Na co oni czekają? Na upadek Kijowa, czy pierwsze obozy koncentracyjne?
Po szumnych zapowiedziach polityków takich, jak przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, czy prezydent USA Joe Biden, można było oczekiwać, że sankcje na Rosję będą rzeczywiście dotkliwe. W końcu miały być "niszczycielskie" i "takie, jakich Unia Europejska nigdy nie nałożyła na żadne państwo". Putin miał stać się "pariasem na arenie międzynarodowej". Spodziewano się odcięcia Rosji od systemu finansowego SWIFT. Okazało się jednak, że na przeszkodzie stanęły interesy i prorosyjskie sentymenty.
Jakie sankcje rzeczywiście nałożono? Von der Leyen wyjaśnia:
Wcześniejsze wypowiedzi medialne sugerowały raczej 80 proc. Jak widać nawet tego nie udało się utrzymać w toku negocjacji. Nie wspominając już o pytaniu, dlaczego sankcje na Rosję nie obejmą wszystkich tamtejszych banków. Włączenie systemu SWIFT pod obrady odrzucił kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Miał stwierdzić, że zachód powinien sobie zostawić środki na wypadek, gdyby sankcje należało zaostrzyć. Trudno powiedzieć na co Niemcy chcą czekać. Być może na upadek Kijowa? Odpowiedzią może 30 miliardach dolarów należących do europejskich banków, a ulokowanych w Rosji.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
W tym wypadku nie da się ukryć, że Rosja jest jak najbardziej w stanie produkować sobie samoloty sama. Podobnie zresztą jak modernizować swoje rafinerie. Dalsze restrykcje wprowadzane przez zachód wydają się jeszcze mniej przemyślane.
Brytyjczycy i Amerykanie zdecydowali się na nieco surowsze sankcje, niż Unia Europejska
Owszem, odcięcie Rosji od półprzewodników i zachodniej elektroniki rzeczywiście może zaboleć. O ile Kreml nie będzie w stanie uzupełnić strat dzięki pomocy Chin. Jeśli chodzi o oprogramowanie, to Rosjanie z całą pewnością są w stanie poradzić sobie sami. W końcu wśród relatywnie nielicznych rosyjskich produktów cieszących się na zachodzie uznaniem są właśnie programy komputerowe. W przypadku polityki wizowej również zabrakło odwagi. Brak uprzywilejowania w żadnym wypadku nie oznacza zakazu wstępu.
Warto przy tym wspomnieć, że Unia Europejska swoje sankcje na Rosję konsultowała ze Stanami Zjednoczonymi. Amerykanie zdecydowali się na bardzo podobne posunięcia, chociaż równocześnie zamrażają aktywna czterech dużych rosyjskich banków w USA. Mowa o kwotach sięgających nawet biliona dolarów. Wcześniej administracja Joe Bidena nałożyła sankcje na spółkę Nord Stream 2 AG. Te same, które wcześniej sama cofnęła, w ramach ustępstw wobec Niemiec.
W podobny sposób sankcje na Rosję nałożyła Wielka Brytania. W tym przypadku zamrożone aktywa rosyjskich banków wynoszą nawet 154 mld funtów. Do tego Brytyjczycy zamierzają odciąć wszystkie rosyjskie firmy od środków zgromadzonych na swoich rynkach finansowych. Ponadto Wielka Brytania zrobiła coś, na co pozostałe państwa zachodnie nie miały odwagi. Premier Boris Johnson zdecydował nałożyć na rosyjską linię lotniczą Aerofłot zakaz lądowania na brytyjskich lotniskach.
Sankcje na Rosję są tak łagodne m.in. przez Niemcy, Węgry, Włochy i Cypr
Jakie skutki mogą przynieść tak ograniczone sankcje? Brytyjczycy szacują, że są w stanie w ciągu najbliższych 12 miesięcy obniżyć PKB Rosji o kilka punktów procentowych. To niewiele. O wiele większą krzywdę swojej gospodarce zrobiłaby sama Rosja próbując okupować całą Ukrainę.
Dlaczego sankcje na Rosję okazały się tak mizerne? Odpowiedź na to pytanie wskazano już wyżej. Jednym z głównych winowajców są Niemcy - wciąż powiązani biznesowo z Rosją. To jednak nie jedyne państwo na liście wstydu. Należy do niej dopisać jeszcze tradycyjnie prorosyjskie Włochy i Węgry oraz Cypr żyjący z interesów z rosyjskimi oligarchami.
Dosyć dobrze taki stan rzeczy podsumował były przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. Obecny szef Europejskiej Partii Ludowej ujął to w następujący sposób:
W międzyczasie Rosjanie dopuszczają się zbrodni wojennych z premedytacją atakując ukraińską ludność cywilną. Nie wspominając nawet o zbrodniach przeciwko pokojowi w postaci prowadzenia niesprowokowanej wojny napastniczej. Po raz kolejny złudzenia europejskich polityków odnośnie możliwości "dyplomatycznego rozwiązania konfliktu" okazały się silniejsze, niż rzeczywistość. Zamiast działać rozkładają ręce - jak zwykle.
Władimir Putin od dawna otwarcie gardzi niezdecydowaniem i słabością zachodu. Szydzi z braku gotowości do użycia siły przez świat demokratyczny. To właśnie przez ciągły appeasement Putin napada kogo chce, jak chce i kiedy chce. Zachodni politycy powinni wbić sobie wreszcie do głowy, że Rosjanie nie przejmują się okrągłymi słówkami i pozorowanymi ruchami. To wojna, nie szkolny teatrzyk.