Okres nauki, zwłaszcza w szkole średniej, kojarzy się nie tylko z czytaniem lektur czy nauką dat, ale również (a może przede wszystkim) z odkrywaniem własnej cielesności. Jest jednak liceum, które oficjalnie tego zabrania. Główna zasada w LO im. Świętej Rodziny z Nazaretu w Krakowie to… celibat w szkole.
Uczniowie katolickiego liceum z Krakowa nie powinni „podejmować aktywności seksualnej” – zarówno w szkole, jak i poza nią. To fragment z oficjalnego statutu szkoły, który jest dostępny na jej stronach.
Regulamin zresztą ściśle określa, czym jest w jego rozumieniu „aktywność seksualna”. Chodzi oczywiście o same stosunki seksualne, ale i „udział w imprezach o charakterze erotycznym oraz pozowanie do filmów i zdjęć pornograficznych, publiczne podejmowanie zachowań o zabarwieniu erotycznym”.
Co z oglądaniem filmów erotycznych? O tym na szczęście statut nie mówi. Nie można jednak ani posiadać, ani rozpowszechniać takich filmików. Trudno jednak oglądanie materiałów w sieci nazwać ich „posiadaniem”. A może regulamin był spisywany przed erą internetu i autorzy jeszcze nie zdążyli go do niej dostosować?
Zabronione jest również posiadanie „przedmiotów o charakterze erotycznym”.
Celibat w szkole. No dobrze, a czy to w ogóle legalne?
Publicznie dostępny regulamin „odnalazł” facebookowy profil Stowarzyszenie Umarłych Statutów. Autorzy posta od razu zwrócili uwagę, że zakazywanie uczniom aktywności seksualnej może być nielegalne. Bo w końcu to ogranicza podstawowe i konstytucyjne prawo człowieka o decydowaniu o swoim ciele. Sprawa już trafiła do kuratorium.
Swoją drogą, choć najciekawszym punktem statutu jest celibat w szkole, to są tam i inne kontrowersyjne zapisy. Na przykład ten o konieczności uczęszczania na religię. Można oczywiście argumentować, że to przecież szkoła katolicka, prowadzona na dodatek przez Caritas. Szkopuł w tym, że w tym samym regulaminie czytamy, że krakowskie liceum jest… szkołą publiczną. Więc jednak powinny w nim obowiązywać świeckie zasady.
Prawo prawem, ale jest również zdrowy rozsądek. Czy naprawdę wstrzemięźliwość seksualną da się zadekretować? I narzucić ludziom, przeżywającym właśnie okres burzy hormonów? Może władze szkoły tak naprawdę przymykają na to wszystko oczy? W końcu, jak stwierdził ojciec Rydzyk, „kto nie ma pokus?”.