Czas oczekiwania na rozstrzygnięcie w sądach wymknął się już spod kontroli
Lata lecą, rządy się zmieniają, a średni czas trwania postępowań sądowych, zamiast maleć systematycznie, tylko rośnie. Opracowanie na ten temat opublikował w kwietniu tego roku portal ciekaweliczby.pl, posiłkując się danymi Ministerstwa Sprawiedliwości. Statystycznie rzecz ujmując, przeciętna sprawa sądowa w Polsce w zeszłym roku ciągnęła się przez 6 miesięcy. W 2014 r. było to 4,6 miesiąca.
Wydawać by się mogło, że różnica nie jest aż taka duża, choć równie dobrze można argumentować, że przez dekadę postępowania sądowe wydłużyły się średnio o ponad 20 proc. Warto też zwrócić uwagę na kilka niuansów. Przede wszystkim sądy różnych szczebli pracują w różnym tempie. Sądy rejonowe zazwyczaj są szybsze, a okręgowe załatwiają sprawy zauważalnie wolniej. W pierwszym przypadku na rozstrzygnięcie w zeszłym roku trzeba było czekać średnio 5,7 miesiąca, a w drugim aż 11 miesięcy.
To nie koniec. Poszczególne rodzaje postępowań sądowych zauważalnie się od siebie różnią. Na przykład sprawy karne są zazwyczaj stosunkowo szybkie i tempo ich rozpatrywania przez sądy pozostaje od lat na względnie stabilnym poziomie. W 2014 r. na wyrok karny w sądzie rejonowym czekało się zaledwie 3,3 a w zeszłym 3,9 miesiąca. W sądach okręgowych sprawy karne rozpatrywane są średnio w ciągu 9,1 miesiąca. Dekadę wcześniej trzeba było czekać dłużej, bo 9,8 miesiąca.
Sprawdź polecane oferty
Nawet 1200 zł w tym 300 zł na Mikołajki
Citi Handlowy
IDŹ DO STRONYRRSO 19,91%
O wiele gorzej wygląda to w bliższych ludziom sprawach cywilnych. W 2014 r. na rozstrzygnięcie w sądzie rejonowym trzeba było czekać 4,7 miesiąca, a rok temu 6,1 miesiąca. Sądy okręgowe dekadę wcześniej wydawały wyroki średnio po 7,4 miesiąca, a rok temu tempo ich pracy spadło do 10,2 miesiąca. Rekordzistami pod względem przewlekłości są sprawy dotyczące prawa pracy i prawa ubezpieczeń. W sądach rejonowych w zeszłym roku czekało się na wyrok przez 9,9 miesiąca. W 2014 r. okres ten wynosił 6,8 miesiąca. Jeżeli chodzi o sądy okręgowe, to nie ma niespodzianki: w 2024 r. na rozstrzygnięcie oczekiwało się aż 13,4 a w 2014 r. 8,4 miesiąca. Sprawy gospodarcze toczące się przed sądami okręgowymi cechuje zbliżone tempo rozstrzygania.
Warto wspomnieć, że zestawienie portalu ciekaweliczby.pl dotyczy wyłącznie spraw toczących się w pierwszej instancji. Rozstrzygnięcie nie musi więc być prawomocne. Tym samym czekanie na wyrok może się wydłużyć jeszcze bardziej. Sąd drugiej instancji może też niekiedy odesłać sprawę do ponownego rozpatrzenia w pierwszej. Nie ma się co dziwić, że na prawomocny wyrok trzeba niekiedy czekać latami.
Winę za zapaść sądownictwa ponosi przede wszystkim reformatorski zapał polityków
Długi czas oczekiwania na wyrok ma niebagatelne znaczenie dla obywateli, którzy muszą stanąć przed sądem. Dotyczy to zarówno osób, które domagają się jakiejś formy rozstrzygnięcia, jak i tych, którzy stoją po przeciwnej stronie barykady. Długotrwałe procesowanie się to niepotrzebne wydatki i stres. Najważniejsze wydaje się jednak pogarszanie sytuacji stron. Na przykład świadkowie, których chcemy powołać w sprawie, z każdym kolejnym miesiącem coraz słabiej pamiętają szczegóły naszej sprawy. Przez cały ten czas musimy się mierzyć z nieakceptowalnym przez nas stanem faktycznym albo jakąś formą prowizorki ustanowionej w formie sądowego zabezpieczenia.
Powyższy opis może się wydawać dość abstrakcyjny. Bez trudu możemy znaleźć bardziej konkretne przypadki. Na rozstrzygnięcie spraw Frankowiczów czeka się zwykle 1,5-2,5 roku w pierwszej instancji i kolejne 1-1,5 roku w drugiej. Sprawy o alimenty ciągną się zazwyczaj przez kilka miesięcy, niekiedy w okolicach roku. Podobnie jest w przypadku spraw przed sądami pracy o niezgodne z prawem wypowiedzenie. Sama sprawa o eksmisję trwa zwykle 6-12 miesięcy, ale to jedynie część całego postępowania. Wszystkie te rodzaje spraw łączy ścisły związek z majątkiem osoby, która próbuje się sądzić.
Dlaczego czekanie na wyrok w Polsce trwa tak długo? Co ciekawe, wcale nie chodzi o liczbę spraw trafiających do sądów. W 2014 r. toczyło się 6,4 miliona postępowań sądowych pierwszej instancji, w 2024 r. było ich już tylko 4,7 miliona. Polsce nie brakuje też sędziów. Jeżeli chodzi o ich liczbę na 100 tys. mieszkańców, to nasz kraj nie ma się czego wstydzić z wynikiem w okolicach 25. Plasujemy się nieco powyżej unijnej średniej.
Od lat nawołuje się do reformy wymiaru sprawiedliwości, która miałaby przyspieszyć załatwianie spraw obywateli. Wydaje się jednak, że przeprowadzane w kolejnych kadencjach parlamentu zmiany okazały się lekarstwem dużo gorszym od choroby. Trudno się zresztą dziwić. Reformy polegające na obsadzeniu "swoimi" sędziami najważniejszych sądów w Polsce nie mogły przynieść niczego produktywnego. Podobnie jest z komplikowaniem procedur tylko po to, by "tamci" nie mieli przypadkiem jakiejś możliwości, by się odwinąć "reformatorom".
Możemy śmiało postawić tezę, że od dekady obserwujemy polityczne przepychanki, które reformą wymiaru sprawiedliwości są tylko z nazwy. Niestety nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie coś się miało w tej sprawie zmienić. Reformatorskie wysiłki obydwu stronnictw sprawiły, że najważniejsze sądy, trybunały i organy nadzoru nad sądami stały się skrajnie dysfunkcyjne. Zaryzykowałbym też stwierdzenie, że usprawnienie pracy sądów poprzez zagonienie do tej najprostszej części studentów nie przyniesie spodziewanych rezultatów. Zwłaszcza że Ministerstwo Sprawiedliwości chce ograniczyć tę możliwość jedynie do studentów co najmniej III roku kierunku Prawo. Cyfryzacja sądownictwa zaś potrwałaby lata, jeśli rzeczywiście zaczęto by ją na poważnie wdrażać. Rezultat jest prosty do przewidzenia: czekanie na wyrok będzie się tylko wydłużało.