Pod znakiem zapytania stanęły rządowe dopłaty do prądu. Mina Andreewa, rzeczniczka Komisji Europejskiej, na konferencji prasowej w Brukseli ogłosiła, że Komisja wciąż czeka na notyfikację od polskiego rządu. Przypomnijmy – pomoc publiczna dla przedsiębiorstw prywatnych jest w Unii Europejskiej zakazana.
W tekście z końca grudnia 2018 roku ostrzegałem, że rządowy projekt mający walczyć z podwyżkami cen prądu w przyszłości, może zostać zanegowany przez Unię Europejską. Dziś na konferencji prasowej mogliśmy usłyszeć z ust rzeczniczki KE takie słowa:
„Państwa członkowskie są zobowiązane do notyfikowania Komisji Europejskiej o wszelkich działaniach pomocy publicznej przed ich wdrożeniem. Do tej pory nie otrzymaliśmy notyfikacji od polskich władz, ale tego byśmy oczekiwali. […] Działamy na podstawie prawa europejskiego. Zgodnie z nim takie działania powinny być notyfikowane, aby Komisja mogła się im przyjrzeć. Tą kwestią zajmiemy się, gdy otrzymamy notyfikację””
To, że taka notyfikacja w ogóle nie została sporządzona, może być celową zagrywką rządu. W poprzednim artykule postawiłem tezę, że ma to być tylko wybieg, który niejako przeniesie odpowiedzialność za faktyczne podwyżki z rządu, na „złą Unię Europejską”. Niezłożenie notyfikacji już po wejściu w życie projektu (podczas gdy powinna zostać złożona wcześniej) jest solidnym argumentem za takim rozumowaniem.
Ustawa oparta jest o cztery filary, jednym z nich są właśnie dopłaty do prądu, które rząd ma wypłacać bezpośrednio przedsiębiorstwom energetycznym. To właśnie ta część, chociaż najmniej w praktyce wpływa na ceny prądu w szerokim ujęciu, może być przez Unię Europejską zanegowana. Pozostałe filary ustawy, polegające na obniżkach danin publicznych czy inwestycji w nowsze technologie, nie są tak kontrowersyjne w kontekście prawa UE.
Oczywiście niezależnie od tego, czy Komisja ostatecznie zaneguje te dopłaty czy nie, wpływ tej decyzji na realne ceny prądu będzie minimalny. Zmieni się tylko to, czy za część zapłacimy w podatkach, czy za całość bezpośrednio. Szczerze powiedziawszy zablokowanie dopłat może wbrew pozorom być korzystniejsze dla naszych kieszeni – ostatecznie transfery finansowe też wymagają obsługi, która kosztuje. Z pewnością będzie też lepsza dla świadomości społecznej Polaków.
Czy mamy tutaj do czynienia z celowym ignorowaniem norm unijnych, niewiedzą, czy długofalową zagrywką PR-ową? Być może nigdy nie dowiemy się na pewno, ale żadna z tych odpowiedzi nie napawa optymizmem.