieniądza studzi zapał do ryzyka, kapitał odpływa w stronę bezpieczniejszych aktywów. Inwestorzy zdali sobie sprawę, że przy wysokich stopach łatwiej zarobić na obligacjach niż na spekulacji kryptowalutami, zwłaszcza gdy dane z gospodarki USA biją oczekiwania i sugerują dalsze zacieśnianie pasa. W efekcie Bitcoin zaczął słabnąć wcześniej niż inne ryzykowne aktywa, stając się kanarkiem w kopalni dla całego rynku, ostrzegawczym sygnałem, że inwestorzy uciekają od ryzyka.
Death cross i lawina zleceń stop-loss
Do tego doszły techniczne schody. Kurs przebił w dół kluczowe wsparcia, najpierw okrągłe 100 tys., potem 94 tys. USD co uruchomiło lawinę zleceń stop-loss i likwidacji na lewarowanych pozycjach. Analitycy wskazują, że na wykresie uformowała się złowroga figura death cross, gdy 50-dniowa średnia krocząca spada poniżej 200-dniowej. Historycznie taki układ zapowiadał czasem lokalne dno i odbicie, ale bywał też preludium głębszej bessy (zależnie od kontekstu rynkowego). Pewnym jest, że algorytmy i traderzy patrzą na te wykresy jak na wyrocznię, więc strach ma wielkie oczy. Skoro wykres sugeruje, że może być źle to wielu woli dmuchać na zimne i sprzedawać, zanim zrobią to inni.
Wieloryby wyprzedają, drobnica panikuje
Kapitulacja tłumu czy ruch wielkich graczy? Okazuje się, że jedno i drugie. Październik przyniósł ogromną falę likwidacji lewarowanych pozycji (zwłaszcza 10 października), która podkopała rynek i zasiała ziarno niepewności. Gdy cena zaczęła spadać, tłum świeżych inwestorów rzucił się do wyjścia, dane on-chain pokazują, że to głównie krótkoterminowi posiadacze wyprzedawali BTC ze stratą, spanikowani nagłą przeceną. Wiele młodych coinów (poniżej 3 miesięcy) zmieniło właściciela podczas paniki. Z drugiej strony „wieloryby” (posiadacze tysięcy BTC) oraz fundusze ETF również dorzuciły swoje trzy grosze. Zaczęły się odpływy z funduszy Bitcoin ETF – pieniądze, które wcześniej pomogły windować kurs, teraz uciekają z rynku. Kilka dużych portfeli zrzuciło pokaźne pakiety BTC na giełdy, realizując zyski i wzmacniając presję podażową. Ta skoordynowana wyprzedaż od dużych graczy podcięła Bitcoinowi skrzydła, potęgując spadki. Gdy zabrakło napływu nowych pieniędzy instytucjonalnych, każda kolejna fala sprzedaży boleśnie odbijała się na cenie.
Bitcoin znów pod presją. Co będzie dalej?
Czy to tylko korekta, czy początek głębszego trendu spadkowego? Inwestorzy i analitycy nie są zgodni, jedni dokupują z nadzieją na kolejne rekordy, inni stawiają na scenariusz ostrożnej defensywy.
Wśród entuzjastów kryptowalut nie brakuje głosów wzywających do działania. Cameron Winklevoss, współtwórca giełdy Gemini, we wpisie na X stwierdził, że to ostatni raz, kiedy kupisz Bitcoina poniżej 90 tys. dolarów:
Zwraca się także uwagę na oznaki wyczerpania presji sprzedażowej oraz potencjalny wpływ odbicia na rynkach akcji, które mogłoby pociągnąć za sobą także kurs Bitcoina. Niektórzy komentatorzy określają obecną wycenę jako wyjątkową szansę dla inwestorów długoterminowych, sugerując, że tak atrakcyjne poziomy cenowe mogą się nie powtórzyć.
Pojawiają się również argumenty, że fundamenty rynku kryptowalut nie uległy pogorszeniu bo sektor wciąż rozwija się pod względem regulacyjnym i instytucjonalnym. W przeciwieństwie do poprzednich faz silnych spadków, tym razem nie doszło do spektakularnych bankructw dużych podmiotów ani załamań zaufania.
Z drugiej strony, niektórzy eksperci studzą emocje, wskazując na techniczne sygnały ostrzegawcze, takie jak tzw. formacja „death cross”, które w przeszłości bywały zapowiedzią głębszych korekt. Dodatkowo, utrzymująca się niepewność dotycząca polityki monetarnej w USA, a także ograniczona płynność na rynku, skłaniają część inwestorów instytucjonalnych do przyjmowania postawy defensywnej. Rośnie zainteresowanie produktami finansowymi zabezpieczającymi przed dalszymi spadkami, co może świadczyć o ostrożnym podejściu do najbliższych miesięcy.
Na drugim biegunie są firmy takie jak MicroStrategy, która właśnie ogłosiła zakup ponad 8000 BTC po średniej cenie 102 tys. USD za sztukę. W momencie ogłoszenia tej transakcji cena bitcoina była już znacząco niższa niż średnia cena zakupu. To pokazuje, że w przeciwieństwie do wielu drobnych inwestorów reagujących emocjonalnie duży gracz jak MicroStrategy traktuje spadki jako okazję do inwestowania długoterminowego.
Co to oznacza dla Kowalskiego?
Jeśli nie masz Bitcoinów, to kolejny sensacyjny nagłówek. Ale jeśli zainwestowałeś to przeżywasz teraz lekcję pokory. Wielu nowych graczy, którzy kupili BTC powyżej 100 tys. USD, ma dylemat czy trzymać czy ciąć straty? Przeciętny posiadacz funduszu ETF dopiero zorientował się, że jego pozycja z zysku przeszła w stratę. Kryptowaluty to wciąż jazda bez trzymanki i kurs potrafi w miesiąc zabrać dorobek roku.
Bitcoin znów jest drogi jak nigdy, a jednocześnie nigdy nie był tak niepewny. Ta niestabilność to esencja kryptowalut, huśtawka nastrojów, gdzie strach i chciwość grają w berka z ceną. Dla jednych to sygnał, by uciekać, dla innych by wskoczyć do gry.