Chiński przywódca Xi Jinping głosi chęć stworzenia „inicjatywy na rzecz bezpieczeństwa światowego, która podtrzymywałaby zasadę niepodzielności”. Przy okazji krytykuje także nakładanie jednostronnych sankcji, w domyśle – na Rosję. Czy to znaczy, że Xi chce budować chińskie NATO? A może po prostu to zwykłe dyplomatyczne ogólniki, na które nie warto zwracać większej uwagi?
Słowa Xi Jinpinga to przede wszystkim zwyczajowa krytyka USA. Czym jednak miałaby być ta nowa inicjatywa na rzecz światowego bezpieczeństwa?
W trakcie dorocznego Forum Azjatyckiego Boao chiński przywódca Xi Jinping wygłosił przemówienie, w którym pojawiła się dość interesująca koncepcja. Chiny chciałyby zaproponować „inicjatywę na rzecz bezpieczeństwa światowego”. Miałaby się ona opierać o „zasadzie niepodzielności bezpieczeństwa”, która miałaby polegać na „budowaniu zrównoważonej, skutecznej i trwałej architektury bezpieczeństwa” poprzez „sprzeciw wobec budowaniu zabezpieczeń narodowych na podstawie braku pokoju w innych krajach”.
Nie da się ukryć, że obecna światowa architektura bezpieczeństwa, oparta o Organizację Narodów Zjednoczonych, ma szereg wad. Przede wszystkim brak sprawczości, wynikającej z prawa weta stałych członków Rady Bezpieczeństwa. Przede wszystkim Rosji i właśnie Chin, ale także Stanów Zjednoczonych, które także korzystają z tego instrumentu do osłaniania swoich kontrowersyjnych działań i rozmaitych posunięć ze strony Izraela.
Trudno jednak byłoby się spodziewać, żeby Chiny chętnie zrezygnowały z uprzywilejowanej pozycji, jaką to prawo weta im daje. Nie wydaje się więc, by Xi Jinping chciał dokonywać jakiejś rewizji sposobu działania ONZ. Może więc chińskie NATO? Przywódca Państwa Środka poświęcił w końcu także niemałą część swojego przemówienia na krytykę nakładania jednostronnych sankcji i „jurysdykcji długiego ramienia”.
To niewątpliwie aluzja do sankcji na Rosję wymierzonych przez państwa zachodnie za inwazję na Ukrainę. Tyle tylko, że Chiny wcale nie garną się do wspierania Kremla inaczej, niż dobrym słowem. Tamtejsze firmy, kontrolowane przecież przez wszechwładną Komunistyczną Partię Chin, same nie chcą się narażać na sankcje. Chińskie władze zalecają im dużą ostrożność nawet jeśli chodzi o inwestowanie w osłabioną rosyjską gospodarkę. Państwo Środka nie kupi też ropy, gazu i węgla, którego nie chce już Europa.
Chińskie NATO nie mogłoby powstać, a już na pewno nie jako sojusz z Rosją i Indiami
Chińskie NATO, czy jakakolwiek pokrewna „inicjatywa na rzecz bezpieczeństwa”, musiałaby się składać z jakichś członków. Sojusz rosyjsko-chiński nie doszedł zaś do skutku głównie dlatego, że wcale nie chciał tego Pekin. Chiny najwyraźniej wcale nie chcą kredytować i aktywnie wspierać agresywnej polityki Władimira Putina. Cóż bowiem miałyby na tym zyskać? Nie da się ukryć, że to Pekin jest stroną zauważalnie silniejszą. W przeciwieństwie do Rosji ma ogromny potencjał gospodarczy, nieporównywalnie większą populację a nawet zauważalnie większe wojsko.
Chiny i Rosję łączą tak naprawdę dwie rzeczy: niechęć do Stanów Zjednoczonych i pogarda dla praw człowieka. Dlatego Pekin wojnę w Ukrainie wykorzystuje jako świetną okazję do wbijania szpilek Waszyngtonowi na każdym kroku. Różnica pomiędzy tymi dwoma państwami jest jednak taka, że Chiny naprawdę starają się rywalizować ze Stanami Zjednoczonymi. Rosjanie z kolei mówiąc o walce z Ameryką starają się przekonać świat, że jeszcze się liczą jako mocarstwo. Mogą to robić tylko dlatego, że Stany Zjednoczone nie chcą się angażować w pełni w konflikt, zajęte skądinąd Chinami.
Warto jednak odnotować, że wojna w Ukrainie unaoczniła swego rodzaju ciche, antyzachodnie porozumienie pomiędzy Rosją, Chinami i Indiami. Pomiędzy azjatyckimi potęgami, oraz Rosją, wciąż jednak jest zbyt wiele konfliktów interesów, by jakiekolwiek chińskie NATO mogło dojść do skutku. Tak jak żadne z tych państw nie jest w stanie zdzierżyć amerykańskiej hegemonii na świecie, tak z pewnością nie chciałoby uznać któregoś z dwóch pozostałych za przywódcę całego bloku. Nie pozwoliłoby im na to przekonanie o własnej wyższości nad partnerami.
Wygląda więc na to, że Xi Jinping po prostu skorzystał z okazji do przedstawienia agendy swojego kraju. Ogólny sprzeciw przeciw rozmaitym proxy-war, wezwania do budowy światowego pokoju, ta „niepodzielność bezpieczeństwa”. Wszystko można sprowadzić do tego, że Tajwan – zdaniem Pekinu – jest częścią Chin. A tak w ogóle, to każde państwo powinno robić w swoich granicach co mu się podoba bez groźby zagranicznej interwencji. Tak naprawdę trudno tutaj mówić o czymkolwiek nowym. „Inicjatywa na rzecz światowego bezpieczeństwa” to po prostu kolejny środek do wyrażenia zwyczajowych chińskich tez.