Mój wczorajszy tekst o sile głosu wyborczego uzależnionej od podatków nie był tekstem zupełnie na poważnie. Ale kilka oczywistych faktów w nim padło – między innymi to, że jest masa ludzi, którzy nie uczestniczą aktywnie w systemie podatkowym i masa ludzi, którzy zasilają go zdecydowanie ponad średnią.
Politycy populistycznych partii o mocno lewicowym rodowodzie lubią okłamywać opinię społeczną „faktami”, że osoba zarabiająca 4000 i 40 000 złotych miesięcznie płaci taki sam podatek. Otóż nie – ta druga osoba płaci dziesięciokrotnie większą kwotę podatku, że już nawet litościwie o kwestii progów podatkowych nie wspomnę.
Ale dla rządu PiS to za mało. Od dawna było wiadomo, że budżet może mieć problemy z udźwignięciem rozbudowanej polityki socjalnej, w której bezrefleksyjnie rozdaje się pieniądze na raczej nieskuteczny demograficznie program 500 plus oraz majstruje przy wieku emerytalnym w taki sposób, że kierunek narodowy w dłuższej perspektywie jest tylko jeden – skraj przepaści.
Kiedy jednak okazało się, że politycy PiS wcale nie mają za wiele wspólnego ze Św. Franciszkiem z Asyżu i rozdając obywatelom drobne, osobiście tuczą się na państwowych posadach w spółkach państwowych lub przyznając sobie bulwersujące opinię społeczną (mnie akurat nie bulwersują, to w skali państwa drobne, ale przyjemnie patrzeć jak obrywają własnym mieczem) premie, ich elektorat zareagował w taki sposób, w jaki pozwala im ich specyficzny światopogląd – rozczarowaniem i agresją. Sondaże wskazały najpoważniejsze spadki od czasu wyborów.
Reakcją PiS był powrót do sprawdzonego mechanizmu rozdawnictwa, swoistej „narodowej korupcji”, w której obywatelom najprostszym lub po prostu bardziej ceniącym 300 złotych wyprawki szkolnej od Trybunału Konstytucyjnego, znów oferuje się łapówkę socjalną w zamian za poparcie polityczne. Trudno sobie wyobrazić, nie istnieją jeszcze takie wersje PowerPointa, by mania tego niezbyt sprawiedliwego, wybiórczego i zakrojonego pod swój elektorat rozdawnictwa, mogła spiąć się finansowo.
Dlatego też dziś premier Morawiecki postanowił zrobić rzecz w mojej ocenie kompletnie niesmaczną: instrumentalnie wykorzystał osoby niepełnosprawne. Niespodzianka – jednak będziemy mieli podatki dla najbogatszych, a dla złagodzenia przekazu zostało nam to ogłoszone na tle ludzi pokrzywdzonych przez los. Podatki prawdopodobnie w dużej mierze rozejdą się nawet nie na premie polityków, ale już na kompletnie byle co w zalewie biurokracji. Nie zmienia to jednak faktu, że dziś wykorzystano osoby na wózkach inwalidzkich, by rząd kolejny raz miał z czego finansować swoje fanaberie. Obrzydliwe.
Danina solidarnościowa
Pamiętam taką scenę, końcówka rządów Platformy, gdy rodzice z wózkami inwalidzkimi okupowali Sejm – a jedyną osobą po ich stronie był poseł Arkadiusz Mularczyk. Byłem w szoku, że żyjemy w państwie w dużej mierze opiekuńczym, rozdającym pieniądze i opłacającym składki ludziom, którym zwyczajnie nie chce się iść do pracy, a jednocześnie jako cywilizowane społeczeństwo nie potrafimy się zatroszczyć o tych, którzy naprawdę tego potrzebują. Tzn. inaczej – nie byłem w szoku, było mi po prostu przykro, bo niestety tak właśnie skonstruowany jest ten socjalny aspekt państwowości, że pomaga nie temu, komu trzeba.
Poseł Mularczyk na kilka lat jakby się trochę zagubił, już nie taki fighter jak za Platformy Obywatelskiej, za to dziś premier Morawiecki instrumentalnie wykorzystał rodziny z wózkami, które powróciły do Sejmu. Zostaną nałożone nowe podatki i zostaną one nałożone na najbogatszych. Bo przecież najbogatszych tych złodziei i tak nikt nie lubi, a poza tym świetnie dadzą sobie radę.
Oficjalnie – dla dzieci na wózkach. Ale wszyscy wiemy jak to będzie wyglądało.
Z przerażeniem czekam na projekt zmian w prawie. Bo wcale bym się nie zdziwił, gdyby w myśl tej idei, najbogatszym okazał się każdy zarabiający powyżej minimalnej pensji. Komunizm.